środa, 20 lutego 2013

CZ. I - 23 # Obrońca, który się poddaje. Anioł, który sam ucina swoje skrzydła.


Przedarłem się przez grupę ludzi i na całe szczęście ujrzałem Sophie i Jeydona. Jednak to, co się między nimi działo ani trochę nie przypominało mi zwykłej rozmowy. Przyjrzałem się dziewczynie. Dotykała ręką swój policzek. Czy ona płakała?
- Myślisz, że nas zniszczysz, ale nasza więź jest silna. Silniejsza od wszystkich znanych Ci uczuć, jeśli w ogóle masz o jakichkolwiek pojęcie. - o co chodzi? O czym ona mówi? - Justin zawsze będzie przy mnie, rozumiesz? A Ty jesteś po prostu podły. - wychrypiała. Zamarłem. Te słowa były o mnie, o nas.
- Sama zobaczysz za kogo ma Cię ten Twój chłoptaś. - chłopak chwycił brunetkę za uda i uniósł ją do góry. No nie. - Ciekawe co powie na to. - nagle przyssał się do Sophie w bardzo brutalny sposób. Kiedy tylko to zobaczyłem, szybko do nich podbiegłem i odciągnąłem Jeydona do tyłu. Tak, dziewczyna płakała. Odgarnąłem z jej twarzy włosy.
- Nie chciałaś tego, prawda? - zapytałem bezmyślnie. Wystarczyło na nią popatrzeć by poznać odpowiedź. Ktoś pociągnął mnie za bluzę. Zaciskając zęby odwróciłem się w stronę Jeydona. - Co to kurwa miało być?! - krzyknąłem, wskazując na dziewczynę.
- Nic Ci do tego. Radziłbym Ci stąd odejść. - syknął, łapiąc mnie za ramię. Odepchnąłem go.
- Nie ma tu Twoich kolesi. - zauważyłem, znowu go popychając. - I co teraz zrobisz?
- A może opowiesz mi jak to jest dostawać po mordzie i zwijać się z bólu? - uśmiechnął się z wyższością. Spiorunowałem go wzrokiem.
- Nie, ale mogę Ci pokazać jak to działa. - zacisnąłem dłonie w pięści, wziąłem zamach i..
- Justin, nie rób tego! - usłyszałem głos Christiana.
- Nie daj mu się sprowokować! - Lily podeszła do mnie i pociągnęła mnie za rękę. Rozluźniłem palce. Przypomniałem sobie o rozmowie z dyrektorem. Gdybym zrobił coś Jeydonowi, miałbym spore kłopoty, ale czy mogłem mu darować?
- No dawaj, pokaż, że masz jaja. - chłopak włożył ręce do kieszeni i poruszył brwiami, uśmiechając się prowokująco. Ponownie zacisnąłem dłonie w pięści.
- Sophie, zrób coś! - krzyknął Chris. Ktoś położył mi rękę na ramieniu.
- Oni mają rację. Justin, nie warto. - powiedziała cicho brunetka. Pociągnąłem się za końce włosów. Jej głos pełen żalu, dławienie się łzami. Jak mogłem tak po prostu odpuścić? - Proszę, chodźmy stąd. Nic mi nie jest. - dodała po chwili. Wbiłem wzrok w ziemię i zacząłem iść w stronę szkoły. Byłem kompletnie bezradny i cholernie zdenerwowany. Usłyszałem za sobą śmiech Jeydona i jęki ludzi, którzy najwyraźniej byli zawiedzeni faktem, że nie zobaczą naszej walki. Po kilkunastu krokach, odwróciłem się i ujrzałem za sobą zapłakaną Sophie. Szła z Lily i Christianem ocierając z twarzy łzy. Kiedy była wystarczająco blisko, od razu ją przytuliłem. Wiedziałem, że to pomoże mi się wyciszyć, uspokoić. Tylko ona mogła w tej chwili tak na mnie zadziałać. Fakt, że była bezpieczna w moich ramionach był najlepszym lekiem na moją całą złość. Pocałowałem ją we włosy.
- Dobrze, że sobie odpuścił. - westchnęła Lily, zapewne do mojego przyjaciela.
- Wszystko w porządku? - zapytałem, głaskając Sophie po plecach.
- Tak. - powiedziała niepewnie. Zbyt niepewnie. Odsunąłem się od niej i złapałem ją za podbródek. Spojrzałem głęboko w jej oczy. Kłamała.
- Co dokładnie się tam działo? - spytałem starając się zachować spokój.
- Trochę się kłóciliśmy. - dziewczyna chcąc uniknąć mojego spojrzenia, odwróciła głowę. I właśnie wtedy zobaczyłem jej mocno czerwony policzek.
- Co to jest? - zapytałem dotykając wyróżniającego się miejsca.
- Co? - zobaczyłem w jej oczach przerażenie. - To chyba od płaczu. - wyjąkała szybko. Nagle skojarzyłem fakty. Jak mogłem być takim idiotą i nie zauważyć tego wcześniej?
- Co Ci się stało w twarz? - brunetka milczała. - No powiedz! - podniosłem głos. Ta cisza oznaczała tylko jedno. - On Cię uderzył, prawda? - zacząłem iść w stronę chłopaka, ale Sophie złapała mnie za ramiona i pokręciła przecząco głową.
- Ja po prostu zaczęłam go szarpać i wtedy..
- Uderzył Cię czy nie? - ponowiłem pytanie, zmieniając ton głosu na jeszcze ostrzejszy. - Nie kręć! - dziewczyna ścisnęła moje ramiona.
- No tak, ale..
- Nie. Nie ma żadnego ale. - wszystko się we mnie zagotowało. Ponownie zacząłem zmierzać w stronę Jeydona.
- Justin! - Sophie złapała mnie za rękę.
- Przestań! Cholera, miałaś nie robić nic głupiego! Po co w ogóle do niego poszłaś?!  - w jej oczach ponownie pojawiły się łzy, ale nie potrafiłem przestać na nią krzyczeć. Przecież ten idiota był zdolny do wszystkiego! To mogło się skończyć o wiele gorzej, a przecież ona sama to zaczęła. - Miałaś nie robić nic głupiego. - powtórzyłem posyłając jej lodowate spojrzenie. - Teraz masz tu zostać, rozumiesz?! - warknąłem ostro, wyrywając dłoń z jej uścisku. - Wy tak samo. - zwróciłem się do Lily i Christiana. Jeydon szedł właśnie w moją stronę, nadal się uśmiechając. Naokoło ludzie poustawiali się w grupkach i zawiesili na nas wzrok. Jednak teraz mało mnie to obchodziło.
- I co, znowu się pokłóciliście? Czyli jednak mi się udało. - powiedział zadowolony. Nie miałem zamiaru wchodzić z nim w dyskusję, nie był tego wart. Od razu walnąłem go z pięści w twarz. Byłem zdziwiony, kiedy usłyszałem brawa, ale nie przywiązywałem do tego większej wagi.
- Ty tępy chuju! - krzyknąłem, uderzając go znów, tym razem prosto w nos.
- Justin! - zawołała Lily. Chłopak złapał się za twarz. Szarpnąłem go za włosy do dołu i kopnąłem go w brzuch.
- Wiedziałem, że jesteś kretynem, ale na Boga, jak mogłeś uderzyć dziewczynę?! - ponowiłem kopnięcie, a on upadł na kolana.
- Justin, stop! - ktoś pociągnął mnie za ramię. Odwróciłem się i niewiele myśląc odepchnąłem Christiana do tyłu. Zerknąłem na zapłakaną twarz Sophie. Jej obolały policzek, jej jeszcze niedawno miażdżone przez Jeydona usta, jego ręce na jej udach. Nie, tego mu nie daruję. Złapałem go za włosy i uniosłem jego głowę do góry. Ponownie wymierzyłem cios w jego twarz.
