- AAA! - obudził mnie tak głośny krzyk, że aż spadłem z łóżka. - Będę wujkiem! - rozpoznałem głos Christiana. Otworzyłem oczy i jęknąłem z powodu bólu, który przeszywał całe moje ciało.
- Czy Ty jesteś normalny? - warknąłem do mojego przyjaciela, pocierając swoje ramię.
- A czy to ważne? Spędziliście razem noc! - krzyknął, klaszcząc w ręce. Uniosłem brwi do góry i wstałem z podłogi.
- Po prostu jej pilnowałem, jest chora. - wytłumaczyłem.
- Co za kretyn. - Sophie przeciągnęła się i nakryła głowę poduszką. Usiadłem z powrotem na łóżku.
- Ciąża to nie choroba, siostrzyczko! - rzucił Chris w stronę brunetki i przytulił się do mnie. - Ale będzie fajnie!
- Co fajnie? - do pokoju wparowała właśnie zdyszana Lily.
- Mówię właśnie jak bardzo cieszę się z tego, że będziemy mieli dziecko! - krzyknął uradowany Christian. Złapałem się za głowę, a dziewczyna mojego kumpla przeniosła jedną rękę na swój brzuch. Stłumiłem napad śmiechu.
- Jakie dziecko? - zapytała przerażona, po czym stuknęła się w głowę. - Chris, my nie uprawiamy seksu. - zrobiła dziwną minę. Chłopak zaczął wymachiwać rękami jak oszalały.
- Nie Ty ze mną, kochanie! My. - wskazał na mnie i na niego.
- Całkiem Ci odbiło? - spytałem, odpychając go od siebie. Wywrócił oczami i zaczął skakać po łóżku.
- Soooophie! Powiedz, że będziemy mieli dziecko! - wrzeszczał do niej, po czym opadł na pościel. Zabrał dziewczynie poduszkę i chwycił ją niczym niemowlę. - Nazwiemy je Christian? To będzie takie słodkie! Cześć Chrisik! - wszyscy patrzyliśmy teraz na niego z szeroko otwartymi oczami i zastanawialiśmy się, z resztą już nie pierwszy raz, co jest z nim nie tak?
- Dosypałaś mu cukru do płatków. - zarzuciłem Lily. Podeszła do niego i łapiąc za ramię, ściągnęła go z łóżka.
- Tak ładnie prosił. - pokręciła głową. - Chcieliśmy się tylko przywitać, przepraszam za niego. Spotkamy się na dole.
- Oddajcie mi moje dziecko! - pomachała mi i wyciągnęła wrzeszczącego Chrisa z pokoju. Odwróciłem się w stronę Sophie, która właśnie zaciskała powieki i zatykała uszy dłońmi. Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w nos. Otworzyła oczy, a kąciki jej jeszcze niedawno skrzywionych ust, uniosły się ku górze.
- Witam, sweetheart. Jak się spało mojemu aniołowi? - zapytałem, przejeżdżając palcem po jej policzku. Zarumieniła się i przyjęła pozycję siedzącą.
- Bezpiecznie. - ten uśmiech.. - Jak minęła noc mojemu najlepszemu obrońcy? - złapałem ją za rękę.
- Dumnie. - przez chwilę po prostu wpatrywaliśmy się w swoje oczy. - Jak się czujesz? - zapytałem zauważając na szafce opakowanie leków.
- Już dobrze. - wtuliła się we mnie.
- To co dziś robimy? Oprócz tego, że wieczorem idziemy na imprezę. - Sophie wstała z łóżka, nadal trzymając moją dłoń.
- Pójdę się trochę ogarnąć, a po śniadaniu możemy pójść na plażę. Co Ty na to? - pokiwałem głową.
- Jestem za.
Na śniadaniu towarzyszyli nam Chris, Lily, Scooter i moja mama. Mężczyzna poznał moich przyjaciół, oczywiście od razu zapoznając się z faktem, iż Christian nie należy do osób normalnych, a następnie opowiadał o wczorajszej imprezie. Z tego co mówił, wynikało, że razem z moją rodzicielką spędzili naprawdę miły czas.
- Poznałam Ushera. - powiedziała, patrząc na mnie znacząco. Sophie od razu się zarumieniła, a ja tylko złapałem ją pod stołem za rękę.
- I co? - zainteresowałem się.
- Nadal jest zainteresowany spotkaniem z Tobą.
- Ekstra! - ucieszyłem się. - Widzisz? Mówiłem, że dostanę szansę. - zwróciłem się do brunetki.
- Całe szczęście. - ścisnęła moją dłoń.
- Też mogę poznać Ushera? Jestem fanem! - wtrącił się Christian. Wywróciłem oczami.
- Zaśpiewaj jego jedną piosenkę. - poprosiłem. Mój przyjaciel wstał i odkaszlnął.
- I need you boo, I gotta see you boo and the hearts all over the world tonight said the hearts all over the world tonight... - Lily zakryła twarz dłońmi, Scooter ledwo powstrzymywał śmiech, a ja klepnąłem się w czoło.
- To Chrisa Browna. - zauważyłem. Chłopak wzruszył ramionami.
- Czepiasz się. Są podobni. - wytrzeszczyłem oczy.
- Usher jest czarny. - Christian splótł ręce na piersi i nic nie odpowiedział, a my wszyscy wpatrywaliśmy się w niego.
- Wiesz co? Nie podoba mi się ten cały Brown. Ściągnął ode mnie imię. - powiedział w końcu, oburzony. Sophie zaczęła się śmiać. Boże, dopomóż.
- Ten cały Brown był pierwszy, mógłby być nawet Twoim ojcem. - Chris nawet nie zrozumiał o co mi chodzi.
- To nie znaczy, że może mnie kopiować! - krzyknął.
- Spokojnie, skarbie. - mruknęła zażenowana Lily, wstając z miejsca. - Wiesz, chyba zapomnieliśmy z pokoju tego.. telefonów. - złapała go za rękę.
- A po co nam one? Jesteśmy jakby na wakacjach. - jego najmądrzejsze do tej pory słowa.
- Ale jakby nie wzięliśmy też ręczników. - wysyczała.
- Zaraz to..
- Dobra, po prostu robisz obciach! - po tych słowach, nie zważając na jego protesty, wyprowadziła go z pomieszczenia, a ja, Scooter i moja mama wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
- Brakowało mi Chrisa. - westchnęła moja rodzicielka. Sophie otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale zakryłem je ręką.
- Nie, sweetheart, nie mów im o rybkach. - poprosiłem ze śmiechem. Zrezygnowana, pokiwała tylko głową i ukryła twarz w dłoniach. Nagle usłyszeliśmy dźwięk telefonu.
- O, pewnie już jest. Przepraszam. - Scooter odebrał i wyszedł z sali.
- To co, idziemy na tę plażę? - zwróciłem się do Sophie.
- Tak. Skoczę tylko się przebrać.
- Miłej zabawy. - rzuciła moja mama, dopijając kawę.
Kiedy wychodziliśmy z hotelu, zaczepił mnie Braun.
- Zaraz do Ciebie dołączę. - zapewniłem brunetkę i zwróciłem się w jego stronę. - O co chodzi? - spytałem zdziwiony.
- Po prostu nie wiem czy jeszcze dzisiaj zobaczę Cię przed imprezą, a chcę Ci coś powiedzieć. Podejrzewam, że Ushera spotkasz właśnie dziś wieczorem i proszę tylko, abyś pozwolił mi być przy Waszej rozmowie, dobrze? - nie bardzo rozumiałem o co mu chodzi, ale pokiwałem głową.
- Nie ma sprawy, ale..
- Po prostu mi zaufaj. A teraz życzę miłego dnia. - z uśmiechem poklepał mnie po ramieniu i wszedł z powrotem do hotelu, a ja dogoniłem Sophie.
- Coś się stało? - zmartwiła się. Pokręciłem przecząco głową.
- Nic takiego. - złapałem ją za rękę i razem udaliśmy się w stronę plaży. Była bardzo blisko więc dojście do niej nie zajęło nam dużo czasu. Odłożyliśmy nasze rzeczy i położyliśmy się na gorącym piasku. - Nadal nie wierzę, że tu jesteśmy. - westchnąłem cicho.
- Uwierz. - dziewczyna pocałowała mnie w policzek.
- Mogłabyś przywracać mi wiarę częściej. - wyszczerzyłem się w jej stronę. - Nie wierzę też w to, że..
- Oho, nie ma tak. - wpatrując się w czyste niebo, splotła ręce na piersi. Wsparłem się obok niej na łokciu.
- Dlaczego? - jęknąłem niezadowolony, zbliżając do jej twarzy swoją. Znów miałem ochotę złożyć na jej ustach pocałunek. Ciekawe kto przerwałby mi tym razem? Położyła mi jedną rękę na czole. Czyli ona.
- Bo nie zasłużyłeś. - zjechałem ręką po jej tali - tylko nie.. - i zacząłem ją łaskotać. - Przestań! - wykręcała się jak opętana, krztusząc się przy tym własnym śmiechem. Uwielbiałem momenty, w których była tak wesoła. - Justin, proszę! - sapnęła. Przerwałem na chwilę.
- To daj buziaka. - poprosiłem, nadstawiając swój policzek, w którego po chwili dziewczyna mnie pstryknęła. - Dobra, sama tego chciałaś. - powiedziałem groźnie, wstając. Uniosłem ją do góry.
- Nie. - jęknęła. Zacząłem biec w stronę wody. - Puść mnie! - wyrywała się. - Proszę! - kilkakrotnie ucałowała mój policzek.
- Za późno. - zaśmiałem się. Po chwili poczułem, że moje nogi znajdują się już w wodzie.
- JUSTIN! - wrzasnęła Sophie. - Nie zrobisz.. - nie dokończyła, bo zrobiłem to. Stałem i patrzyłem jak zanurzyła się cała w wodzie. Wyłoniła się po kilku sekundach, biorąc głęboki wdech. Niemalże warcząc, zaczęła przecierać twarz, odgarniając z niej mokre włosy. - Ty..
- Ładnie Ci tak. - zadowolony z siebie udałem się w stronę plaży, jednak nie zrobiłem nawet kilku kroków, bo dziewczyna wskoczyła mi na plecy i usiłowała przycisnąć mnie do tafli wody. Na moje szczęście w porę zorientowałem się, co się dzieje więc zgrabnym ruchem przesunąłem ją tak, że trzymałem ją teraz przodem do mnie.
- Jesteś okropny! - zaczęła mnie klepać w ramiona. Pochyliłem się tak, że znowu zanurzyła się w wodzie.
- Coś mówiłaś? - zapytałem, wyszczerzając się.
- Przestań! - uczepiła się mnie kurczowo, przyciskając swoje ciało maksymalnie do mojego. Ponownie ustałem prosto.
- No już, sweetheart, nie denerwuj się. - musnąłem ustami jej ramię.
- Na Ciebie nawet nie potrafię. - westchnęła cicho, po czym pocałowała mnie w czoło.
- Aww, jakie to słodkie. - usłyszałem głos, przepełniony zazdrością. Sophie zeszła ze mnie i umożliwiła mi widok na.. Cholera. Nie miałem pojęcia, że tu będzie.
- Cześć. - brunetka grzecznie przywitała się z dziewczyną.
- Cześć. - zawtórowałem jej. - Co Ty tu robisz?
- Nie cieszysz się? - spytała zdziwiona. I co miałem jej odpowiedzieć? Uwielbiałem na nią patrzeć i mieć ją w pobliżu, ale ona, Sophie i ja, to bardzo nieodpowiednie połączenie. - I co, jesteście już razem? - brunetka przyjrzała mi się badawczo.
- Nie. - westchnąłem. Tajemnicza dziewczyna udała zawiedzioną, a następnie zaintrygowaną.
- Zachowujecie się dziwnie jak na parę przyjaciół. - zaświergotała. Boże, czy musiała drążyć akurat teraz ten temat?
- Nie jesteśmy przyjaciółmi. - powiedziała Sophie. Uśmiechnąłem się na jej słowa. - Poza tym, przepraszam, ale to chyba nie Twoja sprawa. - dodała ciszej.
- Zamknij się. - warknęła dziewczyna. Otworzyłem szerzej oczy. Ktoś tu właśnie pokazał różki. - Rozmawiam z Justinem. - akurat odechciało mi się z nią rozmawiać. - Jesteś dla niej za dobry. - zwróciła się do mnie. - Ona jest tylko..
- Słucham? A Ty kim niby jesteś, aby mnie oceniać? - zapytała spokojnie moja brunetka. Tak bardzo nie lubiła się kłócić.
- Jestem kobietą odpowiednią dla niego więc mogłabyś usunąć się z mojej drogi. - syknęła.
- Dziewczyny.. - zacząłem, ale Sophie przerwała mi gestem ręki.
- Gdyby też tak uważał, byłby z Tobą. Pomimo tego, że jest dla mnie.. - tego zdanie nie dokończyła. - Po prostu nie trzymam go na smyczy.
- A ja myślę, że owszem. Przez Ciebie czuje się ograniczony. Podobasz mu się i myśli, że dostanie od Ciebie szansę, a Ty bawisz się nim tylko dla własnych celów..
- Jakich celów? - przerwała brunetka.
- Wiesz, że dużo by dla Ciebie zrobił i to wykorzystujesz. Tylko nie masz zamiaru dać mu nic w zamian. Nie jesteś jego warta i dobrze o tym wiesz, a mimo to, ciągle mieszasz mu w głowie. Wolałabym żebyś w końcu przestała zgrywać poszkodowaną panienkę. - Sophie otworzyła szerzej oczy, w których pojawiły się łzy, po czym spuściła wzrok. Wiedziałem, że te słowa ją zabolały. Była przecież taka krucha.
- Przestań. - poprosiłem spokojnie dziewczynę.
- Nic o mnie nie wiesz. - szepnęła brunetka i mimowolnie oplotła rękami swoje ciało. Chyba już płakała.
- Wiem wystarczająco, aby stwierdzić, że jesteś jakąś tępą strzałą. Albo go bierz, albo po prostu się wynoś. - wysyczała, zbliżając się do niej. - I mam nadzieję, że zrozumiałaś, którą opcję bym wolała. - uśmiechnęła się ironicznie.
- Pogięło Cię? - warknąłem, wchodząc pomiędzy nie.
- No już, głucha jesteś? Nie widzisz, że on ma Cię dość? Czas na mnie! - brunetka podniosła głowę, ukazując swoje czerwone oczy i twarz zalaną łzami. Ten widok sprawił, że naprawdę się wkurzyłem.
- Nie wiedziałam, że.. - spojrzała na mnie i tylko pokręciła głową. - Przepraszam. - szepnęła tylko i szybko uciekła w stronę plaży. Poczułem, że ktoś mnie obejmuje. Odwróciłem głowę.
- Co to miało być? - wrzasnąłem, odpychając dziewczynę.
- Mówiłam to, czego Ty nie potrafiłeś. Z takimi trzeba krótko. - zaśmiała się, a we mnie wszystko się już gotowało.
- Nigdy nie chciałem jej tego mówić, bo przecież ja tak nie myślę! - chciałem powiedzieć jeszcze dużo rzeczy, ale nie umiałbym jej po prostu poniżyć. Chociaż..
- Daj spokój. Nie udawaj, że Cię już nie pociągam. - wymruczała. Zacisnąłem zęby i przymknąłem na chwile oczy.
- Jeżeli ktoś tu jest tępą strzałą, to właśnie Ty. - wysyczałem. - Może i mnie kręcisz, ale nie masz prawa ranić Sophie, rozumiesz? Gówno o niej wiesz więc..
- Widzisz, nadal Cię..
- Zamknij się i słuchaj co mówię! Myślałem, że w parze z Twoją urodą idzie też inteligencja, ale teraz widzę, że cholerna z Ciebie zdzira! Przepraszam, ale co innego mogę powiedzieć? Ty pieprzona egoistko.. Nigdy, zrozum, nigdy - podkreśliłem. - nawet, gdybyśmy byli razem, nie poczuję do Ciebie tego, co do Sophie! Jeśli naprawdę chcesz mieć u mnie jeszcze jakiekolwiek szanse, poważnie przemyśl swoje zachowanie. I jeszcze jedno, masz się nie zbliżać do mojego anioła. - warknąłem. Nie czekałem na odpowiedź zdezorientowanej panny. Kiedy wzburzony wyszedłem z wody i zabrałem swoje leżące na piasku rzeczy, pobiegłem do hotelu, gdzie miałem nadzieję zastać moją brunetkę. Cholera, jak ona musiała się teraz czuć? Cierpiała i to znowu przeze mnie. Po co wdawałem się w kontakt z tamtą dziewczyną? Od początku wiedziałem przecież, że oznacza kłopoty. Idioto, skarciłem się w myślach.
Wbiegłem do hotelu i od razu popędziłem na górę do jej pokoju. Wszedłem do niego i rozejrzałem się wokoło. W pomieszczeniu było pusto. Usłyszałem jednak cichy szmer, musiała tu być. Trzasnąłem drzwiami, aby pomyślała, że wychodzę. Udało się, zaraz po tym usłyszałem głośny szloch. Boże, jak ja nienawidziłem tego dźwięku. Westchnąwszy, zapukałem w drzwi od łazienki. Znowu ucichła.
- Sophie, wiem, że tam jesteś. - powiedziałem spokojnie, jednak nadal nikt się nie odzywał. - Otwórz. - poprosiłem. - Sweetheart.. - ta cisza zaczynała mnie przerażać. A jeśli ona.. - Cholera! - zakląłem przerażony. Waliłem teraz w drzwi jak oszalały. - Błagam, otwórz lub chociaż daj jakąś oznakę życia! Martwię się! - krzyczałem. W oczach zebrały mi się łzy. Kiedy usłyszałem ciche pukanie z jej strony, odetchnąłem z ulgą. - Porozmawiamy? - usłyszałem trzy stuknięcia. - To znaczy nie? - puk, puk. - Będziemy porozumiewać się pieprzonym szyfrem? - zdenerwowałem się. Podwójne puknięcie. To chyba oznaczało, że tak. Okej. - Jesteś na mnie zła? - raz, dwa, trzy. - Jest Ci przykro? - raz, dwa. No dobra, tego akurat mogłem się domyślić. - Obwiniasz się o coś? - dwa stuknięcia. Osunąłem się po drzwiach i podkuliłem nogi. To może trochę potrwać. Muszę wejść w jej umysł. - Uwierzyłaś jej? - raz, dwa. - Zabolało, bo była taka bezpośrednia? - zaprzeczenie. - Cierpisz, bo myślisz, że przez Ciebie stoję w miejscu i jestem niezadowolony? - raz, dwa. No tak, tego też mogłem się domyślić. - Ufasz mi? - potwierdzenie. - Więc uwierzysz, jeśli powtórzę, że jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu? - ponowne dwa puknięcia. - I przyjmiesz do wiadomości, jeśli powiem, że bez Ciebie moje życie nie miałoby sensu? - cisza. - To chyba oznaczę jako "nie wiem". - mruknąłem. - Nie stoję w miejscu, Sophie. Po prostu kroki, które stawiamy są niezauważalne dla zwykłych ludzi. To prawda, ona jest piękna i może ma coś w sobie, ale jest też zwykłą dziewczyną, nie moim cudownym aniołem. - zastanowiłem się przez chwilę. - Wolałabyś żebym zamiast zamartwiać się Tobą, poszedł do niej i spędził z nią resztę czasu? - dwa stuknięcia. - Kłamiesz.
- Niby skąd ta pewność? - wychrypiała.
- Widzę to. - mruknąłem, zadowolony z tego, że w końcu usłyszałem jej głos.
- Nie widzisz mnie. - uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Oh, sweetheart, mylisz się. Ciągle mam Cię przed oczami. - usłyszałem głośne westchnięcie.
- Justin.. - wstałem z podłogi.
- Tak?
- Pragniesz jej, idź do niej. - poprosiła słabym głosem.
- Nie chcesz tego.
- Proszę Cię o to. - prychnąłem tylko i przez chwilę zachowałem milczenie.
- Bez Ciebie nigdzie się stąd nie ruszę. - splotłem ręce na piersi i wpatrywałem się w drzwi łazienki. Minęła minuta, dwie, kilkanaście. - Sophie, proszę..
- Po prostu z nią spróbuj. Jeśli coś będzie nie tak, to przecież ja zawsze będę na Ciebie czekać. Nie marnuj czasu. - powiedziała ściszonym głosem. Wyczułem w nim ból.
- Wiesz co? Może i masz rację, ale pamiętaj, że sama tego chciałaś. - znów otworzyłem drzwi do pokoju, ale nie po to żeby z niego wyjść. Zaraz je zamknąłem. Po dłuższej chwili, Sophie wyszła z łazienki. Miała zamknięte oczy i na ślepo skierowała się ku mojej osobie. Automatycznie wtuliła się w mój tors. - Skąd wiedziałaś, że nie poszedłem?
- Widziałam. - mruknęła, jeżdżąc dłońmi po moich plecach.
- Szłaś z zaciśniętymi powiekami. - zauważyłem.
- Ale przed oczami ciągle mam Ciebie. - zacytowała mnie, wywołując na mojej twarzy uśmiech. Przytuliłem ją mocno i pocałowałem jej włosy.
O mamuniu ile emocji :D
OdpowiedzUsuńSwietny rozdział choć smutny. Kiedy oni wreszcie będą szczęśliwi? ;)
@ameneris
Boże coś pięknego <3 poryczałam się dobrze tak tej szmacie ! Jeah ! Spohie win ! <3 Kocham ich są idealni :D czemu ten rozdział był taki krótki :((((
OdpowiedzUsuńOoo.. Świetny rozdział. Świetnie, że ta larwa dostała za swoje. Niech zostawi Sophie i Justina w spokoju. Mam jej dość. Świetna ta akcja na końcu rozdziału.. Jejku jaki ten blog jest romantyczny.. Masz mnóstwo pomysłów, które nie powtarzają się ciągle na innych blogach, to jest duży plus, genialnie. Nie mogę się doczekać tej imprezy czyli nowego rozdziału .. Niech oni powiedzą sobie co czują <3 Czekam na to :D
OdpowiedzUsuńKocham czytać Twoje opowiadania, wiem, że może to niewiele znaczy, ale naprawdę-ubóstwiam je, Ciebie i Twoje pomysły. Czytałam również Twojego drugiego bloga, płakałam, uśmiechałam się sama do sibie. Gratuluję twórczości i niezwykłych pomysłów! Czytałam już naprawdę mnóstwo blogów, byłam z Tobą na poprzednim, póki nie zrobiłaś długiej przerwy. Po jakimś czasie przestałam czytać cokolwiek, ale niedawno znów zaczęłam i natknęłam się na końcówkę tamtego i jestem z Tobą ciągle, chociaż zwykle nie komentuję. Dzisiaj jednak postanowiłam zebrać się w sobie, kiedyś też pisałam i wiem, jak bardzo komentarze mogą motywować. Myślę, że takich jak ja jest wiele-będących, czytających, ale nie komentujących. Codziennie po kilka razy wchodzę na Twojego bloga, żeby sprawdzić, czy może przypadkiem nie dodałaś nowego rozdziału. Lubię Twoje opowiadanie, bo nie jest jak w wielu innych-znają się kilka godzin i już całują. Sophie jest skrzywdzona, zraniona, skryta i delikatna. Justin to rozumie, jest z nią, walczy o nią, czeka na nią. Masz swój własny styl pisania, który, jak zauważyłam, z biegiem czasu jeszcze bardziej się polepsza, choć nie wiedziałam, że to możliwe. W każdym rozdziale opisujesz uczucia, które są jak prawdziwe, które pokazują, że nie piszesz na odwal się. Te uczucia są w gruncie rzeczy najważniejsze. Porównam do tego inny blog-coś w stylu 'moja mama jest w szpitalu. Jedziemy tam. Jest nieprzytomna. Siedzimy chwilę, po czym wracamy do domu. Pochylam się nad moim chłopakiem, mam na niego wielką ochotę' blablabla. Zero uczuć, zero emocji, które byłyby na miejscu. Przez to mimo, że czytelnik wie, iż to nie jest prawda, nie chce się czytać nawet jednego rozdziału. Dobra, chyba przesadziłam z tą rozprawką. Życzę weny i wiem, że masz swoje życie, ale w miarę możliwości pisz częściej, nie mogę się doczekać dalszej akcji! Cammie
OdpowiedzUsuńJeeju, ona jest beznadziejna. (nie pamiętam jak ma na imię i czy w ogóle je podawałaś) Jak można aż tak kogoś skrzywdzić? I jak mogłaś w ogóle mnie tak bardzo nastraszyć? Już myślałam, że Just naprawdę tam pójdzie do tej zdziry...
OdpowiedzUsuń