poniedziałek, 4 marca 2013

CZ. I - 28 # Swoją obecnością tworzysz tu moje własne niebo.

Moja mama już w drzwiach domu Sophie okazała wielkie wzruszenie.
- Kochanie, to wspaniałe! - ściskała mnie mocno, nie kryjąc łez.
- Wiem. Nawet kiedy mówiłem Ci, że spotkamy się w innych okolicznościach, nie sądziłem, że będzie chodziło o coś takiego.
- Synku, jestem z Ciebie taka dumna. Mówiłam, że wszystko się w końcu ułoży. Teraz widzisz, że..
- Justin, zaproś w końcu mamę do środka! - usłyszałem wołanie mojej brunetki. Zaśmiałem się i wypuściłem rodzicielkę z objęć.
- Tak w ogóle to gdzie ja jestem? - spytała rozglądając się.
- To dom Sophie. - uśmiechnąłem się szeroko.
- Dom? - wytrzeszczyła oczy. - chyba raczej.. - po chwili spojrzała na mnie z podekscytowaniem. - Oh, pogodziliście się? - pokiwałem głową, a ona znów mnie przytuliła.
- Chodź, chcę żebyś ją poznała. - zaprowadziłem mamę do ogromnego salonu.
- Wow, ale tu pięknie. - ekscytowała się. To było do przewidzenia, że ten dom zrobi na niej ogromne wrażenie. Ja nawet nadal się w nim gubiłem. Zauważyłem już Sophie, która zawstydzona, właśnie drapała się po głowie.
- Cieszę się, że się pani podoba. - wyjąkała i podeszła bliżej, by podać mojej mamie rękę. - jestem Sophie.
- Proszę, mów mi Pattie. - od razu zauważyłem, że moja rodzicielka jest zaczarowana moim aniołem. - Cieszę się, że pojawiłaś się na drodze Justina, no i że w końcu Cię poznałam. - brunetka oczywiście spłonęła rumieńcem.
- Ma pani naprawdę wspaniałego syna. - powiedziała, zerkając na mnie. Z mojej twarzy ani na chwilę nie schodził uśmiech.
- Tak, wiem. Jestem z niego bardzo dumna. - objęła mnie ramieniem.
- Ja również, ale on nie mógł pozostać niezauważony. - Sophie przyjrzała mi się uważnie. - Jesteś dziś jakiś wesoły. - zarzuciła mi. Przytuliłem je obie.
- Dlaczego Cię to dziwi? Moje marzenia się spełniają, no i mam przy sobie dwie najważniejsze kobiety. - ucałowałem je we włosy.

W studiu nagraniowym wszyscy usiedliśmy na jednej z wielkich, skórzanych kanap. Brakowało tylko Christiana i Lily, ale akurat musieli wyjechać gdzieś z jej rodzicami. Cieszyłem się, że tak dobrze im się układa.
- Musimy omówić szczegóły kontraktu. - zaczął Scooter, który ciągle wpatrywał się w moją mamę. Powstrzymywałem się tylko żeby nie wybuchnąć śmiechem. - Na początek możemy podpisać roczną umowę. Zobaczymy co będzie dalej. Zgadzacie się? - kiwnęliśmy głowami i razem z moją rodzicielką, podpisaliśmy wszystkie potrzebne papiery.
- Scooter.. Chciałbym abyś załatwił dla mnie coś jeszcze. - powiedziałem z nadzieją w głosie.
- Mów o co chodzi. - na chwilę spuściłem wzrok w dół.
- Zrobiłem coś głupiego i jest ryzyko, że wywalą mnie ze szkoły, a to wiąże się z tym, że będę musiał opuścić Los Angeles. Bardzo bym tego nie chciał. - mężczyzna pokiwał głową i zastanowił się przez chwilę.
- Prawdę mówiąc miałem zamiar załatwić Ci prywatnego nauczyciela. Nie musiałbyś więc się tym przejmować. - uśmiechnął się pocieszająco, a ja otworzyłem szeroko usta.
- To znaczy, że..
- Nie zostawisz mnie! - pisnęła uradowana brunetka przytulając mnie do siebie. Zadowolony pocałowałem ją we włosy i przycisnąłem ją do siebie. - Tak bardzo się cieszę. - szepnęła. Przez chwilę nic dla nas nie istniało. Liczyło się tylko to, że nie będę musiał jej opuszczać.
- Hej, hej. Koniec tych czułości!. - zawołał roześmiany Braun. - Nie chcę marnować czasu. Szczerze mówiąc wszystko już wcześniej zaplanowałem z pomocą doświadczonych muzyków i Twojego kanału na youtube. Już dzisiaj możemy zabrać się za nagranie utworu. Jako, że jest to pierwsza piosenka, pozwolę Ci ją wybrać. - zadowolony spojrzałem na Sophie.
- Chciałbym nagrać Never Let You Go. - posłałem brunetce znaczący uśmiech. Jej twarz oblały rumieńce. Kiedy nagrywałem, wciąż patrzyłem na Sophie. Byłem cholernie zdenerwowany i trzęsły mi się ręce więc starałem się myśleć tylko o niej, mając nadzieję, że to mnie uspokoi. Nadal nie wierzyłem, że jestem tutaj, by nagrać piosenkę. Nadal nie wierzyłem, że Scooter mnie odkrył. Nigdy nie przywiązywałem zbyt dużej wagi do komentarzy dotyczących mojej przyszłości, nie wierzyłem, że będę robił cokolwiek poważniejszego związanego z muzyką. Zawsze twierdziłem, że to wszystko tylko zabawa, przecież na świecie są miliony uzdolnionych ludzi, którzy zasługują na szansę. Nigdy w siebie nie wierzyłem, ale Sophie.. Sophie wierzyła we mnie od zawsze. Śledziła mój kanał, dodawała komentarze. Z każdym kolejnym słowem piosenki zdawałem sobie sprawę z tego, że gdyby nie ona, wcale by mnie tutaj nie było. Ona była moją weną. To dla niej w ogóle miałem chęć pisać, śpiewać. I najlepsze jest to, że była ze mną od początku. Nie przejmowała się tym, co myślą o mnie inni, tym, kim jestem dla nich. Wspierała mnie i wciąż pokazywała, że we mnie wierzy. Wyszedłem z pomieszczenia.
- Było świetnie. - zapewniła mnie moja mama. - Chciałabym coś zjeść. Zaprowadzicie mnie do bufetu?
- Ja się tym zajmę. - zaoferował się Scooter. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. - A Ty możesz odpocząć. - zwrócił się do mnie. Kiwnąłem głową, a kiedy zostaliśmy sami wbiłem wzrok w Sophie.
- Naprawdę Ci się udało. - powiedziała, jakby wiedziała, że nadal nie potrafię przyjąć do wiadomości tego, gdzie jestem. - Tak bardzo się cieszę, że w końcu spełniają się Twoje marzenia. - powiedziała obejmując moją szyję. Pominąłem to, że ona nadal jest moim marzeniem.
- Tak bardzo cieszę się, że to ty mnie tu doprowadziłaś. - pogłaskałem ją po policzku i oplotłem rękami jej talię.
- Jesteś wspaniały i utalentowany. Po prostu musiałeś odnieść sukces, a ja..
- Tu nie chodzi tylko o to. Ja po prostu.. - znów nie umiałem ubrać w słowa wszystkiego, co czuję. - tak bardzo Ci dziękuję. - szepnąłem całując ją we włosy.
- Mi? Za co? - spytała zdziwiona. W oczach zebrały mi się łzy.
- Za wiarę we mnie. - znów poczułem przypływ emocji, które wręcz kazały mi powiedzieć jej o wszystkim. - gdyby nie Ty, cały pobyt w Los Angeles byłby dla mnie po prostu kolejnym piekłem. Przyjmowałbym tylko kolejne dawki bezsensu każdego nowego dnia. Wcale nie bez powodu nazywam Cię moim aniołem. Swoją obecnością tworzysz tu moje własne niebo. Gdyby nie Ty.. może nie znamy się zbyt długo, ale przecież tak naprawdę jesteś ze mną niemalże od zawsze, pomimo tego, że spotkaliśmy się dopiero niedawno. Sophie.. - na chwilę zamilkłem. Dziewczyna wpatrywała się we mnie, a na jej twarzy wymalowane było wzruszenie. Przymknąłem oczy i wziąłem duży wdech. Kiedy uniosłem powieki, zacząłem mówić dalej. - Nie masz pojęcia jak ważna dla mnie jesteś. Zanim Cię poznałem, gdy nie miałem nikogo oprócz Chrisa i mojej mamy, nigdy nie pomyślałbym, że dojście do tego miejsca przyniesie mi tyle radości. To po prostu nie miałoby dla mnie sensu, gdyby nie było przy mnie najważniejszej osoby w moim życiu, a wiem, że jesteś nią Ty. To ten moment - przycisnąłem ją mocniej do siebie - w którym chcę Ci powiedzieć, że.. - Sophie przyłożyła mi palec do ust.
- Nie musisz nic mówić, Justin. - wplotła palce w moje włosy i zbliżyła swoją twarz do mojej. Mój oddech przyśpieszył.
- Sweetheart, ja..
- Chyba wiem co czujesz. - szepnęła. Już prawie czułem jej usta na swoich, kiedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Znowu?! Czy naprawdę nigdy nie będzie mi dane dokończyć? Niemalże warknąłem, ale nagle..
- Widzę, że przeszkodziłam. - cholera. Z niedowierzaniem spojrzałem w stronę drzwi wejściowych. Dziewczyna stała w nich posyłając w moją stronę jeden z jej najpiękniejszych uśmiechów. Sophie od razu odsunęła się ode mnie i zrobiła się cała czerwona, a ja sam nie wiedziałem czy byłem bardziej zadowolony czy zdenerwowany. Ja i brunetka odczuliśmy niezręczność tej sytuacji, ale piękność, która właśnie skierowała się w naszą stronę, nie była ani trochę poruszona. - Cześć, Sophie. - podała jej rękę. - Hej, Justin. - zwróciła się do mnie z tajemniczym uśmiechem.
- Cześć. - wyjąkałem w końcu, znów pod wrażeniem jej urody.
- Przepraszam, że bez pukania. Myślałam, że znajdę tu Scootera.
- Dlaczego.. - nie dokończyłem, bo do pomieszczenia wparowali nagle Braun i moja mama. Mężczyzna od razu przytulił dziewczynę.
- Miałaś czekać w domu. Mogłaś chociaż zadzwonić. - ucałował ją w oba policzki. - No nic, fajnie Cię widzieć. - nic nie rozumiałem, ale nie czekałem długo na wyjaśnienia.
- Po prostu się za Tobą stęskniłam, wujku. - otworzyłem szerzej usta i oczy. Sophie również była zszokowana. Cholera. Czy to oznaczało, że znalazłem się tu z powodu ich znajomości? Nie mogłem w to uwierzyć.
- Myślałem, że mnie odkryłeś. - powiedziałem wzburzony do Brauna.
- Co? - udawał, że nie rozumie o co mi chodzi.
- To ona kazała Ci do mnie zadzwonić? - wskazałem na dziewczynę stojącą obok Sophie.
- Justin, przecież to..
- Oh, darujcie sobie. - syknąłem kierując się w stronę drzwi.
- O co mu chodzi?
- Pójdę za nim. - usłyszałem głos Sophie.
- Nie, zostań. - wyświergotała tajemnicza dziewczyna. - Ja wiem.. - dalej nie słyszałem, tylko wszedłem do łazienki, trzaskając za sobą drzwiami. Oparłem się o umywalkę i spojrzałem w lustro. Usłyszałem czyjeś kroki.
- Oh, zostaw mnie. - warknąłem. - Myślałaś, że się nie dowiem?
- Ale to wcale nie tak. - dziewczyna pokręciła głową.
- A jak? - odwróciłem głowę w jej stronę i mimowolnie oblizałem wargi. Uśmiechnęła się na ten widok i zgrabnym ruchem wślizgnęła się przede mnie.
- Twoje spotkanie ze Scooterem naprawdę nie zależało ode mnie. - boże, te usta.. Potrząsnąłem głową.
- Co za dziwny zbieg okoliczności. - mruknąłem, a dziewczyna uśmiechnęła się.
- Nie denerwuj się. - wymruczała, przejeżdżając dłońmi po moim torsie, dochodząc aż do mojego pasa. Czułem, jak po moim ciele rozchodzi się przyjemne ciepło.
- Po prostu powiedz mi o co chodzi. - zaśmiała się dźwięcznie i chwyciła mnie za kołnierz koszuli. - On nie dowiedział się o Tobie ode mnie. - uniosłem brwi do góry.
- Ale?
- To ja dowiedziałam się od niego o Tobie. To był zwykły przypadek. Pytał mnie czy Cię znam już dość dawno, bo oboje mieszkamy w Los Angeles, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam kim jesteś. Co prawda, słyszałam o Tobie wiele w szkole od moich koleżanek, ale niespecjalnie interesował mnie jakiś chłopak z internetu. - przyciągnęła mnie jeszcze bliżej. - Aż do czasu, kiedy pojawiłeś się na moich urodzinach i strasznie zawróciłeś mi w głowie. - zerknęła na moje usta. Moją twarz owijał już jej oddech. Przymknąłem oczy, rozkoszując się jej bliskością. - Radził mi, abym tu nie przychodziła, bo wiedział, że wydasz pochopne wnioski, ale ja nie mogłam się powstrzymać. Tak bardzo chciałam Cię zobaczyć. - a ja chciałem mieć ją jeszcze bliżej więc objąłem ją i przycisnąłem do swojego ciała. Uśmiechnęła się tylko.
- Dlaczego tak na mnie działasz? I dlaczego taka jesteś? - jęknąłem. Dziewczyna musnęła moją dolną wargę.
- Jaka? - sapnęła, przenosząc jedną dłoń na moje włosy. Powoli zaczynałem wariować.
- Specjalnie udawałaś taką obojętną. - szepnąłem w jej usta.
- Tak. - zgodziła się, po czym przez chwilę ssała moją wargę. Zrobiło mi się niesamowicie gorąco.
- Przestań się mną bawić. - poprosiłem. - To strasznie irytujące. - zrozumiała o co mi chodzi i już po chwili połączyliśmy się w namiętnym pocałunku. Miała zachłanne wargi, ale to wcale mi nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, pragnąłem więcej, chciałem mieć ją jeszcze bliżej. Przycisnąłem ją do siebie z całej siły, a nasze języki zaczęły toczyć zaciętą walkę.
- Tęskniłam za Tobą, Bieber. - sapnęła, przerywając na chwilę pocałunek. Nie wiem co się ze mną stało, ale:
- Oh, zamknij się. - warknąłem tylko, znów łącząc nasze usta w pocałunku. Przy niej zdecydowanie nie byłem sobą. Przerażało mnie to, że była dla mnie odskocznią od Sophie. Cholera. Szybko oderwałem się od dziewczyny i odsunąłem się od niej, wpadając plecami na ścianę. W łazience słychać było tylko nasze głośne, przyśpieszone oddechy. - Ja..
- Nieźle. Naprawdę za mną szalejesz, Bieber. - powiedziała, uśmiechając się z satysfakcją.
- Wracajmy. - powiedziałem ignorując jej stwierdzenie. A co miałem powiedzieć? Że miała rację? - Kurwa. - warknąłem sam do siebie, pędząc do pomieszczenia, w którym czekali na mnie Sophie, Braun i moja mama. Pierwszym, co zrobiłem, było zignorowanie wszystkich i przytulenie brunetki. Tylko to mogło pozwolić mi się uspokoić. Zdziwiona, objęła mnie i poklepała pocieszająco po plecach. Kiedy już wypuściłem ją z uścisku, posłałem jej bardzo niepewny uśmiech. - Przepraszam. - zwróciłem się do Scootera. - Wszystko już wyjaśnione. - pokiwał tylko głową.
- Mówiłem, że tak będzie. - mruknął w stronę jeszcze niedawno całowanej przeze mnie dziewczyny.
- Wybacz. - uśmiechnęła się przepraszająco. Po tej całej akcji z powrotem zabraliśmy się do pracy. Dzień był wyczerpujący niemal tak samo jak połowa męczącej nocy. Jednak najważniejsze było to, że mogłem być zadowolony z efektów ciężkiej pracy, no i że przez ten cały czas mogłem patrzeć na Sophie. Bolało mnie tylko to, że jestem takim kretynem. Z każdym spojrzeniem w jej piękne oczy, coraz bardziej miałem ochotę rzygać swoim idiotycznym zachowaniem.

- Słuchaj. Rozmawiałem z ludźmi z branży i sprawdzili dla mnie możliwość zorganizowania Twojego pierwszego koncertu. Z racji, iż jest bardzo dużo chętnych obejrzenia Ciebie na żywo, możesz już wybrać miejsce, w którym wystąpisz. - te słowa usłyszałem po kilku tygodniach współpracy ze Scooterem.
- Chciałbym żeby to Sophie wybrała miejsce i pojechała tam ze mną. - posłałem w jej stronę uśmiech.
- Naprawdę? Mogę? - spytała, patrząc na mnie. Złapałem ją za rękę i pokiwałem głową.
- Może chociaż tak Ci podziękuję. - dziewczyna zarumieniła się.
- Justin, wiesz, że nie..
- Po prost powiedz, gdzie chciałabyś ze mną pojechać. - poprosiłem. Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę. - Ile czasu tam spędzimy? - zwróciłem się do Scootera.
- To będzie dłuższy wyjazd. Będzie czas na koncert, wypoczynek i wszystko co zechcecie. - zapewnił.
- Wyobrażam sobie nas na Hawajach. - brunetka uśmiechnęła się w moją stronę.
- Okej. Niech będzie. - zgodziłem się, a na mojej twarzy pojawiło się zadowolenie. Pobyt z Sophie na Hawajach podczas spełniania marzeń. Czy mogło być lepiej?

Ja, Sophie i moja mama byliśmy na pokładzie lecącego już samolotu. Scooter miał dotrzeć późniejszym lotem, a Lily i Christian jutro. Właśnie się obudziłem po krótkiej drzemce.
- Co jest? Źle się czujesz? - spytałem zmartwiony, patrząc na zzieleniałą twarz brunetki. Pokiwała głową. - Będziesz wymiotować? - zakryła usta ręką i pokręciła przecząco głową.
- Już nie. - sapnęła.
- Już? - zdziwiłem się. Opuściła dłoń i spojrzała na mnie wyraźnie zawstydzona.
- Przepraszam. Naprawdę usiłowałam to powstrzymać. - spuściła wzrok.
- Przepraszasz za to, że zwymiotowałaś? - zaśmiałem się.
- Chyba tak. Wiem, że to jest obrzydliwe i..
- Sweetheart - przerwałem jej - dlaczego mnie nie obudziłaś? - spytałem, głaszcząc ją po włosach.
- Nie chciałam psuć Ci podróży i.. - nie dokończyła, bo szybko złapała reklamówkę i ponownie zaczęła wymiotować. Przytrzymałem jej włosy. - Cholera. - jęknęła, kiedy już skończyła. - Naprawdę przepraszam, że musiałeś na to patrzeć. - krzywiłem się nie dlatego, że mnie to brzydziło. Po prostu bardzo się o nią martwiłem.
- Mógłbym patrzeć na Ciebie w każdej możliwej chwili. A teraz zdejmij bluzę. - poradziłem jej. Posłusznie wyswobodziła się z tej części ubrania. Zatknąłem kosmyk jej włosów za ucho. Twarz dziewczyny była oblana potem. - Weź kilka głębokich wdechów. - wykonała moje polecenie. Rozejrzałem się wokoło i kiedy zauważyłem papierową torebkę, szybko chwyciłem gumkę recepturkę, którą była przyczepiona do siedzenia. Rozczesałem palcami włosy Sophie i zwinnym ruchem związałem je w kucyk.
- Dziękuję. - szepnęła. Rękawem swojej bluzy otarłem jej twarz z potu. - Nie musiałeś. - mruknęła. Zignorowałem to i zaczepiłem stewardessę.
- Czy mógłbym prosić o zimną wodę? - spojrzała na Sophie i od razu pokiwała głową. Kiedy przyniosła już to, o co prosiłem, podsunąłem szklankę pod twarz brunetki. - Duszkiem. - rozkazałem. Sophie posłusznie wypiła zawartość naczynia, po czym chwyciła mnie za rękę i przyłożyła ją do swojego czoła.
- Mogę? Masz przyjemnie chłodną dłoń. - uśmiechnąłem się, przykładając drugą rękę do jej rozgrzanego policzka.
- Lepiej Ci? - spytałem po jakimś czasie.
- Tak, dziękuję i jeszcze raz Cię przepraszam. Cholernie mi głupio. - oparła głowę o moje ramię i złapała moją rękę.
- Prześpij się, sweetheart. Niedługo będziemy na miejscu. - pocałowałem ją we włosy i oboje zastygliśmy w bezruchu.

Wyszliśmy na parking i zmierzaliśmy w stronę limuzyny.
- Justin, puść mnie! - warknęła Sophie. - Chcę iść sama! - zaśmiałem się wciąż trzymając ją na rękach. Tak słodko się denerwowała.
- Sweetheart, ledwo trzymałaś się na nogach. - dziewczyna nadal się wyrywała.
- Skarbie. - zwróciła się do niej słodko moja mama. - Nie chcemy żeby coś Ci się stało. Jeszcze byś nam zemdlała. - poparła mnie. Sophie spłonęła rumieńcem.
- Przepraszam. - mruknęła. Posadziłem ją na siedzeniu w limuzynie.
- Podekscytowany? - spytała mama. Uśmiechnąłem się.
- Jeszcze jak. Pięknie tu. - zachwyciłem się, patrząc przez okno. - Co o tym myślisz, Sophie?
- Już byłam na Hawajach no i nadal mi się bardzo podoba. - zacisnąłem usta.
- Dlaczego nie wybrałaś miejsca, którego jeszcze nie widziałaś? - dziewczyna wtuliła się we mnie.
- Bo to miejsce uwielbiam, a Ty uczynisz je jeszcze wspanialszym. - jakie to słodkie. Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją we włosy. - Będziemy się świetnie bawić.
- No nie wiem. - wtrąciła się moja mama. - Sophie nie wygląda na skorą do zabawy.
- Dam radę. - wybełkotała dziewczyna. Uniosłem brwi do góry. Moja rodzicielka przyłożyła dłoń do jej czoła.
- Chyba ma gorączkę. - właśnie dojechaliśmy na miejsce. Wyniosłem dziewczynę z limuzyny. Tym razem nawet nie protestowała.
- Jak się czujesz? - spytałem, przyglądając się jej uważnie.
- Szczerze mówiąc to nie za dobrze. - przymknęła oczy, wtulając się we mnie.
- Mamo, pójdę z nią do jej pokoju. Może załatw jakieś tabletki, czy coś. Kiedy Scooter już będzie, przyślij go do mnie. - pokiwała głową i załatwiła sprawy na recepcji, po czym wskazała jakiemuś mężczyźnie miejsca, do których ma zanieść bagaże. Niosłem Sophie do windy, a następnie do jednego z pokoi. Kiedy już z trudem otworzyłem drzwi, zamarłem. Był po prostu niesamowity. Dopiero drugi raz byłem na prawdziwych wakacjach, ale pierwszy raz odwiedziłem Hawaje. No i nigdy nawet nie widziałem takiego hotelu! Pomieszczenie było ogromne i przestronne. Dominowały tam kolory beżu i bieli, a pod jedną ze ścian stało ogromne łóżko z baldachimem. Położyłem Sophie i otworzyłem balkonowe drzwi. Do pokoju wleciało ciepłe, przyjemne powietrze. Wziąłem głęboki oddech, a na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech. Chyba nadal nie wierzyłem, że tu jestem. Nie mniej było to po prostu magiczne. Podszedłem do łóżka Sophie i przyłożyłem dłoń do jej czoła.
- Chciałabym wziąć prysznic. - podniosła się.
- Poradzisz sobie? - pokiwała głową.
- Tak, ale na wszelki wypadek bądź blisko.
- Będę. - zapewniłem. Podprowadziłem ją do łazienki i ustałem pod drzwiami. Po jakimś czasie ktoś wparował do pokoju.
- Świetne wieści, Justin! - krzyknął Scooter. Spojrzałem na niego pytająco, po czym zauważyłem, że zaraz za nim wchodzi moja mama. Przyjąłem od niej wodę i fiolki z lekami.
- Niech Sophie to wypije. - pokiwałem głową.
- O co chodzi? - zwróciłem się do Brauna.
- Dziś będzie impreza, na której poznam Cię z ludźmi z branży. - otworzyłem szerzej oczy.
- Serio? To.. - z łazienki właśnie wyszła moja brunetka. Przyjrzałem się jej. - To świetnie, ale Sophie nie czuje się najlepiej. - złapałem dziewczynę pod rękę i zaprowadziłem ją w stronę łóżka.
- Co jest? - zapytała, kładąc się.
- Dziś wieczorem jest impreza i chciałbym żeby Justin poznał kilku ważnych ludzi. - wyjaśnił Scooter.
- Oh.. - dziewczyna podrapała się po głowie - Ale? - nadal nie rozumiała o co chodzi.
- Czy miałabyś mu za złe, gdyby poszedł tam bez Ciebie? Chyba rozumiesz, że... - pokręciła szybko głową.
- Ależ oczywiście, że powinien tam być. - spojrzała na mnie. - Przecież sobie poradzę. - westchnąłem tylko.
- Nie chcę iść tam bez Ciebie. - mruknąłem, głaszcząc jej policzek. Zarumieniła się.
- Justin, jest ktoś kto bardzo chciałby Cię poznać, a możliwe, że nawet nawiązać współpracę. - powiedział Braun. Posłałem mu pytające spojrzenie. - Zaprosiłem Ushera. - cholera. Moje oczy zrobiły się nagle jak pięciozłotówki. Miałem okazję poznać mojego największego idola!
- Justin, musisz tam iść. Wiem jakie to dla Ciebie ważne. - zacisnąłem usta w wąską linię. - Jesteś jego fanem i to jest..
- Skąd wiesz? - zdziwiłem się. Brunetka spojrzała na mnie znacząco, a kąciki jej ust uniosły się nieco ku górze.
- Pamiętam naszą rozmowę i twoją reakcję na widok deskorolki z jego podpisem, którą Ci oddałam. - no tak. Ja również to pamiętałem i wspominając, uśmiechnąłem się sam do siebie. - I tu Cię mam.

- Sophie? – patrzyłem wciąż na deskorolkę. Dziewczyna podeszła do mnie i podążyła za moim wzrokiem. – Czy to autograf Ushera? – zapytałem przejeżdżając palcem po powierzchni deski.
- Tak. – przytaknęła. 
- Dlaczego akurat na deskorolce? On chyba nie ma nic wspólnego ze skateboardingiem? – spojrzałem na Sophie, która tylko wzruszyła ramionami.
- Spotkałam go przypadkiem, na mieście, nie miałam pod ręką nic innego. – uśmiechnęła się dziewczyna.
- Aha.. – powiedziałem tylko. Bardzo ceniłem tego gościa, był moim idolem. 
- Lubisz Ushera? – zapytała Soph zdejmując deskorolkę z wielkiej półki. 
- Jasne, jest świetny w tym co robi. – uśmiechnąłem się do dziewczyny. Wyciągnęła ręce z deską w moją stronę.
- Weź. – powiedziała podając mi deskę. Spojrzałem na nią niedowierzając.
- Jesteś pewna, że mogę to zatrzymać? – zapytałem niepewnie.
- Jasne. – machnęła ręką. 
- Wow, dzięki.. – powiedziałem wyszczerzając się. 

Ktoś mnie szturchnął.
- Przepraszam, zamyśliłem się. - mruknąłem wciąż zastanawiając się co z tym wszystkim zrobić. Anioł, idol, anioł, idol. Obrońca, fan, obrońca, fan.
- Idź, Justin i baw się dobrze. Przecież nic mi nie będzie, Twoja mama ze mną zostanie. - uniosłem brwi do góry.
- Widziałem jak mrugnęłaś. - syknąłem. Sophie wywróciła oczami.
- Bo nie mam zamiaru Wam wszystkim psuć zabawy. Pójdziecie tam, a ja zostanę tutaj. I tak większość czasu prześpię. Zobaczysz, że będzie fajnie. - zapewniła słabym głosem. Nie, bez niej nie miałem szansy na zabawę.
- Ledwo mówisz, wyglądasz jak wrak człowieka. Nie zostawię Cię w takim stanie. - pozostawałem nieugięty.
- Justin.. - zakryłem jej usta dłonią.
- Cicho bądź. - poprosiłem. - Przepraszam, Scooter, ale chyba sam rozumiesz. Nie przyjechałem tutaj z nią po to, aby ją zostawić. - tłumaczyłem. Braun głośno westchnął.
- No cóż, szkoda, ale nie będę Cię do niczego zmuszał. Miejmy nadzieję, że kiedyś okazja się powtórzy, ale miej na uwadze to, że nie wiadomo czy jeszcze kiedykolwiek będziesz miał taką szansę. - oczywiście, że było mi przykro, ale byłbym bardziej smutny wiedząc, że imprezuję, podczas gdy Sophie leży sama, słaba i chora w łóżku, spędzając tę noc samotnie.
- Przykro mi. - powiedziałem tylko, zachowując jak najbardziej neutralny ton głosu. Sophie ugryzła mnie w rękę. - Cholera! - krzyknąłem podnosząc się z łóżka. Spojrzała na mnie złowrogo.
- Mam nadzieję, że chociaż pani mi potowarzyszy. - zwrócił się mężczyzna do mojej mamy. Uśmiechnęła się i pokiwała głową.
- Będzie miło. Może ja porozmawiam z Usherem. - puściła do mnie oko.
- Miłej nocy, dzieciaki. - rzucił Scooter i już ich nie było.
- Za co? - jęknąłem do brunetki, patrząc na ślady jej zębów. Splotła ręce na piersi i chyba nie miała zamiaru się odezwać. Wywracając oczami, przygotowałem jej lekarstwo, ale nie chciała go przyjąć. - Sophie.. Czy Ty obrażasz się na leki? - spytałem, starając się stłumić śmiech. Zmrużyła oczy i wzięła ode mnie szklankę.
- Wiesz co? Nie lubię..
- Okej. - przerwałem jej. - Rozumiem i zapewniam, że lekarstwo też Cię nie lubi, ale akurat dzisiaj musicie pobyć w zgodzie. - dziewczyna wypiła zawartość szklanki, krzywiąc się przy tym.
- Lekarstwo jest super! - warknęła. - To Ciebie nie lubię! - usiadłem obok niej.
- A mnie za co? - zdziwiłem się, chcąc złapać ją za rękę. Jednak ona mi na to nie pozwoliła.
- Marnujesz taką szansę. - jęknęła, przyjmując pozycję leżącą.
- Będąc tu z Tobą nie czuję, abym cokolwiek marnował. Byłoby mi tam źle bez Ciebie. - spuściłem wzrok. Nie chciałem pokazywać jej, że tak naprawdę bardzo mi przykro.
- Ale przecież to.. - znów położyłem dłoń na jej ustach, kładąc się obok niej.
- To dzięki Tobie tu jestem i to razem z Tobą mam zamiar przez to wszystko przejść. Rozumiesz? - wywróciła oczami i odwróciła się do mnie tyłem.
- Jest mi przykro, bo znowu pokazujesz, że potrafię wszystko zniszczyć. - teraz mnie zdenerwowała.
- Przestań pieprzyć głupoty. - poprosiłem, chyba za ostro. Zacząłem głaskać jej ramię. - Sweetheart.. - pocałowałem ją we włosy. - to tylko głupia impreza. Uwierzmy, że w moim życiu będzie jeszcze mnóstwo takich szans. Zabrałem Cię tutaj, abyś mogła być przy wszystkich momentach, do których dotarłem dzięki Tobie. Chcę Ci pokazywać, jak bardzo jestem dzięki Tobie szczęśliwy, wiesz? - czekałem, aż się odezwie. - Cieszysz się z mojej obecności, nie rozumiem dlaczego udajesz, że masz mi za złe to, że zostałem. Chciałaś żebym zawsze był przy Tobie. - dodałem cicho.
- Będziesz tego żałował! - jęknęła.
- Nie. Ty przyznasz, że cieszysz się z mojej obecności. - z cichym westchnięciem odsunąłem się i położyłem się na plecach na skraju łóżka. Nie miałem siły z nią walczyć. Za oknami było już ciemno, leżeliśmy tak długi czas w milczeniu. Sophie chyba już spała. Przykryłem nas kocem, zamknąłem oczy i również próbowałem odpłynąć. Nie wiem ile czasu upłynęło, ale coś nie pozwalało mi usnąć.
- O Boże. - usłyszałem nagle. Dziewczyna głośno dyszała i chyba była przerażona, ale udawałem, że śpię. Poczułem, że wcisnęła się między mój bok, a ramię i jak najdelikatniej się we mnie wtuliła. - Justin.. - szepnęła, pociągając nosem. Płakała. Co musiało jej się śnić, że obudziła się w takim stanie? - Przepraszam. - powiedziała słabym głosem. - Wygrałeś. Cieszę się, że tu jesteś. - przytuliła mnie mocniej. Uśmiechnąłem się i zacisnąłem mocniej ramię wokół jej ciała, tym samym dając jej znać, że ją słyszę.
- Wiem, sweetheart. - wyszeptałem. - Ale Ty przegrałaś. Wcale tego nie żałuję. - pocałowałem ją we włosy, a najlepsze było to, że mając ją bezpieczną w moich ramionach w końcu błyskawicznie zasnąłem.

5 komentarzy:

  1. omg strasznie mi sie płakać chciało kiedy przeczytałam to co tam Justin zrobił z tom tam . On taki nie jest, i tak trochę dziwnie że chce powiedzieć że kocha sophie i ngale całuje tamtą dziw... panne lekkich obyczajów :) Ale tak to bardzo fajnie .

    OdpowiedzUsuń
  2. podoba mi się rozdział , ale czemu Justin prawie w co drugim opowiadaniu musi zdradzać, jak jest już tak dobrze ? :c mam nadzieję że to co go łączy z tom tam to się skończy a on będzie coraz bardziej szczęśliwy z sophie :)ZAPRASZAM NA MOJE BLOGI : http://rosaliebelieber.blogspot.com/ i http://because-you-are-my-dream.blogspot.com/ . oraz pomagam koleżance ponieważ ona na serio ma talent, więc w jej imieniu zapraszam na jej bloga : http://forever-indestructible.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ohh Boże kocham Cię kobieto za to opowiadanie <3 z niecerpliwością czekam na NN <3 Nie mogę się doczekać kiedy się pocałują ughh... :D MEGA MEGA ROZDZIAŁ ! #MUCHLOVE

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Twojego bloga normalne! :D
    Tylko kiedy oni się wreszcie pocałują? :P
    I ta wywłoka mi się ani trochę nie podoba. Lafirynda jedna :P

    @ameneris.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku to było genialne. Podoba mi się to, że Justin z nią został. Że spełniły się jego marzenia. Jednak chciałabym w końcu, żeby nikt im nie przeszkadzał i żeby wyjawili swoje uczucia do siebie. Błagam :) Fajnie, że Justin traci kontrolę kiedy widzi Sophie a tą drugą dziewczynę. Niech wybiera, ona albo Sophie :D Podoba mi się rozwój akcji i zdarzeń. Mam nadzieję, że wszystko będzie okej, ale w każdym rozdziale pewnie piszę to samo.. Hahaha, czekam na 29 ;D

    OdpowiedzUsuń