- Justin, opanuj się! - krzyknął mój przyjaciel i odciągnął mnie do tyłu. Wyrwałem się mu i wykręciłem Jeydonowi ręce.
- Justin, jeśli Ci na mnie choć trochę zależy.. - nie słuchałem dalej.
- Mam ochotę powyrywać Ci te brudne łapy. - wysyczałem do chłopaka. Jeszcze jedno kopnięcie w brzuch. - Już wiesz jak to jest zwijać się z bólu? - spytałem zaciskając dłonie na jego bluzie. Milczał, ocierając z twarzy strumienie krwi. - No odpowiedz! - warknąłem. - Już nigdy jej nie dotkniesz, tak? I ani jednego słowa skierowanego w jej stronę. - znowu szarpałem go za włosy. Jego milczenie doprowadzało mnie do szału. Nie myślałem w tej chwili o niczym, chciałem żeby skończył w szpitalu, żeby zdychał jak pies. Dla tej jednej dziewczyny. Przez tą jedną dziewczynę. Zacisnąłem na chwilę powieki, a przed oczami stanęła mi jej twarz. Jej perfekcyjna twarz, przepełniona bólem. Zacząłem tłuc Jeydona bez opamiętania. Nie potrafiłem się powstrzymać przed zadawaniem kolejnych ciosów. Leżał na ziemi, krwawił, nie dał rady się ruszyć. Ktoś mnie odciągał. Potem chyba były to dwie osoby. W końcu grupa chłopaków odepchnęła mnie i upadłem z hukiem na ziemię. Zauważyłem zbliżającego się w naszą stronę dyrektora. Tak, już wiedziałem, że będę miał ogromne problemy. Najpierw ominął mnie i przerażony stanem Jeydona, zadzwonił po pogotowie. Następnie podniósł mnie z ziemi i wiedziałem już, że ma ochotę mnie zabić.
- Dałem Ci szansę. Teraz póki co jesteś zawieszony na miesiąc. - wysyczał. - Przez ten czas masz zakaz pokazywania się na terenie szkoły. Twój opiekun zaraz tu będzie. Postaram się o to, abyś zapłacił ogromne odszkodowanie, a przede wszystkim o wydalenie Cię ze szkoły. W tej chwili opuść teren placówki. - wszystko to powiedział przez zaciśnięte zęby. Nie docierało do mnie znaczenie większości jego słów. Tysiące emocji i myśli przelatywało przez moją głowę. Moje serce biło w bardzo szybkim tempie, pozdzierane ręce piekły. Szczęka bolała od jej ciągłego zaciskania. Dyrektor odepchnął mnie na bok i chyba udał się w stronę Jeydona. Nie wiem. Skierowałem się w stronę bramy, w stronę wyjścia. Miałem dosyć wszystkiego, miałem dosyć wszystkich. Byłem zdenerwowany na odciągającego mnie wcześniej Christiania, na Lily, która pozwoliła swojej przyjaciółce na rozmowę z tym psychopatą, ale przede wszystkim byłem załamany zachowaniem Sophie i wkurzony na nią jak jeszcze nigdy. Narobiłem sobie i mojej ciotce kłopotów, a jeśli moja mama się o tym dowie, będzie zawiedziona. Bardzo zawiedziona. Tyle ciężkiej pracy włożyła w to, aby mnie wychować.
- Zaczekaj! - usłyszałem wołanie Sophie. Zatrzymałem się i odwróciłem się w jej stronę. W końcu ustała przede mną. - Justin, dlaczego? - sapnęła. Uśmiechnąłem się ironicznie. Czułem, że moje oczy stają się wilgotne.
- Jesteś dla mnie najważniejsza, jak mógłbym nie zareagować na coś takiego? Czy Ty kiedykolwiek pojmiesz wszystkie moje słowa? - zamknąłem oczy. - Jesteś aniołem. Jesteś moim słońcem. Jesteś moją weną. Jesteś moją nadzieją. Jesteś sensem mojego istnienia, sensem mojego pierdolonego życia. Jesteś dla mnie tak bardzo ważna. Jesteś najlepszym, co mnie do tej pory spotkało. Jesteś piękna. Jesteś inteligentna i silna, ale jednocześnie tak bezmyślna i słaba. - otworzyłem oczy i pogłaskałem dziewczynę po policzku. Nie mogła wydusić z siebie ani jednego słowa. Jej oczy jakby zrobione ze szkła, jej zaciśnięte usta. Pozwoliłem jednej z łez spłynąć po moim policzku. - Nie potrafisz się należycie chronić nawet jeśli możesz, a tym samym dajesz mi do zrozumienia, że nie chcesz żebym Ci pomagał. Chciałbym nadal być przy Tobie, sprawiać, że się uśmiechasz, ale Twój uśmiech nigdy nie będzie w pełni szczery jeśli Ty sama nie będziesz starać się o własne szczęście. Mam tylko nadzieję, że chociaż teraz wierzysz w to, że zrobiłbym dla Ciebie wszystko. - te wszystkie słowa wypływały z mojego serca, jedynej części mnie, która w tej chwili wciąż pragnęła być przy Sophie.
-  Od początku w to wierzyłam - szepnęła. Chciała mnie złapać za rękę, ale schowałem moje dłonie w kieszenie jeansów. - Poszłam do niego, bo gdybym wczoraj Cię nie znalazła, możliwe, że już bym Cię nie miała. Wiem, do czego byliby zdolni.
- Budząc się dziś rano, wiedziałaś, że jestem. Poszłaś do niego, wbrew naszej umowie. I co, było warto? - pokiwała głową, pokręciła nią, po czym bezradnie wzruszyła ramionami.
- Przepraszam. - powiedziała skruszona. Oblizałem usta.
- Zostanę z Tobą.
- Co? - nie rozumiała.
- Powiedziałem, że z Tobą zostanę. To nic, że zaraz odejdę i urwę z Tobą kontakt. Przecież będę mógł kiedyś przeprosić i wszystko będzie okej, prawda? - moje słowa przepełnione były sarkazmem. Dziewczyna przetarła twarz dłonią.
- Justin, co mogę Ci powiedzieć? Że wciąż czuję się przy Tobie bezpiecznie, że jesteś sensem każdego nowego dnia i że jest mi cholernie przykro, że Cię zawiodłam? Wiesz o tym, że to wszystko co robię, robię dla Ciebie, nie przeciw Tobie. Wiesz, że funkcjonuję dzięki Tobie, że jestem dla Ciebie dokładnie tak samo, jak Ty jesteś dla mnie.. - głos miała załamany, cała się trzęsła.
- Twoim problemem jest to, że chowasz całą prawdę w cieniu kilku małych, pieprzonych kłamstw.
- Nie. To Twoim jest to, że nie wierzysz nawet w cień mojej szczerości, bo we wszystkim doszukujesz się oszustwa. - przez chwilę toczyliśmy walkę na spojrzenia. Czy to możliwe żeby żadne z nas nie miało racji? Bo tak właśnie to odczuwałem.
- Zakończmy te problemy. - powiedziałem w końcu.
- Co masz na myśli? - spytała z przerażeniem w głosie.
- Odpocznijmy od siebie, odejdźmy.. Sam nie wiem. - złapałem się za głowę. Nie miałem już na nic siły.
- Mój obrońca, który się poddaje. - wyszeptała drżącym głosem, jakby sama nie wierzyła w wypowiedziane przez siebie słowa.
- Mój anioł, który sam ucina swoje skrzydła.
- I tak po prostu, z minuty na minutę chcesz to wszystko zakończyć.
- Przerwać. - poprawiłem ją. - Tak po prostu co dnia walczysz sama ze sobą. - dodałem ciszej.
- Skazujesz się na nieszczęście, bo jest mi smutno.
- Skazałaś się na smutek, bo chciałaś mojego nieszczęścia. - co za męcząca wymiana zdań. Pomimo wszystko, żadne z nas nie miało chyba zamiaru przestać. Po prostu byliśmy jak dwa magnesy. I tak ciężko było zwrócić się ku rozstaniu. Nieważne jak krótkie miałoby być.
- Chciałeś mojego szczęścia, a teraz chcesz je zniszczyć.
- Chcę Twojego szczęścia, ale nie pozwalasz mi go budować.
- Chcesz zostawić mnie samą, wiedząc jak się tego boję.
- Chcę być przy Tobie, ale sama stawiasz przede mną mur.
- Chcę żebyś go pokonał, ale to Ty boisz się go zburzyć. - zobaczyłem, że nadchodzi moja ciotka. Była już blisko szkoły.
- To nie ma sensu, w końcu musimy to powiedzieć. - stwierdziłem podchodząc bliżej brunetki.
- Mam Cię pożegnać i ponownie przywitać strach przed życiem?
- Potrafisz beze mnie funkcjonować. Poza tym, wcale nie chcę żebyśmy się żegnali. Chcę tylko odpocząć od tego..
- Ode mnie? - pokręciłem przecząco głową.
- Potrzebuję czasu, samotności. Wszystko idzie w złą stronę, a to nie tak miało być. Mieliśmy być szczęśliwi. Chodź tu. - pozwoliłem dziewczynie wtulić się w mój tors. Usłyszałem jak pociągnęła nosem. Płakała.
- Miałeś zawsze być przy mnie. - mówiła dławiąc się łzami. Odsunąłem ją od siebie i pokręciłem przecząco głową. Sophie zaczęła śpiewać - Let the music blast, we gon' do our dance, bring the doubters on, they don't matter at all.. - z moich oczu wypłynęło kilka łez.
- Proszę, nie utrudniaj tego.. - otarłem jej policzki rękawem mojej bluzy i pocałowałem dziewczynę we włosy.
- 'cause this life's too long, and this love's too strong, so baby know for sure that I'll never let you go. - krztusząc się płaczem, śpiewała, wywołując łzy na mojej twarzy. Jak mogła użyć tej piosenki? - Pamiętasz? Miałeś nigdy nie pozwolić mi odejść. - byłem zrozpaczony jej stanem, ale musiałem to zrobić.
- A Ty miałaś się dla mnie starać. - wyszeptałem. Szybko zrobiłem krok w tył i na chwilę, spojrzałem jeszcze w jej pełne żalu oczy. Moje serce pękło i jego jedna połowa powędrowała w stronę Sophie. Miałem tylko nadzieję, że dziewczyna dobrze się nią zajmie.

4 komentarze:

  1. omg nienawidzę cię bo przez ciebie cały makijaż mam rozmazany . popłakałam się i to strasznie. nie chce aby Justin ją zostawił. nie chcę aby się rozdzielili, ich miejsce jest przy sobie nawzajem noo . OH GOD, niech oni prędzej czy później wrócą do siebie no. Jeydon to taka pizda a ten dyrektor jeszcze gorszy lol . Niech Justin nie wraca tylko do domu, do Pattie bo będzie jeszcze gorzej . niech zostanie , niech ona się o niego stara . cokolwiek byle byli razem <3 omg chyba za bardzo się wczułam hahahah . informuj mnie daje na @YoSwaggyBieber , no i zapraszam do mnie na : http://because-you-are-my-dream.blogspot.com/ i rosaliebelieber.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. OMFG <3 powinnam Cię zabić za ten rozdział ale tego nie zrobię bo Cię kocham ! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. kurde, kurde, kurde KURDE! NAJLEPSZY! <3 już nie mogę się doczekać następnego! Chcę, żeby oni byli w końcu razem! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie... nie wtrzymałam i się popłakałam. Jak mnie wkurzył ten dyrektor oraz jego synalek. Ja pierdziele i jeszcze te rozstanie :( Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku, że jakoś się ułoży cóż czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń