środa, 6 sierpnia 2014

CZ. II - 17 # Po prostu pozwól jej w końcu odejść.

Nie zorientowałam się nawet, kiedy chłopak uniósł mnie do góry i zaniósł do jednego z pokoi.
- Uczyniłaś jakieś postępy na zajęciach? - zapytał, kiedy leżeliśmy już razem na ogromnym łóżku.
- Mhm. - kiwnęłam głową. - Niedługo będę najlepsza w całej grupie. - oboje parsknęliśmy cichym śmiechem. Rozchyliłam znów wargi, aby zacząć opowiadać mu o jednej z sytuacji mającej miejsce podczas zajęć, ale przerwał mi gestem ręki.
- Rozmawiałem dziś długo z Carmen i..
- Czemu mnie to nie dziwi? - mruknęłam, jakby sama do siebie, a chłopak zmarszczył brwi, patrząc na mnie pytająco. - Kontynuuj. - westchnęłam tylko.
- Jedziemy za chwilę spotkać się z moim ojcem. - oblizał nerwowo usta.
- Chwila, chwila. - zmieniłam pozycję na siedzącą. - Mówiąc "jedziemy" masz na myśli..
- Mnie i Carmen. - mruknął, jakby oczekując na mój wybuch gniewu. Postanowiłam jednak zachować spokój i odetchnęłam cicho.
- Dlaczego nie pomyślałeś o mnie? - zapytałam wprost. - Uważam, że powinnam być uwzględniona w tego typu sprawach, to ważne dla Ciebie i..
- Zrozum - znów mi przerwał - że ja i Carmen jesteśmy naprawdę bliskimi przyjaciółmi. Od zawsze trzymaliśmy się razem w czasie konfliktów rodzinnych. - uniosłam dłoń do góry, nie oczekując kontynuacji wypowiedzi.
- Justin. - spojrzałam na niego znacząco. - Chciałabym Ci przypomnieć, że jestem Twoją dziewczyną. Myślałam, że nasza więź jest nieco silniejsza. - ale widocznie się pomyliłam.
- Daj spokój, Sophie. - westchnął szatyn. - Nie mów mi, że chcesz kolejnej kłótni. - uniosłam brwi, milcząc przez dłuższą chwilę.
- Usiłuję zakomunikować Ci jak bardzo daje się we znaki to, że Twoja bliska przyjaźń z Carmen staje się ważniejsza od naszego związku. - zaplotłam ręce na piersi, nie zdając sobie sprawy z tego, że przypominam obrażone dziecko. Oczekiwałam zapewnień o tym jak jestem dla niego ważna lub zmiany decyzji o jego planach, ale chłopak burknął coś tylko pod nosem, a w pokoju pojawiła się nagle irytująca blondynka. Justin wstał od razu z łóżka, a dziewczyna uśmiechnęła się do niego, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi. Co najlepsze, szatyn zapomniał chyba nagle, że znajduję się w tym samym pomieszczeniu, ponieważ bez słowa ruszył szybko ku drzwiom. - Jeżeli teraz wyjdziesz to..
- To co? - Carmen parsknęła śmiechem, unosząc brew, a chłopak spojrzał na mnie pytająco.
- Tylko nie wróć za późno. - szepnęłam, odwracając się w stronę ściany. Usłyszałam po chwili dźwięk kilku kroków, a zaraz potem zamykające się drzwi pokoju i śmiech uroczych przyjaciół. Zacisnęłam powieki, usiłując się uspokoić i nakryłam się kołdrą aż po same uszy.

Przez długi czas próbowałam zasnąć, ale moja podświadomość nie pozwalała mi stracić czujności. Tajemniczy uśmiech Carmen nie wróżył niczego dobrego, a dziwne zachowanie Justina i jego wyraźna chęć ucieczki ode mnie były jeszcze bardziej frustrujące. Co więcej, kilkakrotne wybieranie jego numeru oraz wysłanie kilku wiadomości nie pomogło mi się z nim skontaktować. W końcu odrzuciłam telefon na bok  i wstałam z łóżka chodząc nerwowo po pokoju. Co jakiś czas wyglądałam przez okno mając nadzieję, że zobaczę stojący na podwórku samochód Justina, ale chłopakowi wcale nie śpieszyło się chyba do domu. Dopiero po kilku godzinach, kiedy siedziałam w ciemności na podłodze, wpatrując się tępo w ścianę, usłyszałam kroki na schodach. Drzwi pokoju otworzyły się, a Justin, nieświadomy chyba tego, że nie śpię, wślizgnął się po cichu do pomieszczenia i usiadł ostrożnie na łóżku, pozbywając się swojej koszulki.
 - Wszystko w porządku? - zapytałam cicho.
- Sweetheart. - wymamrotał chłopak. - Dlaczego nie śpisz? - zmarszczyłam czoło, wyczuwając jak plącze mu się język i wstałam powoli, zapalając światło, a on wstał szybko z łóżka, podchodząc do szafy.
- Nie odbierałeś. - szepnęłam, kiedy po dłuższym czasie nie obdarzył mnie nawet spojrzeniem.
- Nie lubię kontroli. - mruknął, jakby nieco zdenerwowany. Przymknęłam na chwilę powieki, biorąc głęboki wdech.
- Myślisz, że dzwoniłam, by Cię sprawdzić? - zapytałam z niedowierzaniem.
- A niby po co innego? - wpatrywałam się wciąż w niego, kiedy udawał, że szpera w szafie w poszukiwaniu ubrań.
- Bo czuję ulgę, gdy słyszę Twój głos? - oparłam się o drzwi. - Kiedyś wiedziałeś jak to jest. Pamiętasz? - zapytałam smutno. Chłopak odwrócił się powoli w moją stronę, a ja przyjrzałam mu się w końcu dokładnie. Możnaby stwierdzić, że wyglądał normalnie, jednak kiedy przeniosłam wzrok na jego twarz, w oczy rzuciły mi się jego rozszerzone źrenice i przymrużone powieki. W głowie poskładałam szybko wszystko w logiczną całość i zagryzłam nerwowo dolną wargę. - Dobrze się bawiłeś? - zapytałam wprost.
- O co Ci do cholery chodzi? - jego sposób mówienia podtrzymywał mnie tylko w przekonaniu, że jest pod wpływem jakichś odurzających środków.
- Powiesz mi chociaż gdzie tak naprawdę byłeś? - spytałam podirytowana, odsuwając się w porę od drzwi, bo po chwili do pokoju wparowała Carmen.
- Możesz już skończyć te przesłuchanie? - syknęła w moją stronę. - Jest środek pieprzonej nocy i chciałabym położyć się spać. - pokręciłam tylko głową, wbijając wciąż wzrok w mojego chłopaka.
- Przestań już. - mruknął zażenowany.
- Więc może Ty mi powiesz? - zwróciłam się do dziewczyny. - Zawsze jesteś taka szczera. - uśmiechnęłam się słodko, a blondynka przewróciła tylko oczami.
- Wciągnęliśmy sobie po kresce albo po dwie, wielkie mi rzeczy. - parsknęła, na co otworzyłam szerzej oczy.
- Słucham? - błądziłam przez chwilę wzrokiem po jej twarzy, po czym przeniosłam go znów na szatyna, który przecierał własnie zmęczoną twarz dłońmi.
- Możemy porozmawiać jutro? - mruknął, kiedy skończył klnąć pod nosem, a ja pokręciłam przecząco głową.
- Ja.. ja nie wierzę. - szepnęłam, chociaż przecież sama domyśliłam się od razu prawdy.
- W co? Że Justin też lubi się zabawić? Że nie możesz go trzymać wiecznie na smyczy? Że jest ktoś, kto potrafi pokazać mu coś fajnego, zamiast ciągłego użalania się nad swoim marnym losem? - prychnęła z pogardą Carmen. Poczułam w oczach łzy wściekłości.
- Bzdura. - mruknął w końcu Justin, patrząc na swoją przyjaciółkę, a ona przerwała mu, zanim zdążył dopowiedzieć coś jeszcze.
- Po prostu pozwól jej w końcu odejść. I tak wszystko psuje. - zdenerwowana zacisnęłam dłoń w pięść i uderzyłam nią w drzwi, sycząc cicho z bólu.
- Nie wierzę. - powtórzyłam. - Było między nami tyle pięknych chwil, przeszliśmy razem przez tyle spraw, było nam tak cholernie ciężko, ale wciąż okazywaliśmy sobie miłość i radziliśmy sobie ze wszystkim, a nagle pojawia się ta zdzira, która nie dość, że nas od siebie oddala, dodatkowo robi z Ciebie ćpuna! - krzyknęłam głośno, czując, że moje policzki stają się wilgotne od spływających po nich łez.
- Ty szmato.. - Carmen otworzyła szeroko oczy i wyrwała w moją stronę.
- Przestań! - warknął Justin, łapiąc ją szybko za ramiona.
- Odszczekaj to. - wysyczała blondynka przez zaciśnięte zęby.
- Nie jestem psem. - odwróciłam wzrok w stronę okna i zacisnęłam usta w cienką linię, usiłując powstrzymać płacz.
- Ale suką owszem. - uśmiechnęła się odrobinę zbyt słodko, nie starając się jednak ukryć swojej wściekłości.
- Przestań. - poprosił ciszej Justin, ściskając delikatnie jej ramiona.
- Nie powiedziałeś jej, prawda? - syknęła blondynka, wyrywając mu się. - Co, bałeś się, że Cię zostawi? - prychnęła, unosząc pytająco brew. - Jak widać panna idealna wcale taka nie jest. - dodała głosem pełnym jadu, patrząc z wyższością w moją stronę.
- O co chodzi? - zapytałam cicho, ocierając łzy i starając się uspokoić.
- Zamknij się. - warknęła dziewczyna, powstrzymując się chyba od splunięcia prosto na moją twarz.
- Cholera.. - jęknął zdenerwowany Justin, jakby sam do siebie i ukucnął na chwilę, pociągając za końce swoich włosów.
 - Dowiem się w końcu co jest grane? - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, a kiedy Carmen otworzyła usta, chłopak szybko podszedł do mnie.
- Porozmawiajmy o tym jutro, proszę. - szepnął w moje usta. - Na spokojnie. - odepchnęłam go lekko i bez słowa położyłam się na łóżku, chcąc pokazać blondynce, że uznałam temat za zakończony. Jednak kiedy wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami, spojrzałam pytająco na mojego ukochanego. - Sophie, ja..
- O co chodzi? - powtórzyłam szeptem. - I nie zbliżaj się do mnie w tym stanie. - wysyczałam, zauważając, że podchodzi do łóżka. Odetchnął głęboko i uklęknął na podłodze.
- Miałem kiedyś pewne problemy i...
- Ty tchórzu! - Carmen znowu wparowała do pokoju. - Po prostu powiedz jej jak zamieniłeś się w zwykłego ćpuna i kiedy ja zamierzałam już nam pomóc...
- Zamknij się. - warknął zirytowany w jej stronę, zaciskając dłonie w pięści. - Jak wszyscy wiemy, to właśnie ja wyszedłem z tego cało bez pieprzonych odwyków. - jeszcze nie widziałam, aby reagował na jakiekolwiek jej słowa takim stanem. Nagle ponownie poukładałam sobie w głowie kilka elementów układanki. Nie patrzę na dwójkę rozkosznych przyjaciół, ale na ofiary rozbitego związku, które wyniszczały same siebie na tyle, aby rozdzieliła ich potrzeba walki z nałogiem, na którą zdecydowała się jedna z nich. Czas, w którym się nie widzieli był niesieniem pomocy tej suce, a na całe te przebywanie w czymś w rodzaju pokoju bez klamek zdecydowała się jedynie dla dobra ich relacji. Relacji, które właśnie oboje starają się odbudować. Relacji, której staję na drodze, pomimo tego, że jestem.. - Potrzebuję Cię. - z zamyślenia wyrwały mnie słowa chłopaka. Cholera, nawet nie zauważyłam, kiedy pozbył się Carmen, a w jego oczach pojawiły się łzy. Nie byłam pewna czy zwyczajnie zmusza się do pożałowania czegokolwiek, czy to tylko efekt działania prochów. Coś w jego spojrzeniu sprawiło jednak, że mu uwierzyłam i niewiele myśląc, przesunęłam się, robiąc mu miejsce obok siebie. Kiedy wślizgnął się pod kołdrę i owinął ręce wokół mojego ciała, wpatrywałam się wciąż w jego przymrużone nieco oczy. Oczy, które nadal mówiły o miłości. Jednak moje, pozbawione jakichkolwiek emocji, pytały tylko bezgłośnie ile jeszcze może być tych ostatnich szans?

Stałam w pokoju, ubrana w jasną sukienkę i stukałam nerwowo obcasami o podłogę, czekając na przybycie Justina, z którym miałam spędzić w końcu miły wieczór. Wpatrywałam się w lustro, mając nadzieję, że wyglądam co najmniej nieźle. Kiedy zerknęłam na zegarek po raz siódmy, drzwi otworzyły się, a chłopak wszedł do pokoju nawet mnie nie zauważając. Miał na sobie jedynie dresowe spodnie, a włosy wciąż mokre po prysznicu. Przez chwilę wpatrywałam się w niego tępo, a kiedy podszedł do szafy, wyciągając z niej świeżą koszulkę, w końcu obdarzył mnie spojrzeniem i zagwizdał z uznaniem.
- Ślicznie wyglądasz. - zamruczał cicho, a kiedy rozchyliłam wargi, odwrócił się w moją stronę, zakrywając w końcu rozpraszający mnie nagi tors. - Ale co to za okazja? - tym pytaniem zbił mnie z tropu i unosząc brwi ku górze, usiadłam na łóżku.
- Zapomniałeś, prawda? - zapytałam cicho, wpatrując się w swoje buty.
- O czym Ty.. - tak, teraz sobie przypomniał i chyba zrobiło mu się głupio, bo przez kilkadziesiąt sekund nie wydukał z siebie ani jednego słowa. - Skarbie, wybacz mi, ale zaraz mam ważne spotkanie z..
- Z kimś ważniejszym ode mnie. - uśmiechnęłam się sztucznie i zsunęłam szpilki, wstając z miejsca.
- Sophie, proszę.. - zaczął, ale przerwałam mu lekceważącym machnięciem ręki. Wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami. I chociaż postanowiłam, że nie uronię ani jednej łzy, moje policzki stały się wilgotne, kiedy okazało się, że chłopak nie pofatygował się nawet, aby wyjść za mną.