Obudziłam się wtulona w Justina, co było dla mnie idealnym powitaniem nowego dnia. Zamrugałam kilkakrotnie, po czym przetarłam swoje zaspane powieki i uniosłam wzrok do góry. Kiedy moje oczy spotkały się z czułym spojrzeniem chłopaka, poczułam, że moja twarz przybiera różowy odcień.
- Dzień dobry. - mruknął, głaszcząc mnie po policzku.
- Dzień dobry. - muśnięcie jego ust przemieniło się w krótki, aczkolwiek bardzo słodki pocałunek.
- Jak się spało? - zapytał, przejeżdżając palcami po moim ramieniu.
- Całkiem dobrze. - moje ciało delikatnie zadrżało pod wpływem jego dotyku, a brązowooki tylko się uśmiechnął. Kiedy wstał z łóżka, wziął mnie na ręce i zaniósł do łazienki.
- Daję Ci pół godziny. - postawił mnie na ziemi, a ja zmarszczyłam brwi. - No co? Mam ochotę na poranny spacer z moją dziewczyną.
Każda chwila z Justinem była dla mnie błogosławieństwem. Mając go przy sobie, tak szczęśliwego, każda minuta była jak piękny sen. Szkoda tylko, że szybko musiałam powracać do rzeczywistości. Staliśmy roześmiani na jego podwórku, a kiedy odchyliłam głowę, dając jego wargom dostęp do mojej szyi, zauważyłam, że w oknie poruszyła się firanka. Wiedziałam już, że jeszcze niedawno była tam Carmen. Justin, zauważywszy nagłą zmianę mojego nastroju, podążył za moim wzrokiem. Kiedy znów na mnie spojrzał, uśmiechnął się krzywo.
- Nie przepada za mną. - mruknęłam z przekonaniem.
- To nie tak.. - brązowooki podrapał się po głowie, szukając chyba jakiejś wymówki.
- Nie kręć. - poprosiłam. - Przecież widzę, że zwyczajnie mnie nie lubi. - usiłowałam zachować neutralny wyraz twarzy. - Tylko dlaczego? Zrobiłam coś nie tak? - pomimo wszystko, Carmen była bliska Justinowi, dlatego chciałam poprawy naszych relacji.
- Szczerze? - pokiwałam głową.
- Jak zawsze. - wstrzymałam oddech, wpatrując się w twarz zniechęconego chłopaka.
- Uważa, że nie powinienem Ci ufać.. no wiesz, że nie jesteś dla mnie odpowiednią dziewczyną. - opuściłam ręce i usiadłam na trawie, a Justin zaraz poszedł w moje ślady. - Nie przejmuj się tym..
- Ona mnie nawet nie zna. - jęknęłam, wpatrując się w dół.
- Ale ja tak. - powiedział wesoło. - I dlatego obiecuję, że jej uprzedzenia nie zepsują naszego związku. - szepnął w moje włosy. Jakoś trudno było mi uwierzyć w te słowa. Miałam wrażenie, że jeżeli coś między nami pójdzie nie tak, to właśnie przez tą dziewczynę. Postanowiłam jednak nie drążyć tego tematu.
W kuchni natknęliśmy się na Pattie, a jej postawa nie wróżyła niczego dobrego. Siedziała przy stole, z twarzą ukrytą w trzęsących się dłoniach.
- Co się stało? - zapytał Justin, podchodząc do kobiety. Jednak ona milczała. - Mamo? - chłopak chwycił ją za podbródek i zmusił do spojrzenia w jego oczy.
- Wszystko w porządku. - zapewniła słabym głosem. - Idźcie na górę. - usiłowała wysilić się na uśmiech.
- Jesteś przerażona. - stwierdził po dłuższej chwili.
- Justin, to nic..
- Sophie. - zwrócił się do mnie. Posłałam mu pytające spojrzenie. - Możesz zostawić nas samych? - pokiwałam tylko głową, po czym bezceremonialnie opuściłam pomieszczenie.
- W porządku. Nie musisz mi mówić. Twoja mama nie chciała, abym wiedziała, a ja to szanuję. - uśmiechnęłam się przekonująco, chociaż tak naprawdę bardzo chciałam wiedzieć o co chodzi. Nie dlatego, że zżerała mnie czysta ciekawość, ale zwyczajnie się martwiłam.
- To nie tak. Chyba po prostu wstydziła się o tym mówić przy Tobie. - chłopak złapał mnie za rękę, a ja czekałam tylko, aż poukłada swoje myśli.
- To coś związanego z Twoim ojcem, prawda? - zapytałam nieśmiało. Brązowooki pokiwał głową.
- Chyba się z nim widziała. - powiedział, intensywnie nad czymś myśląc.
- Czy on coś jej zrobił? - spróbowałam odgadnąć. Chłopak zmroził mnie wzrokiem.
- Myślisz, że gdyby tak było, nadal bym tu siedział? - jego ton głosu był niemalże lodowaty.
- Więc o co chodzi? - zapytałam powoli. Justin machnął tylko ręką, po czym szybko zmienił temat. Twierdził, że niewiele wie, dlatego nie powinniśmy zagłębiać się w tą sprawę. Po jakimś czasie bez słowa wyszedł z pokoju. Mijały kolejne minuty, a on nadal nie wracał. Sytuacja z jego ojcem przypomniała mi o moich rodzicach. Czas mijał, a ja nadal nie dowiedziałam się niczego na ich temat. Powinnam chyba w końcu zacząć działać. Nie wiedziałam jednak jak się za to wszystko zabrać. Miałam nadzieję, że chłopak pamiętał o tym, że obiecywał mi pomoc. Bez niego na pewno nie dam sobie rady. Jest częścią mojego życia, więc powinien być i częścią całej tej sytuacji. To jedna z tych chwil, w których potrzebuję go najbardziej. Postanowiłam go poszukać. Myślałam, że potrzebował chwili samotności, jednak odnalazłam go siedzącego w pokoju z Carmen. - Justin.. - zaczęłam. - Możemy porozmawiać? - mruknęłam nieśmiało.
- Oczywiście. - przywołał mnie do siebie gestem ręki. Wolnym krokiem udałam się w jego stronę. - O co chodzi? - zapytał, kiedy już stałam dostatecznie blisko niego.
- W cztery oczy. - spojrzałam znacząco na blondynkę, która właśnie zmrużyła oczy.
- Teraz to ja z nim rozmawiam. - syknęła. Chciała chyba wstać, ale Justin chwycił ją za rękę. Może dlatego, że chciał, aby się uspokoiła, ale i tak poczułam się niezręcznie.
- Czy to nie może poczekać? - spytał zrezygnowany. Uniosłam brwi do góry, wbijając wzrok w ich splecione palce. - Poruszyliśmy właśnie ważny temat. - jego spojrzenie nie wyrażało właściwie żadnych uczuć, za to Carmen uśmiechnęła się z wyższością.
- Jasne. - odwróciłam się w stronę drzwi. - Ostatnio ważne jest dla Ciebie wszystko, oprócz mnie. - dodałam podłamana, mając nadzieję, że tego nie usłyszy.
- Daj spokój. - jęknął za mną.
- Właśnie to robię. - posłałam mu ostatnie spojrzenie, dopełnione sarkastycznym uśmiechem, po czym spokojnie wyszłam i oparłam się o drzwi.
- Na czym skończyliśmy? - usłyszałam głos niewzruszonej Carmen. Może nie powinnam, ale postanowiłam jednak zaczekać, aby dowiedzieć się, o czym rozmawiali. - Ah, już pamiętam. Nie martw się, skarbie. Myślę, że Twój ojciec po prostu.. - otworzyłam szerzej oczy. Wygląda na to, że ja po prostu nie byłam odpowiednią osobą do rozmowy o nim. Zaciskając usta, odeszłam do pokoju gościnnego. Spędziłam dłuższy czas na wpatrywaniu się w ścianę, usiłując znaleźć sposób lub czynność, która pomoże mi się trochę rozluźnić. Do głowy przyszło mi tylko jedno, a mianowicie, zajęcia taneczne. Odszukałam w telefonie Justina numer do instruktorki, a po skontaktowaniu się z nią, spakowałam do torby kilka potrzebnych mi rzeczy i ruszyłam do wyjścia. Po drodze wpadłam na Carmen, która właśnie wyszła z pokoju, w którym jeszcze niedawno przebywała z moim ukochanym. Chciałam ją po prostu ominąć, ale mi na to nie pozwoliła.
- No co? - warknęłam.
- Mogłabyś w końcu odpuścić. - rzuciła krótko.
- A może Ty powinnaś? - zaproponowałam, krzyżując ręce na piersi. Dziewczyna zaśmiała się cicho.
- Słuchaj, kochanie.. - zaczęła, kładąc rękę na moim ramieniu.
- Nie za szybko przechodzisz na "kochanie"? - strąciłam jej dłoń.
- Justinowi to jakoś nie przeszkadza. - uśmiechnęła się prowokująco, a we mnie już się zagotowało.
- Czego chcesz? - zapytałam, udając znudzenie.
- Nie wchodź w drogę temu, co nas łączy. - wywróciłam oczami.
- Vice versa. - chciałam odejść, ale złapała mnie za bluzkę.
- Mówię poważnie. Przestań wszystko komplikować. - wysyczała wyraźnie wzburzona.
- Zastanów się nad sobą. - westchnęłam. Nie miałam ochoty na żadne kłótnie, jednak przy tej dziewczynie, sprzeczki były chyba po prostu niezbędną częścią dnia.
- Słuchaj mnie uważnie, bo powtórzę to tylko raz. Jeśli się nie odpieprzysz, źle skończysz. - zaśmiałam się histerycznie. Niby nie powinnam tego brać do siebie, ale wiedziałam, że dziewczyna jest zdolna do wszystkiego.
- Czy Ty mi grozisz? - Carmen uśmiechnęła się.
- Dbaj o swoją buźkę póki możesz, bo niedługo może już nie być taka ładna. - po tych słowach zwyczajnie odeszła. Jeszcze chwilę stałam w miejscu, zastanawiając się, czy powinnam opowiedzieć o tym Justinowi, ale doszłam do wniosku, że nie warto. I tak by mi nie uwierzył.
(...)
- Dobrze Ci idzie. - instruktorka uśmiechnęła się w moją stronę, a ja kiwnęłam z podziękowaniem głową. Słyszałam to już dziś kilka razy. Chwilami miałam wrażenie, że wciąż patrzy tylko na mnie i szczerze mówiąc bardzo mi to schlebiało. Kiedy tańczyłam, moje myśli były daleko od wszelkich problemów, ale niestety wraz z końcem zajęć, znikł mój dobry humor. Pobiegłam do szatni, a kiedy się już przebrałam, usiadłam na ławce, ukrywając twarz w dłoniach Wcale nie miałam ochoty wracać do domu i patrzeć na uśmiechnięte buzie dwójki najlepszych przyjaciół. Nie sądziłam, że dojdzie do momentu, w którym szczęście Justina będzie moim smutkiem.
- Ktokolwiek wywołał te łzy, nie jest ich wart. - usłyszałam nagle. Cholera, nawet nie wiem, kiedy zaczęłam płakać. Unosząc głowę do góry, zobaczyłam nad sobą wysokiego bruneta. (KLIK)
- Wow. - kiedy to słowo wyrwało się z moich ust, poczułam, że robię się cała czerwona.
- Wow. - powtórzył chłopak z uśmiechem i wyciągnął do mnie dłoń, w której trzymał opakowanie chusteczek. Wyciągnęłam jedną z nich, usiłując się zaśmiać, jednak średnio mi to wyszło. - Ciężki dzień? - spróbował odgadnąć.
- Żeby tylko. - westchnęłam, ocierając łzy. Byłam nieco zawstydzona, czując na sobie spojrzenie chłopaka.
- Nie chcę Cię dobijać, ale zaraz zamykamy. - posłałam mu błagalne spojrzenie. - To wcale nie oznacza, że musisz wracać do swoich problemów. - dodał szybko, wstając. - Znam fajną kawiarnię, tuż za rogiem. Kawałek ciasta może niewiele naprawi, ale przynajmniej chociaż trochę osłodzi te gorzkie chwile. - nie sposób było się oprzeć temu uśmiechowi. Chwyciłam dłoń, którą do mnie wyciągnął, po czym w milczeniu opuściliśmy budynek.
Wieczór był tak miły, że nie zdawałam sobie sprawy z tego, ile czasu spędziliśmy w tym przytulnym pomieszczeniu, ale za oknami robiło się już ciemno, co oznaczało, że czas pokazać się w domu.
- Powinnam już wracać. - westchnęłam głośno.
- Odprowadzę Cię. - zaproponował brunet. Uśmiechnęłam się nieśmiało, po czym oboje wstaliśmy z miękkich siedzeń. Chłopak otworzył przede mną drzwi, a kiedy już byliśmy na zewnątrz, przyjrzał mi się uważnie.
- Co? Ubrudziłam się? - zapytałam po chwili, ocierając usta rękawem bluzki. Zaśmiał się, kręcąc przecząco głową. - Więc o co chodzi? - zapytałam, odwracając wzrok.
- Lepiej Ci już? - spytał z troską, co przypomniało mi o sytuacjach, które zepsuły mój humor. Zacisnęłam usta w wąską linię. - Przepraszam, po prostu nie mogę Cię zostawić jeśli znów masz zamiar płakać. - nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc tylko wzruszyłam ramionami. Dalszą część drogi pokonaliśmy w milczeniu.
- Tutaj mieszkam. - mruknęłam. Chłopak nawet nie spojrzał na ogromną willę Justina, za to wciąż wpatrywał się we mnie. - Dziękuję za miły wieczór. - chciałam odejść, ale mnie zatrzymał.
- Mogę dostać coś w zamian? - zapytał. Pokiwałam niepewnie głową. Miałam nadzieję, że uznał naszego spotkania za randkę i nie chodzi mu o nic, co mogłoby mnie wprawić w zakłopotanie. - Uśmiechnij się. - poprosił tylko. Odetchnęłam z ulgą, unosząc kąciki ust ku górze. - Na początek wystarczy. Do zobaczenia. - pożegnał mnie szerokim, i co najważniejsze, szczerym uśmiechem. Pomachałam mu, po czym wolnym krokiem zmierzyłam ku wejściu do domu. W progu powitał mnie Justin, ale jego mina nie wykazywała nic dobrego.
- Gdzie byłaś? - zapytał ostro.
- Na zajęciach. - odpowiedziałam krótko.
- Skończyły się dwie godziny temu. - pokręciłam tylko głową, po czym powlokłam się w stronę schodów. - Nie mogłaś mnie chociaż poinformować, że tam idziesz? - zawołał zdenerwowany. Odwróciłam się w jego stronę.
- Justin, Ty nawet nie chciałeś mnie słuchać. - przypomniałam mu. Chłopakowi chyba zrobiło się głupio, jednak znalazł kolejny powód do kłótni.
- A ten koleś, który Cię odprowadzał?
- Dobra, o co Ci chodzi? - zapytałam wprost, ale postanowiłam sama wyjaśnić całą sytuację. - Poszłam na te zajęcia dlatego, że nie chciałam spędzić całego dnia w samotności, leżąc na łóżku i wpatrując się w ścianę. Chłopak, którego widziałeś, zauważył, że mam zły dzień i chcąc poprawić mi humor, zaproponował wspólne spędzenie wieczoru. Posiedzieliśmy chwilę w kawiarni, po czym zwyczajnie odprowadził mnie do domu. - powiedziałam na jednym wydechu. - Justin, nie możesz być na mnie zły. Tak naprawdę to Ty powinieneś spędzić ze mną ten czas, ale byłeś tak zajęty swoją przyjaciółką, że nawet nie chciałeś poświęcić mi kilku minut na rozmowę. To przykre, wiesz? - chłopak zakrył twarz dłońmi i wziął głęboki oddech, po czym podszedł do mnie i złapał za ręce.
- Przepraszam, sweetheart. Po prostu się o Ciebie martwiłem. - wyjaśnił, całując mnie w policzek.
- Brakuje mi naszych wspólnych chwil. - jęknęłam, obejmując go za szyję.
- Wynagrodzę Ci to jutro, dobrze? - przytulił mnie, głaszcząc po plecach.
- Nie mogę się doczekać. - mruknęłam, muskając jego szyję.
-----------------------------------------------
GRATULACJE, BUZIAKI I UŚCISKI DLA TYCH, KTÓRZY CZEKALI. KOCHAM WAS. ♥
ej, dobra, nienawidzę Carmen, jak oni ze sobą będą to będę omijać chwile z nimi..
OdpowiedzUsuńBoze on nie moze byc z carmen! I mam nadzieje, ze nie bd ;) KOCHAM KOCHAM KOCHAM CIE O DZIEKUJE ZE TO PISZESZ!
OdpowiedzUsuńjestem z ciebie dumna. ~ K
OdpowiedzUsuńKIEDY NASTEPNYY?:(
OdpowiedzUsuńcudny blog ! cudna fabuła! cudni bohaterowie! jesteś cudowna po prostu laska :* rozdział jak zwykle zajeebisty, tylko troszku smutny, ale i takie czasem trzeba :* wgl to sie zastanawiam jak to z nimi będzie i co ta Carmen odwali ;p apropos Jus zachowuje sie jak dupek, ale szczerze mówiąc to mnie kręci ;o i tak sie jaram, że ten chłopak ma wygląd Zayna bo po prostu ubóstwiam go! nie nie jestem directioners i nie jestem beliebers ;p a tak wgl to przedwczoraj trafiłam na twojego bloga i jest wprost idealny :* także czekam na nn, bo tak patrze, że już długo nie dodajesz <3 pozdrawiam i życzę weny ~brutal girl
OdpowiedzUsuńEj CZEMU JUŻ NIE DODAJESZ ROZDZIAŁÓW? ;<
OdpowiedzUsuń