niedziela, 3 lutego 2013

CZ. I - 19 # Ja chyba ją kiedyś zabiję.


Teraz to Sophie się zmieszała.
- Nie, przecież wiesz, że nie o to mi chodzi. - powiedziała, wyraźnie zawstydzona.
- Więc o co? - spytałem, przyglądając się jej uważnie.
- Powiedzmy, że chcę Ci wynagrodzić to jak się zachowywałam. - spojrzała na mnie, a kąciki jej ust uniosły się ku górze. - I to, że po prostu jesteś.
- Sophie, wiesz, że niczego od Ciebie nie oczekuję. - dziewczyna westchnęła.
- Niby tak, ale skoro mogę dla Ciebie zrobić chociaż tyle i to nawet bez żadnego wysiłku, to proszę, nie rób problemów. - poprosiła. - Proszę. - i ponownie uległem jej spojrzeniu.
- No dobrze. - westchnąłem.
- Tak! - pisnęła i pobiegła na górę. Poszedłem za nią i zaczekałem, aż się przebierze. W tym czasie założyłem wczorajsze ubrania. Kiedy już wyszła z ogromnej garderoby, skierowaliśmy się do wyjścia.
- Po drodze zajdziemy do mnie, dobrze? - spytałem. - Też chcę się przebrać. - wyjaśniłem. Szliśmy, nie poruszając żadnego poważnego tematu. Wchodząc do środka zauważyłem, że dom jest pusty. No tak, ciocia była w pracy, ale gdzie mógł być Chris? Zaśmiałem się pod nosem.
- Co Cię tak bawi? - spytała zdziwiona.
- Nie ma Christiana. - wyjaśniłem, po czym dziewczyna również się zaśmiała.
- Zaczekasz tu? - dziewczyna nie odpowiedziała. Spojrzałem na nią, a potem wbiłem wzrok w miejsce, na które właśnie patrzyła. Moim oczom ukazał się bukiet róż, który miałem zamiar jej wręczyć. Podrapałem się po głowie. Zastanawiałem się, dlaczego Sophie się zarumieniła.
- Czy to te kwiaty, które.. - nie dokończyła, tylko zakryła sobie usta dłonią. Wywróciłem oczami.
- Założę się, że Chris nie potrafił utrzymać języka za zębami. - zazgrzytałem zębami. Brunetka położyła mi rękę na ramieniu.
- Proszę, nie mów mu, że prawie się wygadałam. - podszedłem do stołu, na którym znajdowały się kwiaty, po czym wyjąłem je ostrożnie z wazonu. Nagle wpadłem na pewien pomysł. Chwyciłem plastikową różę z wazonu obok i włączając ją do bukietu, ponownie skierowałem się w stronę Sophie.
- Co prawda nie wyszedł mi mój plan, ale to nie oznacza, że bukiet musi pozostać bez właściciela, prawda? - uklęknąłem przed nią.
- Justin, wstań. - wyjąkała, robiąc się coraz bardziej czerwona. Nie posłuchałem jej, tylko chwyciłem jej wypielęgnowaną dłoń.
- Dopóki będziesz czuła się przy mnie bezpiecznie i dopóki nie zwiędnie ostatni kwiat - spojrzałem z uśmiechem na sztuczną różę. - obiecaj, że w tym czasie nie zrobisz nic głupiego. Wiesz co mam na myśli. - w tej chwili oczy Sophie wyglądały jakby były zrobione ze szkła.
- Obiecuję. - obdarowałem ją szczerym uśmiechem i wręczyłem kwiaty, a następnie pocałowałem jej nadgarstek. - Są piękne. - powiedziała, kiedy już wstałem.
- Nie tak piękne jak Ty. - zapewniłem.
- Dziękuję. - szepnęła. - Za kwiaty, za wszystko. - dodała i wtuliła się we mnie. Uścisnąłem ją i poprosiłem, aby na mnie zaczekała, po czym poszedłem się przebrać. Zdecydowałem się na jasne spodnie i białą bluzkę.
- Sophie? - zawołałem, kiedy już wyszedłem z pokoju.
- Jestem w pokoju obok. - skierowałem się do mini salonu i zauważyłem, że dziewczyna wpatruje się w przywiezione przeze mnie zdjęcie.
- Kto to? - spytała, chwytając fotografię.
- To moja mama. - odpowiedziałem, uśmiechając się smutno.
- Piękna kobieta. Czy ona..
- Żyje. - powiedziałem szybko.
- Więc dlaczego jej tutaj nie ma? - zaciekawiła się dziewczyna.
- Jak już wiesz, mieliśmy ciężkie życie. Kiedy dostała ciekawą ofertę pracy postanowiła odesłać mnie do cioci żeby mnie nie zaniedbywać. Nie chciała bym czuł się samotny. Zabawne, przecież teraz ona została sama. Mam nadzieję, że ma tyle obowiązków żeby chociaż o tym nie myśleć. - uśmiechnąłem się sam do siebie. Dziewczyna nadal patrzyła na mnie pytająco. - Mama jest w Kanadzie.
- Chwila. Nie chciała byś czuł się samotny? A co z Twoim ojcem? - odwróciłem głowę w drugą stronę i zacisnąłem zęby. - Nie musisz odpowiadać. - westchnąłem cicho.
- Odszedł, gdy miałem dwa lata. Po prostu nas zostawił. Nie mamy z nim kontaktu, nie wiemy gdzie jest i czym się zajmuje. - wzruszyłem niedbale ramionami.
- Przykro mi. - powiedziała cicho Sophie i odłożyła fotografię na miejsce.
- A mi nie. To znaczy, nie obchodzi mnie co się z nim dzieje. Wiem, że sprawiał mojej mamie dużo bólu. Jest młoda, wierzę, że znajdzie kogoś lepszego.
- Na pewno. - powiedziała dziewczyna, posyłając mi uśmiech.

- Justin, ona mnie pogrubia. - pożaliła się brunetka, mierząc chyba piątą sukienkę. Piątą? Pierwsza była za krótka, druga za długa, trzecia nie podkreślała w odpowiedni sposób jej koloru oczu, a czwarta za bardzo rzucała się w oczy. Chwila, przecież była jeszcze taka, która nie pasowała do jej karnacji i ta, która ją postarzała. Powiedzcie mi, jakim cudem sukienka może postarzać? Ups, zapomniałem jeszcze o tej zbyt czerwonej i tej, w której podobno wyglądała jak dziecko z zerówki. Oczywiście była to kompletna bzdura. Z resztą, nawet najbrzydsza sukienka prezentowałaby się na niej niesamowicie. Westchnąłem ciężko. Jak mogłem zgodzić się iść z dziewczyną na zakupy?
- Wyglądasz pięknie. - zapewniłem ją, nie mam pojęcia który to już raz.
- Powtarzasz to już dziewiąty raz. - no i miałem odpowiedź.
- W każdej wyglądałaś fantastycznie.
- Justin. - jęknęła dziewczyna. - Potrzebuję obiektywnej opinii! - wstałem z fotela i podszedłem do niej.
- Mówiłem Ci już, że jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie, co oznacza, że choćbyś założyła na siebie foliową reklamówkę, prezentowałabyś się jak modelka. Nie masz pojęcia ile dziewczyn chciałoby wyglądać w tym wszystkim tak jak Ty. Czego chcesz więcej?
- Chcę Twojej rady. - mruknęła. Westchnąłem zrezygnowany. Chwilami miałem już naprawdę dosyć.
- Wiesz co? Zaczekaj tutaj. Ja Ci coś wybiorę. - wychodząc z ogromnej przymierzalni usłyszałem jeszcze wołanie Sophie. Myślałem, że krew mnie zaleje. Zacisnąłem dłonie w pięści i odwróciłem się do niej, zaciskając zęby.
- Nie lubię zielonego. - zaznaczyła, uśmiechając się słodko. - Nie bierz też jakiejś żółtej czy pomarańczowej, bo to kompletnie do mnie nie pasuje. A czerwień to już w ogóle! Pewnie sam widziałeś jak kiepsko na mnie wygląda. No i uważaj na falbanki! Co za dużo to nie zdrowo. Cekiny są w porządku, ale też nie wolno przesadzić. No i nie za dużo złota i srebra bo będę wyglądała jakbym szła na księżyc. Rozumiesz mnie, prawda? - złapałem się za głowę.
- Sophie. - warknąłem. Dziewczyna spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach. Uśmiechnąłem się sztucznie. - Po prostu powiedz jaki kolor lubisz. - brunetka zamyśliła się na chwilę. - Albo wiesz co? Nieważne. - niemalże stamtąd wybiegłem w obawie przed kolejnym potokiem słów. Rozejrzałem się wokoło i zamarłem. Jak miałem wybrać stąd tylko jedną sukienkę? Ta podkreśliłaby jej kolor oczu, ta uwydatniłaby jej biust. O, ciekawy kolor, ale czy będzie pasował do..  - Boże, wariuję. - mruknąłem sam do siebie. Po kilku minutach miałem już dość. Wziąłem pierwszą lepszą sukienkę i ruszyłem w stronę przymierzalni, jednak pomyślałem, że nie chcę spędzić kolejnych godzin czekając, aż Sophie dobierze dodatki więc chwyciłem czarne obcasy i zestaw bransoletek. następnie szybko wybrałem naszyjnik. W tym sklepie było chyba wszystko, ale nie miałem zamiaru narzekać, bo dzięki temu zaoszczędziłem mnóstwo czasu. Zerknąłem na sukienkę i wybraną przez siebie biżuterię, a na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech. Całkiem nieźle mi to wyszło. Wszedłem do przymierzalni i podałem dziewczynie wszystko co ze sobą przyniosłem. - Ubierz się w to. - zabrzmiało to jak rozkaz. Po chwili Sophie zniknęła za zasłoną. Usiadłem w wielkim fotelu i czekałem.
- I jak? - dziewczyna wyłoniła się zza zasłony i spojrzała na mnie nieśmiało. Przyjrzałem się jej.
- Obkręć się. - poprosiłem. Dziewczyna posłusznie wykonała jeden wolny obrót. Wyglądała cudownie. - Wow. Powinnaś częściej nosić takie rzeczy. Wyglądasz niesamowicie. - brunetka oblała się rumieńcem.
- Naprawdę Ci się podoba? - zapytała niepewnie. Pokiwałem głową.
- A Tobie nie? - spytałem wstając.
- Sama nie wiem. Masz dobry gust, wybrałeś niezłą sukienkę. - pokiwała głową z uznaniem, jednocześnie przeglądając się w ogromnym lustrze. - Tylko nie jestem pewna co do tych butów. - z cichym westchnięciem podszedłem do Sophie.
- Zapewniam, że Twoje nogi fantastycznie się w nich prezentują. - szepnąłem jej do ucha.
- Dobra, biorę to. - zdecydowała w końcu. - Zaczekaj tu. - poprosiła znikając za zasłoną. Kiedy już zapłaciła za swoje zakupy udaliśmy się do KFC.
- Nadal mi głupio, że masz zamiar mi dziś wszystko fundować. - mruknąłem kiedy siedzieliśmy już przy stoliku.
- Możemy nie rozmawiać o pieniądzach? Proszę.
- Ale ja..
- Proszę. - powtórzyła patrząc na mnie błagalnie. Nienawidziłem tego spojrzenia. Zdenerwowany zamilkłem i zająłem się swoim posiłkiem. - Justin? - nadal się nie odzywałem. Dziewczyna westchnęła. - Doskonale wiesz, że pieniądze są jedną z niewielu rzeczy, z którymi nie mam problemu. Nie mam do zaoferowania za wiele, a chcę Ci dać coś w zamian..
- W zamian za co? - przerwałem jej. Sophie położyła dłoń na mojej ręce.
- Za to co dla mnie robisz. Po prostu nie zaczynaj więcej tego tematu. Mógłbyś myśleć tylko o tym, że miło spędzamy razem czas? - zapytała.
- Postaram się. - dalej jedliśmy w milczeniu. Zauważyłem, że Sophie krzywi się przy każdym przełknięciu jakiegokolwiek jedzenia. Po skończonym posiłku udaliśmy się na poszukiwanie ciuchów dla mnie. Sophie wybrała mi ubrania na występ, a kiedy chciałem już iść do kasy, złapała mnie za rękę. - Co jest? - spytałem. Dziewczyna wskazała na tabliczkę z napisem "WYPRZEDAŻ". - Daj spokój, nie wystarczy Ci nowa sukienka?
- Nie myślę o kupowaniu czegoś jeszcze dla siebie. - wzruszyła ramionami.
- O nie. - zaprzeczyłem stanowczo.
- Justin, to świetna okazja, możemy wynaleźć coś fajnego za grosze.
- Sophie, nie mam przy sobie nawet jednego, złamanego centa. Poza tym, nie mogę Cię tak naciągać. - powiedziałem, zerkając na ceny. 150 dolarów za bluzkę? - Tu nawet wcale nie jest tanio. - warknąłem.
- Chodźmy. - skierowała się w stronę kasy. Cieszyłem się, że nie musiałem się z nią kłócić żeby sobie odpuściła. Zapłaciła za wybrany dla mnie zestaw, po czym wyszliśmy ze sklepu. - Zaczekasz na mnie? - zapytała.
- A gdzie Ty..
- Zaraz przyjdę. - powiedziała i już patrzyłem jak odchodzi. Zrezygnowany usiadłem na ławce. Gdzie tak nagle jej się śpieszyło? Postanowiłem, że nigdy więcej nie pójdę z nią na zakupy. No chyba, że użyje tego swojego spojrzenia. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Uwielbiałem tę dziewczynę. Moją ulubioną dziewczynę. Mojego własnego anioła. Nagle poczułem w kieszeni wibracje. Wyciągnąłem telefon i szybko odebrałem.
- Słucham?
- Justin, wszystko w porządku? - spytała moja ciocia. - Martwię się.
- Wszystko jest okej. Poszedłem z Sophie na zakupy i zapomniałem napisać dla Ciebie wiadomość. - kobieta westchnęła z ulgą.
- Właśnie robię obiad. O której będziesz? - spytała.
- Właściwie to jadłem na mieście. - podrapałem się po głowie.
- Możesz zaprosić koleżankę i po prostu posiedzieć trochę w domu.
- Skoro nie masz nic przeciwko. - wpadłem na pewien pomysł. - A może Sophie mogłaby zostać u nas na noc?
- Jutro musicie iść do szkoły. - przypomniała.
- Tak, wiem. Po prostu pójdziemy wcześnie spać. Zgódź się, jestem pewien, że na jej miejscu nie chciałabyś być sama w tak wielkim domu.
- Jej rodzice jeszcze nie wrócili? - zdziwiła się.
- Nie, jeszcze nie. - westchnąłem. - Zgódź się. - powtórzyłem moją prośbę. - Ta dziewczyna jest naprawdę samotna.
- No dobrze, ale niedługo widzę was w domu.
- Dziękuję. Do zobaczenia. - rozłączyłem się. Spojrzałem na zegarek. Gdzie ona jest? Już powoli zaczynałem się denerwować. Wstałem i rozejrzałem się naokoło, po czym wybrałem jej numer. Jeden sygnał, drugi, trzeci. - Cholera. - mruknąłem sam do siebie. - No odbierz. - nie odebrała. Z powrotem usiadłem na ławce. Po kilku minutach znowu zacząłem się rozglądać. W oddali widziałem jakiegoś starszego mężczyznę, dwójkę małych dzieci i kobietę obładowaną torbami. Włosy miała podobne do.. - Chyba ją pogięło. - wstałem z ławki i wytężyłem wzrok. Była coraz bliżej. Sophie idąc uginała się pod ciężarem dziesiątek toreb. Kiedy już znalazła się obok mnie zauważyłem, że jest cała czerwona, ciężko dyszy, a oczy błyszczą jej z podniecenia.
- Udało mi się. - stwierdziła zadowolona. Uniosłem brwi do góry.
- Tylko mi nie mów, że to..
- To tylko prezent, kochanie. - wypowiedziawszy te słowa pocałowała mnie w policzek. Złapałem się za głowę i z westchnieniem opadłem na ławkę. Ja chyba ją kiedyś zabiję.

2 komentarze:

  1. Aawwwwww<3 Jezu zajebisty <3 *________* kocham Cię normalnie ! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. cudny rozdział.Nie mogę się doczekać tego występu ich obojga ;d czekam na kolejny niesamowity rozdział twojego autorstwa :D Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń