Dzwonię i dzwonię, a ten wciąż nie odbiera. Westchnąłem i rzuciłem telefon na łóżko.
- Kretyn. – mruknąłem, wyciągając z szafy wielką torbę.
- Nieładnie, nieładnie. – usłyszałem czyjś głos. Odwróciłem się migiem i kogo zobaczyłem? Mój przyjaciel siedział sobie w moim pokoju, na moim fotelu, jedząc moje chipsy.
- Christian, idioto! – rzuciłem w niego jedną z moich starych bluz.
- No co? – zapytał zdziwiony.
- Mleko. – wypiąłem język. – Wiesz już? – zapytałem niechętnie, powracając do pakowania się.
- Hę? – mruknął Chris.
- No, o tym, że się przeprowadzam. – powiedziałem, wkładając do torby kolejne ciuchy.
- Emm, dziwny zbieg okoliczności. Czyżbyś wyjeżdżał do Los Angeles? – zapytał mój przyjaciel, z przebiegłą miną. Kiedy zadał to pytanie, w końcu przeniosłem na niego wzrok.
- No tak. Skąd wiesz? – chłopak uniósł brwi do góry.
- Proszę Cię, nie przepuściłbym takiej okazji. – wyszczerzył zęby.
- Czyli? - nie rozumiałem.
- Czyli jadę z Tobą. Myślisz, że zostawię Cię samego i zrezygnuję ze strojenia sobie z Ciebie żartów? – zaśmiał się.
- Cały Chris. – mruknąłem cicho, z uśmiechem na ustach. Zachowałem spokój, chociaż tak naprawdę miałem ochotę szybko go wyściskać. Cieszyłem się, że będę miał go ze sobą. To lepsze niż siedzieć ciągle samemu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. – Już spakowany? – zapytałem, pakując ostatnią bluzę. Zapiąłem torbę i odszedłem od niej, rzucając się na łóżko. Chris wzruszył tylko ramionami i wsypał sobie do buzi resztki chipsów. Pokręciłem głową, przeczesując palcami włosy. – Jak myślisz.. zaakceptują mnie? – zapytałem, spoglądając na swoje stare ciuchy.
- Pewnie, czemu mieliby Cię nie lubić? – prychnął Christian. Jak zwykle, nie widział w niczym problemu. Albo udawał, że nie wie o co mi chodzi, aby nie sprowadzać rozmowy na przykry tor.
- No sam wiesz. Ludzie ze szkoły w Los Angeles raczej nie są przyzwyczajeni do tych gorszych. Pewnie sami bogaci ludzie. – burknąłem. Chłopak wywrócił oczami.
- Daj spokój. Przecież nie tylko to się liczy. – usiadł obok mnie i poklepał mnie po plecach. – Nie przejmuj się tymi divami. A kto wie, może jakaś laska wpadnie Ci tam w oko? – wyszczerzył się, a ja zacząłem się śmiać.
- Może, ale ja jej raczej nie. – uśmiechnąłem się. – Tak samo jak tutaj. – westchnąłem. – Ludzie są strasznie powierzchowni. – Christian machnął ręką.
- Będzie okej. Masz mnie.
- Jasne. – wyszczerzyłem się i przybiliśmy żółwika. Jeszcze długo rozmawialiśmy, o zaletach i wadach przeprowadzki, po czym Christian pomaszerował do domu. Ja zjadłem kolację i pooglądałem trochę telewizję. Następnie po prostu poszedłem spać. Nie prędko jednak zasnąłem. Wierciłem się i wierciłem na tym durnym łóżku, ale i tak wiedziałem, że to nic nie da. Oświeciłem światło i spojrzałem przez okno. Sam nie wiem po co. Myślałem o tej całej przeprowadzce. Wiem, że raczej będę wyśmiewany z powodu mojego braku kasy. Zazwyczaj jest tak, że nikt nie chce nawet poznać takich osób jak ja, bo liczy się zakichane pierwsze wrażenie. Z cichym westchnięciem usiadłem na łóżku. Przez moją głowę przebiegło wiele myśli na temat nowego miejsca zamieszkania. A może to właśnie tam poznam kogoś kto odmieni moje życie? Położyłem się i już bardziej spokojny, spróbowałem zasnąć..
- Wszystko masz? – zapytała moja mama, spoglądając na mnie z czułością, kiedy byliśmy już na lotnisku. Chwyciłem za torby.
- Wszystko. – uśmiechnąłem się niepewnie.
- Będzie dobrze.
- Tak, wiem. – nie może być inaczej, powinienem dodać. – Kocham Cię. – przytuliłem moją matkę. – Powodzenia w pracy. – uśmiechnąłem się do niej.
- Ja Ciebie też, Justin. – mama odwzajemniła uścisk. – Dzwoń i pisz. – klepnęła mnie kilka razy w ramię.
- Jasne. – rzuciłem smutno. – Muszę już iść. – mruknąłem i powoli odwróciłem się.
- Do zobaczenia, Justin! – krzyknęła na odchodne.
- Do zobaczenia! – odkrzyknąłem, powstrzymując łzy i wszedłem do samolotu. Za mną oczywiście Christian.
- Będziesz tęsknił? – zapytał, wyginając usta w podkówkę.
- A Ty? –usiedliśmy na swoich miejscach.
- Trochę. – na twarzy chłopaka już zagościł dobrze znany mi uśmiech.
- A tak w ogóle to gdzie Ty będziesz mieszkał? – mój przyjaciel uniósł brwi.
- Powiedzmy, że Twoja ciotka dorobiła jeden pokój. – zaśmiał się. Wytrzeszczyłem oczy i już nic nie powiedziałem. Reszta podróży minęła spokojnie. Na lotnisku w Los Angeles powitała nas ciocia Emma.
- Cześć. – przytuliłem ją mocno.
- O mój Boże, Justin, ale wyrosłeś! – biorąc pod uwagę mój wzrost, zaśmiałem się tylko. – A gdzie Twój przyjaciel? - zaciekawiła się. Dopiero zauważyłem, że go z nami nie ma.
- Tutaj! – krzyknął Chris, podbiegając do nas. – Justin, mogłeś zaczekać. – rzucił zdyszany. Powstrzymałem śmiech.
- To właśnie Christian. – wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu.
- Dzień dobry. – przywitał się grzecznie, poprawiając koszulkę.
- No dobra, chodźcie chłopcy. – powiedziała kobieta. Poszliśmy do jej samochodu. Szybko dotarliśmy do jej domu. Był całkiem duży i gustownie urządzony. sumie inaczej go pamiętałem. – To Twój pokój. – ciocia wskazała na moje drzwi. – A to Twój. – zwróciła się do Christiana.
- Dzięki. – powiedziałem, udając się do swojego kąta. Dzień minął dość spokojnie. Wieczorem, kiedy naprawdę mi się nudziło, wszedłem na youtube i czytałem komentarze pod moim filmikiem. Jeden przyciągnął moją uwagę. „Jesteś niesamowity! Wierzę, że kiedyś będą o Tobie pisać w gazetach. ;) Już jestem Twoją fanką, uwielbiam Cię <3 Sophie” Na mojej twarzy automatycznie zawitał uśmiech. Już kliknąłem, aby wejść na konto SophieAndLily, ale jeszcze zanim ujrzałem twarze dziewczyn na filmiku, ktoś wszedł do mojego pokoju.
- Przeszkadzam? – zapytał Chris.
- Nie, nie robię nic specjalnego. – zamknąłem stronę i odwróciłem się do mojego przyjaciela..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz