Leżałem na twardym podłożu.
- Justin, obudź się. - jeszcze w półśnie usłyszałem dziewczęcy głos.
- Nie tak delikatnie. - syknął ktoś, po czym zaczął mnie szarpać za ramię. - Wstawaj, kretynie! - uniosłem powieki, ale chyba same się zamknęły. Nagle poczułem pulsujący ból, rozchodzący się po moim policzku. Wtedy się rozbudziłem i zobaczyłem nad sobą Chrisa i Lily.
- Oszalałeś? - warknąłem, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Ja? - prychnął Christian.
- Czemu mnie uderzyłeś? - spytałem zdenerwowany. Chłopak zacisnął zęby.
- No proszę, Ty pewnie nawet nie wiesz jak się tu znalazłeś.
- Wszystko pamiętam. - skłamałem. Tak naprawdę nie miałem pojęcia co ja tu robię i jak spędziłem ostatnią noc.
- Gdyby tak było, zapewniam Cię, że sam dałbyś sobie w twarz. - teraz to Lily się odezwała. O co im, do cholery, chodzi? Nie mogło być aż tak źle. Wszyscy wstaliśmy z podłogi. Pomasowałem swój policzek.
- A czy ja nie byłem tu z Sophie? Dlaczego zostawiła mnie samego? - zdziwiłem się. Lily otworzyła szeroko usta i wyrwała w moją stronę, ale Chris ją przytrzymał.
- Nie, kochanie. - powiedział, starając się zachować spokój.
- Puść mnie! - burknęła.
- Puść ją. - poprosiłem, ale zaraz tego pożałowałem. Gdy tylko znalazła się dostatecznie blisko, zaczęła okładać mnie pięściami.
- Idioto! - krzyczała. - Jak mogłeś? - przytrzymałem jej ręce.
- O co Ci chodzi? - zapytałem zdezorientowany. Chris znów zatrzymał Lily w stalowym uścisku.
- On nic nie pamięta. - mruknął. - Nie mówmy mu.
- Ależ powiedzmy! - krzyknęła, a w jej oczach pojawiły się łzy. - Powiedzmy mu jakim jest kretynem! Opowiedz mu ze szczegółami! Niech cierpi, zasłużył na to! - uniosłem brwi do góry. Co mogłem zrobić, że doprowadzało ją to do takiej furii?
- Ona ma rację, powinniście mi powiedzieć. - starałem się nie okazywać jak bardzo jestem zdenerwowany.
- Wczoraj..
- Lily, to nie ma sensu. - Chris puścił dziewczynę, ale złapał ją za rękę.
- Powiedzcie mi w końcu o co chodzi! - krzyknąłem wzburzony.
- Nie będziesz podnosił na mnie głosu! - wrzasnęła dziewczyna. Złapałem ją za ramiona.
- Spokojnie..
- Żadne spokojnie! Nie dotykaj mnie! Co, mnie też chcesz przelecieć? - automatycznie się od niej odsunąłem i otworzyłem szeroko oczy.
- Co? Powiedzcie mi w końcu o co chodzi! - powtórzyłem, wręcz błagalnym tonem głosu.
- Nerwy nic tu nie dadzą. - Chris pocałował dziewczynę w czoło. Odetchnąłem głęboko i przymknąłem na chwilę oczy.
- Błagam..
- Za dużo wypiłeś i dobierałeś się do Sophie. - mimowolnie zakryłem twarz dłonią.
- Dobierałeś.. Ledwo powstrzymałeś się od zwykłego gwałtu! - opadłem na łóżko i nie mogłem wydusić z siebie ani słowa.
- To niemożliwe. - wyszeptałem. - Nie zrobiłbym tego, nie jej. - mówiłem, jakby sam do siebie.
- Sophie by nie kłamała, nie w takiej sprawie. - powiedziała Lily, pewnym siebie głosem.
- Ja wiem, ale po prostu nie mogę uwierzyć.. - głos mi się załamał. Byłem po prostu przerażony. Ukryłem twarz w dłoniach.
- Nie chcę Cię dobijać, ale gdybyś tylko zobaczył w jakim stanie do nas przyszła.. Długo nie zapomnę tego widoku. - słowa Christiana dobiły jednak bardziej niż cokolwiek innego, bo naprawdę rzadko kiedy był poważny, a teraz, tuląc Lily, chyba nawet miał w oczach łzy.
- Uderz mnie. - poprosiłem. Ktoś naprawdę powinien porządnie obić mi mordę. Miałem dosyć siebie, tego, co we mnie wstąpiło. Oczywiście, że pragnąłem Sophie, ale przecież nigdy nie odważyłbym się.. Odważyłem się.
- Bądź poważny. Gdybym Cię stłukł, to i tak nic by nie dało. - westchnął chłopak.- Nawet nie mógłbym tego zrobić, bo..
- A ja bardzo chętnie. - Lily znów do mnie wyrwała. Wstałem z łóżka.
- Przestań, to bez sensu. - zganił ją Chris. - Sophie cierpi i powinieneś po prostu z nią porozmawiać. Nic innego tu nie pomoże. - teraz zwrócił się do mnie. Zachciało mi się płakać.
- Porozmawiać? Co Ty pieprzysz? Wyobraź sobie, że jesteś na moim miejscu. Nachlałeś się i.. i zraniłeś najważniejszą osobę w swoim życiu.. - część tego zdania ledwo przeszła mi przez gardło. - Znowu. - jęknąłem załamany. - I co, mam po prostu do niej iść i powiedzieć "Hej, sorry, że chciałem Cię zgwałcić"? - Chris patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Wiesz co? Kiedyś naprawdę myślałem, że to ja jestem głupi, ale teraz..
- Słuchaj mnie, dupku. - przerwała mu Lily, starając się chyba zabić mnie wzrokiem. - Nie obchodzi mnie czy masz chęć i jak to zrobisz, ale pójdziesz tam i wszystko jej wyjaśnisz. Oczywiście, że to będzie trudne i prawie pewne, że nie będzie chciała Cię słuchać, ale do cholery, jak możesz być na tyle głupi, żeby się temu dziwić? - denerwowała się. Chciałem odszczeknąć, ale przecież miała rację. Po pierwsze musiałem czym prędzej iść do Sophie. Po drugie, prawdopodobnie mi tego nie wybaczy. Po trzecie, zapowiadał się kolejny najgorszy dzień mojego życia. Po czwarte, tak, jestem cholernym dupkiem, bo sam to wszystko na siebie sprowadziłem.
W hotelu szybko wparowałem do mojego pokoju. Podłączyłem telefon do ładowarki, chwyciłem kilka czystych ubrań, po czym wziąłem prysznic i przebrałem się. Ułożyłem jeszcze włosy, nie wierząc, że robię to, zamiast pędzić do Sophie. Zdałem sobie sprawę z tego, że po prostu boję się rozmowy z nią i chyba celowo przedłużałem wszystkie inne czynności. Nie, nie mogłem już tego przeciągać. Wyszedłem z łazienki i już chciałem wyjść z pokoju, kiedy ktoś zastąpił mi drogę.
- Justin, musimy porozmawiać. - tylko nie to.
- Mamo, proszę, nie teraz. - jęknąłem.
- Kochanie..
- Przepraszam, mam do załatwienia coś ważnego. Kocham Cię. - ucałowałem ją w policzek, a ona pożegnała mnie cichym westchnięciem. Stałem długą chwilę pod drzwiami pokoju dziewczyny, ćwicząc różne przemowy, ale okazało się, że to nie miało najmniejszego sensu. Usłyszałem dźwięk telefonu, który szybko odebrałem.
- Mam nadzieję, że się wyspałeś, bo zaraz zaczynasz próbę. - czy on sobie żartuje?
- Teraz? - syknąłem.- Czy to nie może trochę poczekać?
- Gwiazdy mają też swoje obowiązki, Bieber. - złapałem się za głowę.
- Muszę coś załatwić. - mruknąłem.
- A ja muszę Cię ostrzec, że jeżeli za chwilę nie zobaczę Cię pod wskazanym adresem, wylecisz z powrotem do Brauna. - i już się rozłączył, a po chwili usłyszałem dźwięk smsa. Miałem ochotę krzyczeć, powyrywać sobie wszystkie włosy, a następnie usiąść i płakać, ale może to jednak lepiej, że mam tą pieprzoną próbę. Przygotuję się na rozmowę z Sophie.
Ćwiczyliśmy chyba w nieskończoność. Wszystko wychodziło idealnie, ale Usher i tak ciągle kazał nam powtarzać od początku. Chociaż moja głową wypełniona była myślami o Sophie, tym razem to nie pomagało. Nadal byłem zdenerwowany. Kiedy skończyliśmy, była już noc, ale mało mnie to obchodziło.
To powiesz, tego nie powiesz. Może by tak wspomnieć o.. Idioto, i tak kiedy ją zobaczysz w Twojej głowie pojawi się tysiące nowych myśli. Tak, to prawda. Tak bardzo chciałem już na nią patrzeć, ale nie, widząc jej wykrzywioną bólem twarz. Tylko czy mogłem spodziewać się czegoś innego? Miałem tylko nadzieję, że zdążę jej wszystko wytłumaczyć zanim ponownie tego dnia dostanę w twarz. Zapukałem w drzwi, nerwowo oblizując wargi. Zastanawiałem się, jak zacząć rozmowę, ale niepotrzebnie. Kiedy mnie zauważyła, na jej twarzy pojawiło się przerażenie i bezceremonialnie zamknęła mi drzwi przed nosem. Nacisnąłem na klamkę.
- Po co przyszedłeś? - spytała zdenerwowana.
- Chcę porozmawiać. - próbowałem otworzyć drzwi i już prawie mi się udało. Była o wiele słabsza ode mnie i jej napieranie na nie, na nic się nie zdało.
- Ale my nie mamy o czym rozmawiać. - jej głos już się łamał.
- Sophie, proszę.. - powiedziałem błagalnym tonem. Jeszcze przez chwilę siłowaliśmy się, ale dziewczyna zaraz odpuściła. Wszedłem do pokoju, a ona automatycznie odsunęła się kilka kroków w tył. Zachowałem bezpieczną odległość, a kiedy na nią spojrzałem, nie potrafiłem wydusić z siebie słowa. Była nieuczesana i nieumalowana, ale wciąż piękna. Tylko ten smutek w jej podkrążonych, chyba od płaczu, oczach...
- Miejmy to już za sobą. - szepnęła, odwracając wzrok. Tak bardzo chciałem chwycić ją za podbródek i odwrócić jej twarz w moją stronę.
- Byłem pijany, nawet nie pamiętam co robiłem, więc nie wiem jak Ci to wszystko wyjaśnić. - przyznałem szczerze.
- To po co przyszedłeś? - spytała, mierząc mnie chłodnym spojrzeniem.
- Sam nie wiem.. - dziewczyna pokręciła głową, przecierając dłonią oczy. Chyba po to, żeby powstrzymać się od płaczu.
- Po prostu wyjdź. - poprosiła. Zacząłem zmierzać w jej stronę. - Nie zbliżaj się do mnie. - szepnęła z przerażeniem, cofając się w tył. Bała się mnie. Znowu się mnie bała. Jak mogłem do tego dopuścić? Nie wytrzymałem, szybko podszedłem do niej i chwyciłem ją za rękę. Drugą dłoń położyłem na jej policzku. - Twój dotyk mi dziś nie pomoże, Justin. - brunetka zacisnęła powieki, jakby to miało sprawić, że zniknę.
- Sweetheart..
- Nie. - odepchnęła mnie, a po mojej skórze przebiegły zimne dreszcze. - Teraz Twoja bliskość boli tak samo, jak bliskość każdego innego człowieka. - zamurowało mnie. Dopiero docierało do mnie, jak bardzo ją zraniłem. - Proszę, odejdź. - spojrzała na mnie, wręcz błagalnie. Zacisnąłem usta i na chwilę zakryłem twarz dłońmi.
- A mnie boli Twoje zachowanie. Dlaczego taka jesteś? - wyszeptałem w końcu.
- Jaka? - w jej oczach pojawiły się łzy. - Dlaczego chciałam zaczekać? Dlaczego boli mnie każde zbliżenie? Dlaczego jestem zraniona, słaba i wrażliwa? - stopniowo podnosiła ton głosu. - Bo tego chciałam, wiesz? Bo codziennie proszę Boga o to, by zsyłał na mnie cierpienie, bo sama proszę o to, by moje życie było jedną, wielką porażką! Bo mam wpływa na to, jakim człowiekiem uczyniły mnie wydarzenia z przeszłości! - złapała mnie za ramiona. - Czujesz ten sarkazm? Czujesz go?! - teraz to ja byłem przerażony, jej stanem. Co ja narobiłem..
- Chodziło mi o Twoją obojętność. - otworzyła szerzej oczy, z których pociekło kilka łez. Nie, tylko nie jej płacz..
- Obojętność? - wyszeptała oszołomiona. - Jesteś jedyną osobą, która samą swoją obecnością działa na mnie upajająco, której jeden dotyk działa na mnie paraliżująco, ale do tej pory nie bolał tak, jak każdy inny. Jesteś jedynym człowiekiem, z którym chciałam spędzać każdą minutę mojego życia, jedynym, któremu pomimo wszystkich zranień, pozwalam wciąż mieszkać w moim sercu. W moim biednym, kruchym sercu, które nie rozumiało po co jeszcze bije, zanim poznało Ciebie. To Ty narzucasz mu rytm każdym swoim ruchem, a każdym słowem sprawiasz, że chcę z Tobą zostać i, cholera, tak bardzo Cię potrzebuję.. - dziewczyna zaczęła mnie szarpać. Jej policzki były mokre, stan, w którym była, sprawiał, że chciałem umrzeć. Jej totalna desperacja rozdzierała mnie wewnętrznie na części, które w całość mógł złożyć jedynie jej uśmiech. Ale to ja starłem go z jej twarzy. - Więc nie mów mi o obojętności, kiedy sam doskonale wiesz, jak na mnie działasz! Poznałeś każdy dreszcz mojego zużytego ciała, widziałeś na mojej twarzy tyle różnych emocji, usłyszałeś tyle słów, których nie wypowiadałam zanim Cię poznałam! Kiedy jesteś blisko, każda komórka mojego ciała lgnie do Ciebie, pragnę Cię, tak cholernie Ciebie chcę.. - złapałem ją za policzki.
- Skoro wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ta noc, dlaczego zamiast pozwolić mi to zrobić, po prostu uciekłaś? - spytałem zdziwiony. Mogliśmy być teraz szczęśliwi.
- Nic nie byłoby dobrze..
- Dlaczego? - szepnąłem, ocierając łzy z jej twarzy. Dziewczyna zamknęła na chwilę oczy, głęboko coś analizując. Kiedy je otworzyła, wypłynęło z nich prawdziwe morze łez.
- Bo Cię kocham, kretynie! - szok. Głęboki szok i mentalna śmierć. Chciałem skakać z radości, chciałem płakać ze szczęścia, ale z drugiej strony miałem ochotę dać sobie w twarz za to, w jakim stanie wypowiedziała te słowa. - Bo nie jestem Tobą i nie pragnę jedynie czyjegoś ciała! Pragnę twojego uśmiechu, spełnienia Twoich marzeń, Twojego szczęścia! Chcę się z Tobą cieszyć w każdym szczęśliwym momencie Twojego życia i płakać razem z Tobą podczas każdego cierpienia! Chcę chwalić Twoje słuszne decyzje i znosić razem z Tobą konsekwencje wszystkich błędów! Jesteś jedyną osobą, z którą naprawdę pragnęłam połączyć się w jedność, ale to wszystko miało potoczyć się inaczej. Miałam być Twoją pierwszą kobietą, oboje mieliśmy czuć się wyjątkowo. Ty miałeś być moim kochanym Justinem, nie pieprzoną, nachlaną divą, a ja miałam być Twoją jedyną Sophie, a nie tylko kolejną szmatą w Twoim łóżku! - o Boże.. Ona naprawdę twierdziła, że tak o niej myślę. - Miał być wieczór i spokojna muzyka, a nie noc w willi z tłumem wrzeszczących nastolatków.. - na jej twarzy pojawił się blady uśmiech. Ocierała łzy, ale wciąż pojawiały się nowe. Wciąż pojawiało się ich więcej. - Ale przede wszystkim miałeś mnie kochać. - po tych słowach po pokoju rozniósł się jej głośny szloch.
- Sweetheart.. - chciałem ją przytulić, ale mi na to nie pozwoliła. - To wszystko nadal może się spełnić. Koch.. - nie pozwoliła mi na wypowiedzenie tych słów.
- Wierzyłam we wszystko, co mówiłeś. - kontynuowała, dławiąc się łzami. - Ale każde Twoje słowo okazało się być pustym. Wmówiłam sobie, że naprawdę twierdzisz, że jestem wyjątkowa, że sprawiam, że jesteś szczęśliwy. Uwierzyłam, że jestem najważniejsza, że chcesz w swoim życiu tylko mnie, że masz ogromne serce, które potrafię wypełnić samą swoją obecnością, ale to wszystko nieprawda! - umierałem i odradzałem się na nowo z każdym jej słowem. Emocje targały moim sercem, nie ciałem. Przypomniałem sobie o czym myślałem kiedyś, tuląc ją w jej salonie.
- Jesteś wyjątkowa! Nie rozpalasz tylko mojego ciała, ale i serce. - wychrypiałem, po czym zdałem sobie sprawę z tego, że również płaczę. - Jesteś dla mnie najważniejsza..
- Szkoda tylko, że to bez znaczenia. - powiedziała, kręcąc głową. - Wyjdź. - poprosiła, odpychając mnie. - Wyjdź, teraz naprawdę chcę zostać sama, teraz jestem jeszcze na tyle silna, by Ci na to pozwolić. Tego błędu i tak nie naprawisz. - w moim sercu nastała nieoczekiwana zima. Jej głos nigdy nie był tak chłodny.
- To ma ogromne znaczenie i dobrze o tym wiesz. - warknąłem. Dziewczyna nadal pchała mnie w stronę drzwi.
- Dla mnie ma. - przytaknęła. - Ale Ty..
- Dopiero co powiedziałaś, że mnie kochasz, a teraz chcesz żebym odszedł? - spytałem oszołomiony. Zdenerwowana pokiwała tylko głową. - Czy Ty..
- Po prostu nie chcę kolejnych kłamstw! - krzyknęła, zalewając się łzami.
- Nie kłamałem mówiąc, że jesteś wyjątkowa! Nie kłamałem, mówiąc, że jesteś najważniejsza! Myślałem, że po tym, co powiedziałaś, wydarzenie ostatniej nocy stało się nieważne, że ta noc z Kelly stała się nieważna. - znów chwyciłem ją za policzki. Dziewczyna położyła dłonie na moich.
- To po prostu nie wyjdzie, bo nigdy nie będzie dobrze! Chcę żebyś wyszedł i chcę po prostu odejść, rozumiesz? - popatrzyła mi w oczy i zdjęła moje ręce z jej twarzy.
- A to wszystko przez co przeszliśmy? - spytałem ściszonym głosem, nie wierząc, że to ma być koniec naszej znajomości.
- Zapomnijmy o tym. - że co? Mam zapomnieć o tym, co było najlepsze w całym moim życiu? Mam zapomnieć o niej? O centrum mojego wszechświata?
- Przez Twoje głupie uprzedzenia? - wysyczałem. Moje policzki były już suche, ale w oczach znów pojawiły się łzy.
- Nie. - na chwilę zacisnęła usta w wąską linię. - Przez to, że się zmieniłeś. - wyszeptała.
- Przeszkadza Ci to, że jestem sławny? - nie rozumiałem. Wiedziałem już, że dla niej mogę z tego wszystkiego zrezygnować. I byłem gotów...
- Nie chodzi o to. - przerwała moje rozmyślenia.
- Więc o co, do cholery? - czy ona się w końcu określi? Byłem coraz bardziej zdenerwowany.
- O to czego potrzebujemy, czego oboje chcemy! - spojrzała w bok, ocierając łzy.
- Chcemy? - prychnąłem. - Ty sama nie wiesz, czego chcesz! Nie potrafisz się zdecydować, a martwisz się tylko tym, co mówią inni! - krzyknąłem. Nie powinienem podnosić na nią głosu, ale już sam nie wiedziałem jak się wybronić. Po prostu nie chciałem żeby mnie zostawiła.
- Nie. - przez chwilę tylko szlochała. Cierpliwie czekałem, aż postanowi się odezwać. W końcu położyła mi dłonie na ramionach i spojrzała mi w oczy tak głęboko, że niemal czułem jak analizuje całą moją duszę, jak zagląda w jej głąb, w każdy najmniejszy skrawek. - Dobrze, to ja kłamałam! Nie jesteś kimś dla mnie odpowiednim. Nie chcę Cię. - otworzyłem szeroko usta. - Ty już po prostu nie jesteś moim Justinem. Nie widzę w Tobie tego dzieciaka z youtube, na którym mi zależało, dla którego byłam ważna, który po prostu chciał spełnić swoje marzenia otoczony gronem szczerych, kochających osób. - obiema dłońmi, chwyciłem jej ręce. Z moich oczu wypłynęły łzy.
- Zawsze nim będę.. - wyszeptałem, ale szczerze mówiąc sam w to nie wierzyłem. Spieprzyłem wszystko po całości, sam nie odnajdywałem w sobie chłopaka, którym jeszcze niedawno byłem, którego sam znałem.
- Że co? - uniosła brwi do góry. - W odskoczni ode mnie, spędziłeś noc z inną dziewczyną, potem chciałeś mnie skrzywdzić, a teraz przyszedłeś tutaj, by spróbować zrobić to ponownie. Nie, to nie taki jesteś.. Nie taki byłeś. - przyszedłem ją zranić? Dobrze wiedziała, ile dla mnie znaczy, miała świadomość tego, że żałuję wszystkich swoich złych czynów. Sophie mnie nie potrzebuje, nie chce mnie. Nie kocha. Zabrakło mi sił.
- Przyszedłem żeby przeprosić i powiedzieć Ci ile dla mnie znaczysz. - powiedziałem w końcu. - Ale dobrze, że wiesz lepiej. - dodałem chłodno. Straciłem już wszystko. Nie mogłem dłużej patrzeć na jej cierpienie, na jej łzy. Nie mogłem dłużej znosić tego, jak to wszystko ją boli, a żeby to się zmieniło, musiałem zrobić jedno. Usunąć się z tej części jej życia. Ona z każdą minutą odrzucała moją miłość, tak naprawdę, nie chciała mnie. - Chcę Twojego szczęścia więc nie stanę Ci na drodze. - już miałem wyjść z jej pokoju, kiedy do głowy przyszedł mi jeszcze jeden przykry fakt. - Tylko wiesz, co mnie boli? To, że Ty nigdy nie będziesz traktować siebie tak jak ja Cię traktuję. Sophie, starałem się, ale Ty najwyraźniej nie pozwolisz mi zajrzeć w twoje wnętrze na tyle głęboko, bym mógł wydobyć z Ciebie szacunek do samej siebie. - brunetka nie miała zamiaru się odezwać. Rękawy jej bluzy były mokre od ciągłego ocierania łez, jej twarz zmęczona, a oczy przekrwione i wciąż wilgotne. - Ale nie to jest najgorsze. - skoro zacząłem, musiałem skończyć. - Szkoda, że nigdy nie zrozumiesz jak to jest pokochać wspaniałego człowieka. Naprawdę na to zasługujesz, ale przecież ja jestem tylko pieprzonym sukinsynem, a do żadnego innego chłopaka nawet się nie zbliżysz. - chciałem pogłaskać ją po policzku, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. - Bardzo Cię za wszystko przepraszam. Przepraszam za to, że pojawiłem się w Twoim życiu, że Cię zraniłem, że namieszałem, że sprawiałem, że musiałaś tyle kłamać z litości. Przepraszam, że nie jestem tym, którego naprawdę mogłabyś pokochać. Tak bardzo bym chciał... - głos mi się załamał. Kiedy poczułem, że zaraz się rozkleję, otworzyłem drzwi.
- Justin..
- Przepraszam. - powtórzyłem szeptem. - Teraz rób co chcesz. - szybko wyszedłem, słysząc jeszcze jej coraz głośniejszy szloch. Skierowałem się w stronę swojego pokoju, a po drodze natknąłem się na Christiana i Lily. Nie był to odpowiedni moment na rozmowę.
- Co tam się stało? - spytał zmartwiony. Wywróciłem oczami.
- Odrzuciła mnie, nie widać? - warknąłem, chcąc powstrzymać się od płaczu. - Po co kazaliście mi do niej iść? Chcieliście żebym cierpiał? - Chris zrobił dziwną minę.
- Nie obwiniaj mnie i Lily za swoje błędy. Wiemy, że Sophie jest dla Ciebie ważna, Ty też byłeś dla niej wyjątkowy, ale sam to spieprzyłeś więc..
- Wyjątkowy? Ona nawet nie potrafi być szczera! - prychnąłem.
- Ale opowiedziała Ci o swojej przeszłości. A ty powiedziałeś jej chociaż o tym, że byłeś ćpunem? - zacisnąłem zęby. Miałem ochotę przyłożyć mu w twarz.
- To nie ma żadnego znaczenia! - krzyknąłem.
- Ależ ma..
- Taki z Ciebie przyjaciel? Będziesz mi teraz wytykał przeszłość? Sam jesteś..
- Hej, uspokój się. To nie jego wina, że schrzaniłeś, naprawdę przesadzasz. - stwierdziła Lily, przerywając mi.
- Oh, zamknij się, wielka obrończyni pokrzywdzonych przez los ludzi! - powiedziałem wzburzony.
- Nie naskakuj na nią. - warknął Chris. - Co się z Tobą stało? - spytał oszołomiony.
- Po prostu teraz wychodzi na jaw, jacy wszyscy jesteście! - Lily prychnęła cicho.
- My? Spójrz na siebie, kretynie! Co Ty do cholery robisz ze swoim życiem?
- Jest moje, więc gówno Ci do tego! - Lily zamachnęła się. - No uderz mnie, nie zawaham się, żeby Ci oddać. - sam nie wierzyłem, że to powiedziałem. Otworzyła szeroko oczy.
- Zostaw, nie warto. - westchnął Chris, chwytając ją za rękę. Uśmiechnąłem się ironicznie.
- Nie warto marnować na mnie czasu. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.
- Lubię innego Justina. - powiedział cicho chłopak.
- Nieistotne. Nie potrzebuję Was. - powiedziałem na odchodne i zmierzyłem w stronę swojego pokoju.
- Skończony dupek! - usłyszałem za sobą krzyk Lily. Odwróciłem się i pokazałem parze środkowy palec.
- Pieprzcie się wszyscy! - krzyknąłem. Zatrzasnąłem za sobą drzwi swojego pokoju, po czym wybrałem numer Kelly.
OMG! Co tu się porobiło! :O
OdpowiedzUsuń@ameneris
O Bożeee! NIE! NIE! NIE! Proooszę! Błagam, tylko nie ta suka. :(
OdpowiedzUsuńNieeeeeeeeeeee Justin ty skończony suuukinsyyynie.. Sprowadziłabym go do pionu ! ... btw. Rozdzial zajebisty słońce xx @klaudia3240
OdpowiedzUsuńwiesz co. mam wrażenie jakbyś opisywała prawdziwego Justina tego który będzie u nas za 8 dni. Na początku małego kochanego Jusa a teraz zimnego skurwysyna. Świetny rozdział dziękuje Ci <3 #MUCHLOVE
OdpowiedzUsuńJejku, co z niego za kretyn. Skrzywdził Sophie a teraz kiedy Lily i Chris próbują mu pomóc to taki z niego przyjaciel ? Że dziewczynę by uderzył i że tak ich wyzywa. Nie chcę takiego Justina, najlepiej niech przemyśli swoje zachowanie, pogada z mamą i żeby skończył z tym Usherem. Najlepiej jakby nie był sławny. Teraz byłby z Sophie szczęśliwy, no ale co ? Zepsuł to. Jejku niech się zmieni, bo jego zachowanie jest nie dopuszczalne i niech tylko ta Kelly znów z Justinem tego nie zrobi, ciekawe czy jest w ciąży. Dodasz jeszcze dzisiaj nowy rozdział ? :D
OdpowiedzUsuńMatko, ale się rozpisałam ;D Ale lubię tak dodawać komentarze na twoim blogu :D
Świetny rozdział;) Popłakałam się, taki smutny. Czekam na nn;)
OdpowiedzUsuń