- Co Cię do mnie sprowadza? – zapytałem, widząc, że Christian stoi tylko i przygląda mi się uważnie.
- W sumie to nic takiego. Nudzi mi się po prostu. – wywróciłem oczami.
- Chłopie, ja przez ciebie nie wszedłem na konto mojej przyszłej żony. – zaśmiałem się.
- Żony, mówisz? – Chris uniósł brwi do góry.
- Oj, tak sobie tylko zażartowałem. – wypiąłem język. Cały wieczór rozmawialiśmy o nowej szkole, a następnie poszedłem spać. Nie śniło mi się nic ciekawego, typowy, nudny sen o małych potworkach wyżerających jedzenie z lodówki. Coś chyba jest ze mną nie tak.
- Justin, Chris! Pora wstawać, dzisiaj pierwszy dzień szkoły! – krzyknęła ciocia Emma.
- Nie ma to jak miłe powitanie. – mruknąłem, przewracając się niechętnie na drugi bok. Christian chyba jednak był pełen entuzjazmu, bo słyszałem tylko jak wybiega z pokoju.
- Zamawiam łazienkę! – pisnął, niczym niedorobiona dziewczynka.
- Ja chyba nie wyrobię. – zakryłem się kołdrą, tłumiąc śmiech.
* oczami Sophie *
- Nigdzie nie pójdę! – darłam się jak opętana, kiedy moi rodzice kazali mi wstawać z łóżka i gnać do łazienki, bo "zaraz szkoła".
- Wyłaź, młoda damo.. – zaczął mój ojciec.
- Nie mogę. – westchnęłam, łapiąc się za głowę i wiercąc na łóżku.
- A to czemu? – tata uniósł brwi do góry.
- Umieram! Ciemno! A nie, już widzę światło! Tato, ja umieram! – piszczałam bezmyślnie. Otworzyłam jedno oko i przyglądałam się reakcji ojca. Ten wstał i kręcąc głową ustał przy drzwiach.
- Za pięć minut ja i mama wyjeżdżamy. - mruknął.
- Jak zwykle. – burknęłam smutno, ale oczywiście w mojej reakcji nie wyczuł nic, co mogłoby przykuć jego uwagę. Nie obchodziło go, co czuję.
- Jeśli nie pójdziesz dziś do szkoły, damy Ci szlaban na miesiąc! – wrzasnął tylko i trzasnął drzwiami mojego pokoju.
- Spokojnie kochanie, bo Ci stanie. – mruknęłam cicho, tak aby nie usłyszał. Jednak ten migiem wszedł do mojego pokoju.
- Słyszałem. – zmroził mnie wzrokiem.
- Też Cię kocham. – wyszczerzyłam się do granic możliwości, aby ukryć zmieszanie. – Miłej pracy. – westchnęłam, gdy już wyszedł. Ciągle wyjeżdżał, z resztą mama też. Zostawiali mnie non stop, bo dla nich liczyła się tylko praca. Mnie mieli głęboko gdzieś. Poleżałam jeszcze kilka minut w łóżku. – Nie wstanę. Nie, mowy nie ma. Sami sobie idźcie do szkoły! – krzyknęłam, chociaż wiedziałam, że są już poza domem.
- Oj, coraz gorzej z Tobą. – zaśmiała się.. Lily.
- A! – pisnęłam, siadając na łóżku. Przetarłam oczy. – A Ty skąd się tu wzięłaś? – uniosłam brwi do góry, chociaż tak naprawdę nie dziwiło mnie to, że się tu pojawiła. Była w tym pokoju częstszym gościem niż moi rodzice.
- Miałyśmy iść razem do szkoły. – Lily popukała mnie w głowę.
- Ja nie idę. – powiedziałam tylko, wstając i wsuwając nogi w mięciutkie kapcie.
- Dlaczego? – zdziwiła się moja przyjaciółka.
- Brzuch mnie boli, umieram, mam okres. – rzuciłam tylko i wsłuchałam się w głośny śmiech dziewczyny.
- Soph, błagam Cię! Nie możesz przegapić takiej okazji! – jęknęła podekscytowana.
- E? – spojrzałam na nią jak na wariatkę.
- Mamy nowych w klasie. Dwóch chłopaków. A jeśli jeden z nich to Twój przyszły mąż, lub ten książę na białym rumaku? – Lily rzuciła się na moje łóżko, wzdychając głośno.
- Wiesz co, nie wiem jak Ty, ale ja to myślę, że jedna osoba z tego pokoju nadaje się do czubków. – wypięłam język w jej stronę. Odwróciłam się w stronę szafy, ale zaraz walnęłam w nią głową. – Auć! – jęknęłam.
- Ups. – mruknęła Lily, podnosząc z ziemi poduszkę. Podeszła do szafy i zaczęła wyciągać z niej jakieś ciuchy. – No już, ubieraj się i idziemy! – warknęła.
- Nie idę. – opadłam na fotel.
- Sophie! – jęknęła Lily. Ja tylko pokiwałam głową i zeszłam na dół w poszukiwaniu jakiegoś środka przeciwbólowego. Przyjaciółka, wywracając oczami wkopała swój plecak pod łóżko i udała się za mną, nie wiadomo czemu, cała w skowronkach.
* oczami Justina *
W końcu zwlokłem się z łóżka i poszedłem odbyć poranną toaletę. Kiedy skończyłem, udałem się do kuchni w celu spożycia śniadania. Zjadłem tosty i popiłem herbatą.
- Gdzie Chris? – zapytałem moją ciocię. Ta tylko zaśmiała się, spoglądając za mnie.
- Ja nie.. auć! – syknął mój przyjaciel. Odwróciłem się migiem i zauważyłem, że Christian przewrócił się, potykając się o własną nogę, kiedy zakładał skarpetkę. Zacząłem się głośno śmiać. Chłopak spiorunował mnie wzrokiem.
- Śmieszne?! – wrzasnął.
- No raczej. Dlatego się śmieję. - mój przyjaciel spojrzał na mnie jak na idiotę.
- Taa. – zmrużył oczy i wpakował sobie do ust jednego tosta. – Chodź, bo się spóźnimy. – walnął mnie w ramię i razem wyszliśmy do szkoły.
- Daleko to? – zapytałem niechętnie.
- Nie. Emma mówiła, że to.. tam. – powiedział Christian, wskazując na wielki budynek.
- Yy, to całkiem.. blisko. – zaśmiałem się i pobiegliśmy w stronę szkoły. Wszyscy oczywiście patrzyli na nas, a głównie na mnie. No cóż, przyglądając się uczniom nie zdziwiłem się za bardzo. Wszyscy mieli markowe buty i drogie ciuchy. Wywracając oczami, wszedłem z Christianem do szkoły, a następnie do sekretariatu, gdzie otrzymaliśmy nasze plany lekcji.
- Co masz? – zapytał mój przyjaciel.
- Angielski. A Ty? – spojrzałem w jego plan.
- Biologia. – westchnął Christian.
- Ah, tak. – wbiłem wzrok w moje stare buty.
- Powodzenia, Justin. Będzie dobrze. – chłopak posłał mi dopingujący uśmiech.
- Dzięki. – mruknąłem i poszedłem pod klasę od angielskiego. Oczywiście wszyscy, patrząc na mnie, szeptali coś do siebie.
- Hej, hej! – pisnęła nagle jakaś laska. Zmierzyłem ją wzrokiem i z trudem powstrzymywałem śmiech.
- No siema. – powiedziałem, patrząc na różową. Miała na sobie oczywiście buty na obcasie, różowe rajstopy, białą mini i różową bluzeczkę z cekinami. Na jej twarz nałożona była tona tapety. Spojrzałem za nią, a tam? Same takie panny.
- Jestem Caitlin i chciałabym.. – zaczęła dziewczyna. Przeniosłem wzrok na jej twarz, ale nagle podszedł do niej jakiś chłopak.
- Cześć, Caitlin, jest dziś Sophie? – nagle spojrzał na mnie – Z kim Ty gadasz? Co to za typ? – prychnął.
- Jestem Justin. – wysyczałem.
- Ta, spadaj krasnalu, bo oberwiesz. A i jeszcze jedno, nie stać Cię na inne buty? – kiedy zadzwonił dzwonek, zaśmiał się tylko i odszedł, razem ze swoją dziewczyną. Westchnąłem tylko i wszedłem do klasy. Cały dzień minął na przedstawianiu się i sprawach organizacyjnych. Kilka razy dostałem jakimiś papierami po głowie, wyśmiano moje ubrania, czy też padały wyzwiska w moją stronę. Nie mogłem nic na to poradzić. Ciągle rozglądałem się za kimś ciekawym, z kim mógłbym nawiązać znajomość, ale nikogo takiego nie znalazłem. Same divy i nadęci ludzie..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz