poniedziałek, 18 lutego 2013

CZ. I - 22 # Znowu czułam się brudna i poniżona.


* oczami Sophie *

- Dobrze się bawisz w gronie przyjaciół? - zapytał mierząc mnie wzrokiem. Wzięłam od niego kubek i upiłam łyk picia.
- Justin, on mnie zaprosił. - przypomniałam mu. Chłopak wywrócił oczami.
- Wybacz, że uważałem, że zasługujesz na coś wyjątkowego i, że uznałem, że dla Ciebie warto się starać. - zrobiło mi się głupio, kiedy przypomniałam sobie o jego planach, ale co mogłam zrobić? Musiałam spędzić trochę czasu z Jeydonem, przecież to z nim tutaj przyszłam.
- Wiesz, że to doceniam. - tylko tyle mogłam powiedzieć. Spojrzałam mu w oczy. Odwrócił wzrok i wypił zawartość swojego kubka. Zdjął moją dłoń ze swojego ramienia i zaczął iść w stronę wyjścia. Poszłam za nim.
- Gdzie idziesz? - spytałam chwytając go za rękę.
- Na spacer. - odpowiedział prosto. Wcale nie chciałam żeby sobie szedł. Przecież mógł się dobrze bawić.
- Justin.. - zaczęłam, ale kiedy wyrwał dłoń z mojego uścisku, coś ścisnęło mnie za gardło. Odrzucił mnie. Znowu.
- Idź do Jeydona. Powinnaś z nim spędzić ten wieczór. Ja nie mam ochoty na zabawę. - wyszedł ze szkoły, a ja nie mogłam ruszyć się z miejsca. Było mi niesamowicie przykro. Dlaczego on zawsze robi z czegoś problem?  Justin odwrócił się na chwilę w moją stronę. Miałam nadzieję, że zawróci, ale nie zrobił tego. Szybkim krokiem odszedł w stronę parku. Jeszcze przez chwilę stałam w bezruchu i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. W końcu postanowiłam poszukać Jeydona. Weszłam na wielką salę i zaczęłam się rozglądać. Jednak nigdzie nie mogłam go znaleźć. W końcu natknęłam się na Chrisa i Lily. - Możecie na chwilę ze mną wyjść? - krzyknęłam. Pokiwali głowami i poszli za mną do wyjścia.
- Płakałaś? - spytała Lily. Pokręciłam przecząco głową.
- Nieważne.
- Gdzie Justin? - zdziwił się Christian.
- Wyszedł. - mruknęłam.
- Co się znowu stało? - zapytał chłopak.
- Sama nie wiem. Zobaczył jak tańczę z chłopakami i powiedział, że nie ma ochoty na zabawę.
- Tak myślałem. - chłopak westchnął cicho.
- Czasami kompletnie go nie rozumiem. - usiadłam na ławce. - Dlaczego nie może po prostu być dobrze? On ze wszystkiego robi problem. - Lily usiadła obok mnie i objęła mnie ramieniem.
- A Ty? Dlaczego stawiasz przed nim mur?  - nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Jak on może być zazdrosny o Jeydona? - zmieniłam temat.
- No wiesz.. - Chris ukucnął naprzeciw mnie. - On ciągle myśli, że Jey jest lepszy od niego. Poza tym na jego miejscu chyba też byłbym zazdrosny. Jak słyszę czasem co mówi ten chłopak..
- Co? - zdziwiłam się.
- Sophie.. Myślisz, że Jeydon mógłby naprawdę zrobić coś Justinowi? - spytał niepewnie Christian.
- Jak to coś zrobić? Chris, o czym Ty mówisz? - wstałam. Chłopak poszedł w moje ślady, Lily również. Christian podrapał się po głowie.
- Słyszałem jak Jeydon z Codym szykowali się na niego, ale nie chciałem Ci o tym..
- Co? - moja przyjaciółka włączyła się do rozmowy. - I dopiero teraz to mówisz? Christian, czy Ty masz pojęcie.. w pojedynkę Justin miałby jakieś szanse, ale czy Ty wiesz do czego oni są zdolni? Zwłaszcza, jeśli namówią jeszcze kilku kolesi? - Lily była naprawdę zdenerwowana. Z resztą ja też.
- Gdzie oni są? - warknęłam. - Nie mogłam znaleźć Jeydona.
- Kiedy Lily poszła Cię szukać, słyszałem jak Jeydon umawiał się z kimś na wcześniejsze wyjście. Mówił coś, że wszystko pójdzie łatwiej, bo jakiś gówniarz.. - otworzyłam szerzej oczy.
- Co Ty do cholery gadasz? Gdzie oni poszli? - złapałam go za ramię.
- Chyba do jakiegoś parku czy coś. - wzruszył ramionami. Otworzyłam szeroko usta.
- Sophie, co jest? - zmartwiła się moja przyjaciółka.
- Jeydon słyszał jak rozmawiałam z Justinem. Oni poszli za nim, rozumiesz? Ilu ich było? - zwróciłam się do Chrisa.
- Chyba z pięciu. -  powiedział chłopak.
- Cholera. - złapałam się za głowę i zaczęłam iść w kierunku parku.
- Co Ty wyprawiasz? - spytała Lily łapiąc mnie za rękę.
- Muszę coś zrobić! - wyrwałam się jej, ale złapał mnie Christian.
- Ja pójdę, sam to spieprzyłem. - powiedział patrząc na mnie. W moich oczach pojawiły się łzy.
- Chris, to moja wina, że Justin sobie poszedł, tylko moja. I tu nie chodzi tylko o tą dyskotekę. Jemu jest po prostu ciężko i wcale mu się nie dziwię. Musi się ze mną męczyć.. - czułam jak moje policzki stają się wilgotne. Otarłam łzy wierzchem dłoni.
- On wcale się z Tobą nie męczy. Jesteś jedną z najważniejszych osób w jego życiu. - zapewnił Chris. - Musisz tu zostać, bo jeszcze Tobie się coś stanie.
- Nie znasz ich tak jak ja, to Tobie mogliby coś zrobić. Ciebie na pewno nie posłuchają. Może jeśli Jeydon mnie zobaczy..
- Przestań.
- Chris, ona ma rację. - wtrąciła Lily. - To ludzie ze szkoły, którzy padają jej do stóp i właśnie dlatego są teraz w tym pieprzonym parku. Sophie jest wpływowa i może zdziałać o wiele więcej od Ciebie samą swoją obecnością. Wystarczy, że zauważą, że tam jest, ale musi iść sama. - miałam nadzieję, że Christian zrozumie. Wyrwałam rękę z jego uścisku i pobiegłam w stronę parku. Cholera, ciężko biegać w takich butach. Zdjęłam szpilki i po prostu odrzuciłam je na bok. Od razu lepiej. Biegłam najszybciej jak mogłam. Zaczynało się już ściemniać. Musiałam się jeszcze bardziej pośpieszyć. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby stało mu się coś poważnego. Dlaczego go nie zatrzymałam? Wbiegłam na parkową alejkę i zobaczyłam kilku chłopaków, którzy kogoś otaczali. Wiedziałam, że to oni.
- Justin! - krzyknęłam tylko. Tyle wystarczyło.
- Cholera, Sophie. - usłyszałam głos mojego partnera z dyskoteki.
- Jeydon! Wiem, że tam jesteś! - zwolniłam i głośno dysząc szłam w ich stronę. Nie zdążyłam podejść i zobaczyć wszystkich twarzy, bo wszyscy zaczęli uciekać. Na ziemi leżał chłopak, najwyraźniej wijący się z bólu.
- Justin.. - powiedziałam cicho. Szłam w jego stronę, kiedy nagle poczułam przerażający ból, przeszywający moją prawą stopę. Nawet nie wiem kiedy wylądowałam na ziemi. - Cholera. - sapnęłam. Okazało się, że w stopę wbił mi się spory kawałek szkła. Rana była głęboka i leciało z niej mnóstwo krwi. Z oczu pociekły mi łzy, cholernie piekło, ale przecież nie to było teraz najważniejsze. Doczołgałam się do leżącego Justina i zakryłam usta dłonią. - O boże. - wyszeptałam sama do siebie. Na twarzy chłopaka było pełno krwi i zadrapań. Z jego ust również wydobywała się czerwona ciecz. Miał zaciśnięte powieki. - Justin, odezwij się. - poprosiłam. Potrząsnęłam nim lekko.
- Przestań, to boli. - wychrypiał. Otworzył oczy.
- Kto to był? - zapytałam.
- To nie jest teraz najważniejsze. - westchnął obejmując swój brzuch.
- O boże. Przepraszam, naprawdę Cię przepraszam. - chłopak nie odpowiedział. - Dasz radę wstać? - spytałam.
- Chyba tak. - spróbował się podnieść. Udało mu się zmienić pozycję na siedzącą.
- Cholera, nie mam przy sobie telefonu. - złapałam się za głowę.
- Po co Ci telefon? - zdziwił się Justin.
- Musimy wezwać pogotowie.
- Żadnego pogotowia. - zaprotestował słabo. - Idzie Chris i Lily. Poradzimy sobie. - spojrzałam za siebie. Para właśnie znalazła się przy nas. Oboje przerazili się widokiem Justina. Oderwałam kawałek sukienki i otarłam twarz chłopaka. - Nowa sukienka. - westchnął cicho. Czy naprawdę to był teraz powód do zmartwienia? Wywróciłam oczami.
- Chris, pomożesz mi zaprowadzić Justina do domu? - spytałam.
- Oczywiście. - Chris ukucnął i zarzucił rękę chłopaka na swoją szyję.
- Nie mogę pokazać się ciotce w takim stanie. - uśmiechnęłam się lekko.
- Po prostu musisz znowu spędzić u mnie trochę czasu. Rodzice i tak są na jakiejś imprezie. - chłopak pokiwał tylko głową. Przy pomocy Chrisa wstał z zimnej ziemi. - Lily, mogłabym się o Ciebie oprzeć? - wskazałam na moją nogę.
- Co Ci się stało? - zdziwiła się.
- Gdzie są Twoje buty? - zainteresował się Justin.
- Ciężko biegło mi się w obcasach więc postanowiłam je zdjąć, a na dróżce było pełno szkieł. - wytłumaczyłam i objęłam przyjaciółkę ramieniem. Poszliśmy powoli w stronę mojego domu. Na szczęście nie mieliśmy daleko. Kiedy już weszliśmy do środka poszliśmy na górę, do mojego pokoju. - Jeśli chcecie, możecie zostać na noc. - zaproponowałam.
- Myślę, że powinniście porozmawiać. Zobaczymy się jutro w szkole. - Lily uśmiechnęła się i pocałowała mnie w policzek.
- Poradzicie sobie? - zapytał Chris.
- Tak, myślę, że tak. Dziękuję za pomoc. - przytulił mnie, po czym oboje wyszli z pokoju. Siedzieliśmy z Justinem na moim łóżku i milczeliśmy. Nagle chłopak wstał, wziął mnie na ręce i po prostu zaniósł mnie do mojej łazienki. Posadził mnie na krawędzi wanny. - Co Ty robisz? - zdziwiłam się.
- Chyba raczej co Ty robisz; krwawisz. - wyjaśnił krótko i zaczął przeszukiwać szafki. Kiedy znalazł apteczkę podszedł do mnie. Obmył moją krwawiącą stopę, po czym przyjrzał się jej dokładnie. - Dobrze, że nie ma żadnych małych odłamków. - zdezynfekował ranę i zaczął owijać wokół mojej stopy bandaż.
- Dziękuję. - powiedziałam, kiedy już skończył. Kiwnął tylko głową. - Teraz Ty usiądź. - poprosiłam. Nie protestował. Jak najdokładniej oczyściłam rany na jego twarzy. Na szczęście, kiedy nie był już tak ubrudzony we krwi, nie wyglądało to najgorzej. Był tylko posiniaczony. Nakleiłam plastry na najbardziej widoczne zadrapania. - Gotowe. - nie mówiąc nic wstał i ponownie wziął mnie na ręce. Kiedy już posadził mnie na moim łóżku, wyszedł z pokoju. Zdjęłam sukienkę i rzuciłam ją w kąt. Podniosłam z podłogi dresowe spodnie i luźną koszulkę, po czym przebrałam się i położyłam się na łóżku. Od odnalezienia Justina w parku, nie rozmawialiśmy na żaden normalny temat. Jak bardzo był na mnie zły? Czy już mnie znienawidził? Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Dopiero zrozumiałam dlaczego ta znajomość jest dla niego problemem. Dlaczego musiało się stać coś takiego, abym zdała sobie sprawę z tego, że nie powinnam go przy sobie zatrzymywać? Mimo wszystko, nadal pragnęłam jego obecności. Wcale nie chciałam żeby mnie zostawił. Jestem egoistką, jestem cholerną egoistką. A jeśli on sobie poszedł? Jeśli jestem sama w tym wielkim domu? Płakałam coraz bardziej. Tak bardzo go potrzebowałam. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciłam się na drugi bok. Miałam nadzieję, że Justin nie zauważy w jakim jestem stanie. Usłyszałam jak coś odłożył i nagle znalazł się przy mnie.
- Co się stało? - pogłaskał mnie po włosach. - Dlaczego płaczesz? - zapytał z czułością.
- Bo jesteś na mnie zły. - przymknęłam powieki i skuliłam się.
- Nie jestem. - pocałował mnie w czoło. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.
- Jak to nie?
- Po prostu. Dlaczego miałbym się na Ciebie wściekać? - zdziwił się.
- Wszystko co złe, dzieje się przeze mnie. Przepraszam, tak bardzo mi przykro. - szepnęłam.
- Przestań, nic takiego się nie stało. Siniaki niedługo zejdą. Martwię się tylko o Twoją nogę. - że co? Jeszcze niedawno zwijał się z bólu, a teraz martwi go tylko moja stopa?
- To nie powinno się zdarzyć. - chłopak uśmiechnął się tylko.
- Nie wiedziałem, że Jeydon to taki tchórz. - zmienił temat, ale zaciekawiły mnie jego słowa.
- O czym Ty mówisz?
- Mieliśmy się bić w pojedynkę, ale po prostu się wystraszył. Nawet mnie nie ruszył, tylko kazał tamtym.. no wiesz. - zakłopotany podrapał się po głowie. - Gdyby był sam, poradziłbym sobie, ale trudno wygrać z grupą kopiących Cię kolesi. - mówił o tym z takim spokojem, a na dodatek się uśmiechał! - Następnym razem chwycimy się sami. Wtedy już nic nie pójdzie według jego planów. - stop, stop, stop.
- Co? Jak to następnym razem? - zmieniłam pozycję na siedzącą.
- No normalnie. Poradzę z nim sobie bez problemu. - wzruszył ramionami. Westchnęłam.
- Justin, proszę, odpuść sobie. Poza tym nie udawaj, że wszystko jest w porządku. - dotknęłam jego twarzy. - I tak mu tego nie daruję. - warknęłam.
- Sophie? - Justin również zmienił pozycję na siedzącą. - Nie płakałaś tylko dlatego, że jestem na Ciebie zły, prawda? - spuściłam wzrok i pokiwałam głową. - Mów mi o wszystkim. - poprosił.
- Myślałam o naszej znajomości. Dopiero zrozumiałam jakie to wszystko jest trudne. Nie tylko dla mnie, ale też dla Ciebie. - przerwałam i spojrzałam mu w oczy.
- Mów dalej. - przejechałam palcem po jego rozciętej wardze.
- Tak bardzo cieszę się, że Cię mam. Tak bardzo Cię potrzebuję. Wiedząc jak bardzo przeze mnie cierpisz powinnam powiedzieć żebyś odszedł, ale ja tak nie potrafię.. - chłopak przyłożył mi palec do ust.
- To dobrze. I tak bym Cię nie zostawił. - odsunęłam jego rękę od mojej twarzy.
- Słysząc to, powinnam Ci powiedzieć, że ja odejdę. - westchnęłam. Justin zaśmiał się melodyjnie i pomógł mi się położyć. Nachylił się nade mną. Jego twarz znalazła się tak blisko mojej, że czułam na sobie jego słodki oddech.
- Pamiętasz co dla Ciebie śpiewałem? - spytał wtulając dłoń w mój policzek.
- Nie bardzo mogę się skupić. - przyznałam zawstydzona. Nie potrafiłam się skoncentrować kiedy był tak blisko. Chłopak uśmiechnął się i przybliżył usta do mojego ucha.
- I'll never let you go, sweetheart.

Nazajutrz, kiedy obudził mnie dźwięk budzika, Justina nie było już obok mnie. Zmieniłam pozycję na siedzącą i przeczesałam włosy palcami. Rozejrzałam się dookoła, a mój wzrok zatrzymał się na złożonej na pół kartce papieru, która leżała na poduszce. Rozłożyłam ją w dłoniach.
Zapraszam do kuchni, sweetheart
Uśmiechnęłam się sama do siebie i włożywszy nogi w miękkie kapcie, udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i wysuszyłam włosy. Kiedy już się ubrałam, skierowałam się na dół. W kuchni oczywiście zastałam Justina. Stał tyłem do mnie. Nie miał na sobie koszulki. Zauważyłam jakąś plamę na jego skórze. Chłopak odwrócił się i posłał mi uśmiech. Cholera. Niemal cała jego skóra pokryta była fioletowymi siniakami. Skrzywiłam się i na wspomnienie wczorajszego wieczora, w oczach pojawiły mi się łzy. Justin podążył za moim wzrokiem. Zakrył brzuch ręką i chwycił koszulkę, która leżała na jednym z krzeseł. Chciał ją założyć, ale podeszłam do niego i pokręciłam przecząco głową. Odłożyłam koszulkę z powrotem na miejsce i przejechałam ręką po jego torsie.
- To okropne. - powiedziałam cicho.
- Co takiego? - chłopak chwycił mnie za podbródek. Chciał żebym na niego spojrzała, ale odsunęłam jego dłoń i nadal wpatrywałam się w fioletowe plamy, pokrywające jego ciało.
- Z dnia na dzień nienawidzę siebie coraz bardziej. Nie potrafię nawet spojrzeć Ci w oczy. - było mi tak źle z myślą, że to wszystko stało się z mojej winy. Dlaczego pozwoliłam mu wtedy odejść? - Przepraszam. Przepraszam, że do tego dopuściłam. - usłyszałam ciche westchnięcie. Chłopak oparł się plecami o krawędź szafki.
- Sophie, nie wszystko zależy od Ciebie. Nie mogłaś temu zapobiec. - moje policzki stały się wilgotne.
- Oczywiście, że mogłam. Mogłam Cię pilnować. - otarłam oczy wierzchem dłoni. Justin wyciągnął do mnie rękę.
- Chodź tu. - powiedział cicho. Podałam mu dłoń, a on przyciągnął mnie do siebie i położył mi ręce na biodrach. - Spójrz na mnie. - poprosił. Powoli uniosłam wzrok i spojrzałam w jego czekoladowe oczy. - Posłuchaj, sweetheart. - to słowo zawsze wypowiadał z niesamowitą czułością. Jego oddech owinął się wokół mojej zapłakanej twarzy. - Nigdy o nic się nie obwiniaj. Nie, jeśli chodzi o mnie, rozumiesz?
- Ale Justin..
- Sophie, póki co, jesteś tylko biedną, słabą dziewczynką. - uśmiechnął się delikatnie, ale zaraz po tym spoważniał. - Ja jestem Twoim obrońcą, a nie odwrotnie. Ty nie jesteś tu po to żeby mnie chronić, czy martwić się o cokolwiek. Nie jesteś tu dla mnie, tylko ja jestem dla Ciebie.
- Czy to dziwne, że nie chcę Twojego nieszczęścia? - spytałam cicho.
- Jestem nieszczęśliwy tylko wtedy kiedy jest Ci smutno. 
- Nie sądzę. - przycisnęłam palce do jego brzucha. Chłopak zacisnął zęby. - Widzisz? Ty cierpisz. Czujesz z mojej winy ból. - stwierdziłam załamana.
- Może jednak jesteś silna. Po prostu nie uciskaj tak mocno. - uśmiechnął się. Uniosłam brwi do góry. Wiedziałam, że tak naprawdę wie o co mi chodzi. - Sophie, taki ból fizyczny jest tylko chwilowy i jest niczym w porównaniu do tego, który czuję kiedy widzę, że płaczesz. - starł z mojego policzka łzy. - A tak w ogóle to co z Twoją stopą? Bardzo boli? - spytał czule. Pokręciłam przecząco głową. Dopóki mi o tym nie przypomniał, nie czułam tego cholernego pieczenia. Postanowiłam jednak nie martwić Justina.
- Jest okej. - zapewniłam.
- Jeżeli coś będzie nie tak, to od razu mi o tym powiedz, dobrze? - kiwnęłam głową. To słodkie, że tak się martwił o moje jedno rozcięcie, kiedy to on był cały obolały. - Wiesz.. - zaczął. - Trochę dziwię się, że Jeydon tak to rozegrał. W porządku, chciał żeby mnie bolało, ale jak mógł zrobić to Tobie? Skoro wiedział, że będziesz przez to cierpieć..
- Wcale o tym nie myślał. - przerwałam mu.
- Skoro jest w Tobie tak zakochany, to..
- Nie rozumiesz? - znowu mu przerwałam. - On po prostu lubi się ze mną pokazywać. To nie ma nic wspólnego z głębszymi uczuciami. Nigdy się o mnie nie troszczył i nigdy nie zależało mu na moim szczęściu. Pasowaliśmy do siebie tylko wtedy, kiedy jeszcze grałam coś w rodzaju lepszej od innych panienki. - całe szczęście, że kiedy Justin pojawił się w Los Angeles, byłam już całkiem inną osobą.
- Chyba trochę się pogubiłem. - stwierdził zakłopotany Justin. Wzięłam głębszy wdech.
- Wiem. Po prostu nie wspominałam Ci, że kiedyś zachowywałam się jak pieprzona materialistka. - znowu odwróciłam wzrok. Przypomniało mi się pierwsze spotkanie z Justinem.  - Ale ja się zmieniłam. - dodałam szybko, znów patrząc mu w oczy. - Naprawdę, już od dawna nie jestem taka. - zapewniłam. Justin uśmiechnął się.
- Daj spokój. Nadal jesteś ważną panią. - zamarłam. Czyli to wszystko na marne? Wciąż myśli, że jestem pustą divą? Chłopak zbliżył usta do mojego ucha. - Moją ważną panią. Najważniejszą, najpiękniejszą dziewczynką pod słońcem. - pocałował mnie w policzek, a moja twarz oblała się rumieńcem. Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Wtuliłam się w Justina. Chciałam wyściskać go najmocniej jak tylko potrafiłam, ale przypomniałam sobie o jego sinym torsie. Odsunęłam się od chłopaka i pogłaskałam jego brzuch.
- Justin. Ja i tak mu tego nie daruję. - powiedziałam poważnie. Żaden człowiek nie ma prawa krzywdzić osoby, który czyni mnie z dnia na dzień coraz to szczęśliwszą kobietą. Chłopak złapał mnie za podbródek.
- Sophie. Proszę, nie poruszaj z nim tego tematu i błagam, nie rób nic głupiego. Dobrze? - uśmiechnęłam się cwaniacko i pocałowałam plastry na jego twarzy. - Nie chcę, aby coś Ci się stało.
- Nic głupiego. - powiedziałam sarkastycznie. Justin dziwnie na mnie spojrzał.
- Pokaż, że chcesz mi pomóc siebie chronić, że chcesz żeby Cię chroniono. Pokaż, że potrafisz o siebie dbać i nie wpakuj się bezmyślnie w kłopoty. Zrób dla mnie chociaż tyle. - szepnął. Pokiwałam głową. - Zjedzmy śniadanie i chodźmy do szkoły. - zaproponował w końcu. Podeszłam do lodówki.
- Co chcesz zjeść? - zapytałam. Chłopak podszedł do mnie i zamknął mi lodówkę przed nosem.
- Dzisiaj moja kolej. - pocałował moją dłoń i uniósł mnie do góry. Spojrzałam na niego pytająco, kiedy niósł mnie do stołu. - Nie powinnaś przemęczać nogi. - wyjaśnił. Wywróciłam oczami.
- Dziękuję. - powiedziałam, kiedy posadził mnie na krześle.
- Drobiazg. - Justin podrapał się po karku. Chciał już odejść, ale złapałam go za rękę. Odwrócił się w moją stronę. Spojrzałam mu głęboko w oczy. 
- Naprawdę dziękuję. - ściszyłam głos. - Za wszystko. - kąciki ust chłopaka uniosły się nieco ku górze.
- Nie musisz mi codziennie dziękować. - pogłaskał mnie po policzku. Westchnęłam cicho. Codzienne podziękowania i tak nic nie dadzą. I tak nie będę potrafiła wyjaśnić mu jak wiele znaczy dla mnie jego obecność. Justin podszedł do lodówki, a ja cierpliwie czekałam, aż przygotuje posiłek. Bolało mnie każde spojrzenie na obolałe ciało chłopaka i w myślach ciągle miałam tylko to, że nie podaruję Jeydonowi tego głupiego wyskoku.

Staliśmy właśnie przy drzwiach szkoły, rozmawiając z Lily i Christianem, kiedy nagle zobaczyliśmy, że dyrektor zmierza w naszą stronę.
- Dzień dobry. - przywitało się każde z nas.
- Witam. Justin, czy mógłbyś przyjść na chwilę do mojego gabinetu? - spytał mężczyzna. Chłopak zdziwił się, słysząc to pytanie, ale oczywiście wiedział, że nie może odmówić więc pokiwał głową i po chwili już go nie było.
- O co mu może chodzić? - zastanawiała się Lily.
- A jeśli on wie o tym, co stało się podczas dyskoteki? - przeraził się Christian. Cholera.
- Bądźmy dobrej myśli. Może spodobał mu się występ? Albo po prostu ma do Justina jakąś sprawę. - miejmy nadzieję. Rozejrzałam się i zobaczyłam na końcu parkingu grupę chłopaków, a wśród nich ujrzałam Jeydona. Dłonie automatycznie zacisnęły mi się w pięści.
- Co jest? - spytała moja przyjaciółka.
- Przepraszam Was na chwilę, muszę coś załatwić. - powiedziałam na odchodne. Christian złapał mnie za rękę.
- Co Ty chcesz zrobić? 
- Wejdźcie do środka. Mam po prostu do pogadania z Jeydonem. - odeszłam od nich szybkim krokiem i skierowałam się na koniec wielkiego parkingu. Chłopak stał opierając się nonszalancko o swój samochód. Zauważyłam, że atmosfera w grupie jest napięta. Wiedziałam, że oni wszyscy uczestniczyli we wczorajszej aferze, ale z nimi porozmawiam później. Podeszłam jak najbliżej Jeydona. - Co Ci odbiło? - spytałam, starając się zachować spokój.
- Ale o co Ci chodzi? - udawał, że nie rozumie.
- Nie udawaj niewiniątka, doskonale wiesz o czym mówię. - posłałam mu chłodne spojrzenie.
- Oj, Sophie. To była tylko zabawa. - uniosłam brwi do góry.
- Zabawa? Kurwa, Jeydon. Czy Ty siebie słyszysz? - zdenerwowałam się. Co za idiota.
- Nic takiego mu się nie stało. Nawet dał radę przyjść dzisiaj do szkoły. - myślałam, że zaraz wybuchnę. 
- Nic się nie stało? - spytałam przez zęby. - On zalewał się krwią! - Jeydona wcale to nie ruszało. - jest cały w siniakach i ranach, nadal wszystko go boli. - chłopak prychnął lekceważąco i zachichotał. Za to jego bandzie wcale nie było do śmiechu.
- Zasłużył sobie.
- Niby czym? - nie rozumiałam.
- Nie podoba mi się to, że ciągle się przy Tobie kręci. - w oczach pojawiły mi się łzy. Justin tyle dla mnie robił i miałam rację, że to właśnie przez to miał problemy.
- Czyli to moja wina, tak? W takim razie może pobij mnie.
- Daj spokój,  wiesz, że do siebie nie pasujecie. Jesteś z wyższej sfery. Tracisz swój cenny czas. - zacisnęłam zęby i przymknęłam na chwilę oczy.
- Słuchaj mnie, Ty tępy dupku. - wysyczałam. - Nie masz bladego pojęcia co jest między mną i Justinem. Jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu. - wszyscy otworzyli szeroko oczy. - Tak, dobrze słyszałeś. - zwróciłam się do Jeydona. - To dzięki niemu każdy mój dzień staje się lepszy i to dzięki niemu się uśmiecham, rozumiesz? Jest wspaniałym człowiekiem, a Ty wariujesz, bo wiesz, że nigdy nie będziesz taki jak on. - w chłopaku, stojącym naprzeciw mnie, wszystko się gotowało. 
- Idźcie stąd. Nie chcę widowni. - zwrócił się do grupy chłopaków. Oni oczywiście posłusznie odeszli. Zostaliśmy sami. Jeydon pochylił się nade mną i złapał mnie za ramiona.
- Wcale nie chcę być taki jak on. - wysyczał. Zauważyłam, że pomimo tego, że jego banda odeszła, wokoło nas pojawiało się coraz więcej gapiów.
- Ale chcesz mnie. - uśmiechnęłam się gorzko.
- Już Cię miałem i żaden gówniarz nie stanie mi na drodze. Będziesz moja. - prychnęłam. Jeydon coraz mocniej zaciskał palce na moich ramionach.
- Mylisz się. - powiedziałam prosto, kręcąc głową. - Należę do Justina i nikt tego nie zmieni. - Nigdy nie widziałam tego chłopaka tak zdenerwowanego.
- Nie, kochanie. Jesteś moja, a do niego należysz tylko wtedy, kiedy Cię pieprzy. - w oczach pojawiły mi się łzy. - Obciągasz mu za takie gadki? - spytał, po czym polizał moją szyję. - Wiem, że on ma korzyści z Waszej znajomości. Wszyscy to wiedzą. Poza tym, on też się z Ciebie śmieje. Ma Cię za zwykłą szmatę. Niezły z niego skurwiel, a Ty jesteś po prostu ślepa i naiwna. - tego już było za wiele. Odepchnęłam go z całej siły na samochód i plunęłam mu w twarz, po czym niewiele myśląc kopnęłam jego mercedesa. Twarz chłopaka przybrała odcień purpury.
- Ty popierdoleńcu! - krzyknęłam i przyłożyłam mu w twarz. - Jak możesz mówić takie rzeczy? - zaczęłam okładać go pięściami. Po policzkach spływały mi łzy. - Ty pieprzony kretynie, nie znasz go! Żadne z Was, Wy idioci, nie ma pojęcia o naszej znajomości ani o tym jaki naprawdę jest Justin! O mnie też nic nie wiecie! - chłopak ponownie złapał mnie za ramiona. Wyrywałam się i wciąż krzyczałam. - Bez niego byłam słaba, pozwalałam Ci sobą manipulować, ale Ty musisz pojąć, że to koniec! Dzięki niemu jestem silna i nie pozwolę Ci nadal mnie niszczyć! Zrozum to wreszcie! Życie to nie zabawa, a ludzie to nie pieprzone marionetki! - kiedy ponownie udało mi się kopnąć samochód, Jeydon pchnął mnie na niego używając całej swojej siły. Zabolało, ale nie dawałam tego po sobie poznać.
- Ty głupia suko! - krzyknął. Uderzył mnie w twarz i ścisnął moje policzki. Skrzywiłam się z bólu. Po tym będzie ślad. - Za pieniądze wydane na ten wóz mógłbym kupić kilka takich kurew jak Ty! W przeciwieństwie do tego krasnala, nie muszę udawać pieprzonego romantyka żeby wyruchać jakąś szmatę!
- Myślisz, że nas zniszczysz, ale nasza więź jest silna. Silniejsza od wszystkich znanych Ci uczuć, jeśli w ogóle masz o jakichkolwiek pojęcie. - mój głos był słaby, załamany. - Justin zawsze będzie przy mnie, rozumiesz? A Ty jesteś po prostu podły. - wychrypiałam. Po moich policzkach spływało coraz więcej łez, a on znowu zaczął mnie szarpać.
- Sama zobaczysz za kogo ma Cię ten Twój chłoptaś. - chwycił moje uda i uniósł mnie do góry. - Ciekawe co powie na to. - i zaczął mnie całować. Był wręcz brutalny i miażdżył mi wargi. Próbowałam go od siebie odepchnąć, ale był o wiele silniejszy ode mnie. Jego ręce sunęły po moich udach, potem po pośladkach, wędrując pod moją koszulkę. Znowu czułam się brudna i poniżona.

* oczami Justina *

Staliśmy właśnie przy drzwiach szkoły, rozmawiając z Lily i Christianem, kiedy nagle zobaczyliśmy, że dyrektor zmierza w naszą stronę.
- Dzień dobry. - przywitało się każde z nas.
- Witam. Justin, czy mógłbyś przyjść na chwilę do mojego gabinetu? - spytał mężczyzna. Zdziwiłem się, słysząc to pytanie, ale oczywiście wiedziałem, że nie mogę odmówić więc pokiwałem głową i poszedłem za nim. Zastanawiałem się o co może chodzić i modliłem się żeby nie okazało się, że wie o tym co się wczoraj wydarzyło.
- Usiądź. - nakazał dyrektor, wskazując na fotel. Sam usiadł za swoim biurkiem i wpatrywał się we mnie.
- Dlaczego tu jestem? - spytałem zdezorientowany.
- Z powodu pewnego incydentu. - zachowałem kamienną twarz.
- Czy mógłby pan mówić jaśniej? - skinął głową.
- Oczywiście. Doszły mnie słuchy, że zrobiliście razem z panną Street przekręt dotyczący lekcji języka francuskiego. - cholera, jak się dowiedział? - Pewien uczeń doniósł mi, że ukradliście z klasy test.
- I po prostu mu pan uwierzył? - starałem się zgrywać niewiniątko, może nie wszystko stracone.
- Nie. Obejrzałem nagrania z kamery. - no tak, nie pomyśleliśmy o pieprzonej kamerze.
- Dlaczego wezwał pan tylko mnie? 
- Był to Twój pomysł, podobno zmusiłeś do tego pannę Street. Oczywiście oboje poniesiecie konsekwencje tego wygłupu. - walnąłem się w głowę.
- Co ma pan na myśli mówiąc konsekwencje? 
- Oboje będziecie przez dwa miesiące zostawać po lekcjach. Dodatkowo panna Street zostaje zwolniona z pisania testów. Będzie zaliczać materiał ustnie w moim gabinecie. - westchnąłem głośno.
- To wszystko wyszło z mojej inicjatywy. Nie może pan ukarać tylko mnie? - nie chciałem żeby Sophie została ukarana przeze mnie. Będzie jej ciężko.
- Przykro mi. Klamka zapadła. - wstałem z fotela.
- Mogę już iść? - spytałem.
- Chwileczkę. - zatrzymał mnie gestem ręki. - Chcę jeszcze dowiedzieć się czy to prawda, że masz poważny konflikt z jednym z uczniów. - zacisnąłem usta w wąską linię.
- O kogo dokładnie chodzi? - wydawało mi się, że doskonale znam odpowiedź.
- Podobno macie z Jeydonem jakiś poważny problem. Przysłuchując się rozmowie pewnych osób, dowiedziałem się też o pewnej akcji. Mniemam, że nie powinienem wnikać skąd te opatrunki na Twojej twarzy? - pokręciłem przecząco głową.
- Miałem mały wypadek. - mruknąłem.
- Słuchaj. Daruję Ci tylko dlatego, że nie mogę ocenić tej sytuacji z powodu braku dowodów wskazujących na to, że coś się między Wami wydarzyło, ale ostrzegam - pogroził mi palcem, jak małemu dziecku. - że jeśli zobaczę na własne oczy, że jest między Wami jakikolwiek konflikt, będziesz miał kłopoty.
- A co z nim? Dlaczego tylko ja miałbym ponieść karę? Przecież on..
- Mam nadzieję, że zrozumiałeś co mówię. To nie podlega żadnej dyskusji. Przekaż pannie Street radosną nowinę. Żegnam. - zaczął podpisywać jakieś papiery.
- Do widzenia. - powiedziałem przez zęby, po czym wyszedłem z gabinetu, starając się nie trzasnąć drzwiami. Skierowałem się w stronę Chrisa i Lily.
- O co mu chodziło? - spytała Lily wskazując na drzwi gabinetu.
- Najpierw o jakąś tam głupotę, ale później zaczął mówić o Jeydonie. - syknąłem. - Powiedział, że jeśli wykryje między nami jakiś konflikt, zostanę ukarany. Tylko ja, rozumiesz?
- Nie bardzo mnie to dziwi. - Lily posłała Christianowi znaczące spojrzenie.
- Że co? - nie rozumiałem. Dziewczyna uniosła brwi do góry.
- Nie wiesz kim jest dyrektor? - spytała. Pokręciłem przecząco głową. Lily podeszła do drzwi gabinetu. - Mała podpowiedź. - wskazała na małą tabliczkę. Otworzyłem szeroko oczy.
- Andrew Wale? Cholera. Ten idiota jest synem dyrektora, tak? - dziewczyna pokiwała głową.
- Od niedawna. Pan Andrew zajął miejsce pani Double. Więc jeśli zrobisz coś głupiego, a wiem, że przejdzie Ci to przez myśl, weź pod uwagę to, że możesz mieć naprawdę spore problemy. - pociągnąłem się za końcówki nażelowanych włosów i jęknąłem cicho. Czułem, że coś tu się źle skończy. 
- A o co chodzi z tą głupią sprawą? - zainteresował się Chris. Machnąłem ręką.
- Muszę zostawać z Sophie po lekcjach za kradzież testu. - uśmiechnąłem się na wspomnienie naszej akcji, po czym rozejrzałem się dookoła. - Gdzie ona jest? - zapytałem widząc zmieszanie na twarzach przyjaciół. - Lily? - dziewczyna otworzyła na chwilę usta, ale w końcu nic nie powiedziała. - Chris? - spojrzałem na niego znacząco. Podrapał się po głowie i odwrócił się w stronę wyjściowych drzwi. 
- Chciała chyba pogadać z Jeydonem. - klepnąłem się w czoło.
- I tak po prostu pozwoliliście jej iść? Samej? - Sophie miała nie robić nic głupiego! A oni.. - Czy Wy naprawdę jesteście aż tak głupi?! - krzyknąłem zdenerwowany.
- Spokojnie.. - Lily złapała mnie za ramię.
- Żadne spokojnie! Gdzie oni są? - spytałem.
- Na parkingu. - odpowiedział mi Chris. Wybiegłem ze szkoły. Nie widziałem nigdzie ani Jeydona, ani Sophie. W końcu skierowałem się w stronę grupy ludzi, która z zaciekawieniem przyglądała się jakiemuś zdarzeniu.

----------------------

- lepsze dłuższe czy krótsze rozdziały?

6 komentarzy:

  1. OMG <3 Swietny mega wgl DAWAJ NASTĘPNYYY !!! SZYBKO <3 BŁAGAM !!! @6MusicIsMyLife ! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dłuższe zdecydowanie ;) Świetny rozdział ! Czekam na NN <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jebany jeydon... kocham twojego bloga, a rozdział jak zwykle genialny :* czekam na nn @officialcysia

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny blog . przeczytałam wszystko na raz i strasznie mi się podoba . awww*w* ciekawe co dalej . bleee nie lubie jeydona . -,- ,możesz mnie informować na @YoSwaggyBieber ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajeb*sty rozdział. Podoba mi się cała ta akcja z Jeydonem, którego wręcz nie cierpię. Jest podły.Wkurza mnie i to bardzo ten gnojek i jego walnięci koledzy. Tylko niech nie zrobi Soph i Justinowi większej krzywdy. Justin jak zwykle słodki. Jestem ciekawa jak zareaguje na widok Sophie i Jeydona. Kurcze, ten dyrektor to też głupi, kurcze niech traktuje wszystkich równo a nie. Aż we mnie się buzuje.. Cóż może być ciekawie. Tylko, żeby wszystko było dobrze. Hahaha.. Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział :D Jesteś genialna. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń