czwartek, 23 maja 2013

CZ. II - 1 # Popieprzona strona sławy.

- Proszę, sweetheart. - otworzyłem drzwi i pozwoliłem dziewczynie wyjść na zewnątrz.
- Dziękuję. - Sophie uśmiechnęła się, po czym opuściła wnętrze swojego domu, kierując się w stronę szkoły. Szliśmy powoli, delektując się piękną pogodą. Pod koniec drogi przyjrzałem się brunetce, która wykrzywiała właśnie usta w niemałym grymasie.
- Czy mógłbym prosić o uśmiech? - zwróciłem się do niej. Spojrzała na mnie, mrużąc oczy.
- Nie. - warknęła. Zatrzymałem się i przyciągnąłem ją do siebie.
- Proszę. Dla mnie. - uniosłem jej podbródek do góry, aby spojrzała mi w oczy, robiąc przy tym minę zbitego psa. Dziewczyna jeszcze przez chwilę próbowała się nie roześmiać, ale w końcu wygrałem.
- Niech Ci będzie. - kąciki jej ust uniosły się ku górze.
- Mogłabyś jeszcze wykrzesać z siebie choć trochę entuzjazmu. - złapałem ją za rękę i ruszyliśmy dalej.
- Łatwo Ci mówić, bo to nie Ty musisz chodzić do tej cholernej szkoły. - wywróciłem oczami.
- Sophie, nigdy na nią nie narzekałaś. - zauważyłem. Poczułem, że ścisnęła mocniej moją dłoń.
- Bo codziennie byłeś tam ze mną. - westchnęła cicho. Na wspomnienie mojego ostatniego dnia w szkole zacisnąłem usta w wąską linię. Kiedy ustaliśmy już przy drzwiach budynku, objąłem Sophie w pasie.
- Sweetheart, wiesz, że to nie zależy ode mnie. - przypomniałem jej. Nienawidzę, kiedy poruszamy ten temat.
- Wiem. - objęła rękami moją szyję i na chwilę zastygliśmy w bezruchu. - Tylko każde te godziny bez Ciebie to prawdziwa męczarnia. No i jest tu.. - nie dokończyła, ale odwróciła na chwilę wzrok.
- Jeydon. - wysyczałem, spoglądając za nią. Chłopak stał przy swoim samochodzie.
- Patrzy, prawda? - zapytała cicho, zaciskając mocniej ramiona wokół mojej szyi.
- Patrzy. - potwierdziłem niechętnie.
- Nienawidzę tego spojrzenia. - burknęła. Złapałem ją za policzki, a kiedy już spojrzała mi w oczy, ucałowałem jej czoło.
- On Cię już nie skrzywdzi. Zachowuj się tak, jakby go tu wcale nie było. - poprosiłem.
- Wciąż wydaje mi się, że to wszystko działo się tak niedawno. - czasem też odnosiłem takie wrażenie, chociaż szczerze mówiąc, przejmowałem się bitwą z Jeydonem tylko w chwilach jak ta, bo szkoda mi było tego, że Sophie musi codziennie oglądać jego mordę. Kiedy tak patrzę na ten wzrok, bardzo chętnie obiłbym ją jeszcze raz. Spojrzałem na zegarek, a dziewczyna podążyła za moim wzrokiem.. - No nie. - jęknęła. Zaśmiałem się, po czym złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek.
- Szybko zleci. - powtarzałem to niemalże codziennie. Pogłaskałem brunetkę po policzku, po czym zrobiłem kilka kroków w tył, wciąż na nią patrząc. Zawsze czekała, aż zniknę z jej oczu. Jeydon wciąż stał w tym samym miejscu, co wcześniej i patrzył na nas złowrogo. Pomachałem dziewczynie i odwróciłem się, aby nie musieć już oglądać znienawidzonego przeze mnie chłopaka, ale po chwili poczułem na sobie czyjś dotyk. Sophie pocałowała mnie, niemalże miażdżąc mi przy tym wargi i właśnie w ten sposób wyczułem jej strach.
- Nie chcę tu być. - sapnęła. Przytuliłem ją, unosząc przy tym do góry. Usłyszałem dźwięk dzwonka, który oznaczał początek lekcji.
- Niedługo wszystko się skończy. - sam nienawidziłem tych chwil, kiedy była tutaj, z dala ode mnie. Czułem wtedy, że jest nieszczęśliwa, co sprawiało, że i ja byłem niezadowolony. - Obyś tylko dotrwała do tych pieprzonych egzaminów. - wymruczałem w jej szyję. Zaniosłem brunetkę pod same drzwi wejściowe budynku. - Idź już. Nie chcę żebyś się spóźniła. - dziewczyna z głośnym westchnięciem zsunęła się w moich bioder.
- No to idę. - rzuciła, a kiedy ucałowałem jej rękę, ze spuszczoną głową ruszyła w stronę wejścia. Jeydon właśnie skierował się w stronę drzwi i był już coraz bliżej nas. Oczywiście Sophie tego nie widziała.
- Sweetheart. - powiedziałem, aby szybko się odwróciła. Nie chciałem, aby na niego wpadła. Kiedy ustała w miejscu, Jeydon zaklął, patrząc na mnie. Celowo na nią czekał. Kiedy już zniknął za drzwiami, posłałem dziewczynie znaczące spojrzenie. - Będę tęsknił. - na widok jej uśmiechu, zrobiło mi się jakoś lżej.
- Do zobaczenia. - pomachała mi, po czym zniknęła z moich oczu. Mój wyraz twarzy od razu uległ zmianie. Powoli ruszyłem w stronę domu cioci Emmy. Pomimo tego, że mam zakaz pokazywania się na terenie szkoły, codziennie odprowadzałem dziewczynę pod same jej drzwi. Kiedy był z nią Christian i Lily, nie byłem tak niespokojny, ale oni pojechali na szkolną wycieczkę. Niedługo mieli już wrócić, ale i tak kilkanaście dni samotności Sophie w szkole to zdecydowanie za długo. Namawiałem ją żeby pojechała z nimi i trochę się rozluźniła, podczas kiedy ja będę pracował, ale ona uparła się, że zostanie. I cóż mogłem zrobić? Przecież uwielbiam mieć ją przy sobie.

- Gotowy? - Scooter poklepał mnie po plecach.
- Tak. - właśnie przygotowywałem się do wywiadu. Trochę się stresowałem, ale chyba już czas się przyzwyczaić. - Kiedy wchodzę? - mężczyzna wskazał na zegar odmierzający czas. Zostało dziesięć sekund.
- Po tym czasie wyjdzie prowadząca. Kiedy Cię wywoła, idziesz do niej. - pokiwałem głową, na znak, że zrozumiałem. Czekałem cierpliwie na swoją kolej - Justin.. - Braun zwrócił się do mnie z politowaniem.
- Co jest? - spytałem zniecierpliwiony.
- Uważaj na słowa. - nienawidzę pouczeń, jednak zawsze uważnie słucham rad Scootera. Po całej historii z Usherem zrozumiałem, że chce jedynie mojego dobra. - Wywiady to idealna okazja, aby zmieszać Cię z błotem. No i żeby analizować każde wypowiedziane przez Ciebie zdanie, na tysiące sposobów. - ze zdenerwowania oblizałem wargi. Nawet nie wiem, o co mogą mnie zapytać, no i nie jestem przyzwyczajony do analizowania przez ludzi moich, nawet najprostszych, słów.
- Zero stresu. - mruknąłem w końcu.
- Powitajmy młodą gwiazdę, Justina Biebera! - w pomieszczeniu rozległy się głośne piski i oklaski. Moje serce aż podskoczyło. Te dźwięki zdecydowanie należą do jednych z moich ulubionych. Oczywiście ponad nimi jest głos mojego anioła. Skup się! Okej. Wyszedłem zza zasłony i przywitawszy się z kobietą, usiadłem we wskazanym przez nią miejscu. Pomachałem  publiczności, która nadal krzyczała moje imię. W tłumie mignęły mi głowy znajomych ze szkoły. To znaczy, dziewczyn, które zawsze przeszywały mnie ironicznymi spojrzeniami. Powstrzymałem się tylko, by nie okazać swojego niezadowolenia. Ludzie w końcu się uciszyli. - No proszę, widzę, że rozpalasz tłumy. - kobieta siedząca obok mnie, posłała mi uśmiech.
- Staram się. - powiedziałem, nieco zawstydzony. Do tej pory dziwią mnie reakcje na mój widok.
- Całkiem dobrze Ci to wychodzi. - stwierdziła blondynka. Kiwnąłem z podziękowaniem głową. Zadała mi jeszcze kilka całkiem nieważnych pytań, po czym delikatnie przeszła do tematu, o który pewnie chodziło jej od początku. - No dobrze, ale co piszczące nastolatki mówią na to? - pomieszczenie wypełniła idealna cisza, a kobieta przez chwilę majstrowała przy komputerze, po czym na ścianie pojawiło się ogromne zdjęcie, zrobione mi i Sophie na imprezie pożegnalnej na Hawajach. Na mojej twarzy automatycznie zagościł szeroki uśmiech. Doskonale pamiętam tą chwilę. Z zamyślenia wyrwało mnie głośne buczenie, które właśnie rozniosło się po sali. Zmarszczyłem brwi i zdenerwowany spojrzałem na widownię, jednak ludzie znów ucichli.
- Zaczyna się popieprzona strona sławy. - szepnąłem jakby sam do siebie, wpatrując się w podłogę.
- Co Ty na to? - a niby jak mam na to zareagować?
- Na zdjęcie, czy na te dziwne odgłosy? - starałem się zachować spokój i nie mówić przez zaciśnięte zęby.
- Skupmy się na tym drugim. - westchnąłem tylko. Miałem ochotę porozmawiać z niezadowolonymi osobami z publiczności twarzą w twarz, ale to oczywiście było niemożliwe.
- Zazdrość? - spróbowałem zgadnąć.
- Sprawdźmy. - zaproponowała blondynka. Na ścianie wyświetlił się ciąg cyfr. - Pod ten numer możecie wysyłać smsy z Waszymi opiniami dotyczącymi dziewczyny Justina. - prychnąłem cicho. To nie jakaś tam dziewczyna. To mój jedyny anioł, moje oparcie, moja.. - Nie jest dla Ciebie odpowiednia. - tak zapewne brzmiała pierwsza wiadomość.
- Jak ktoś może stwierdzić coś takiego? - zdziwiłem się. - Pewnie nawet jej nie zna. - dodałem jeszcze.
- Jest brzydka. - kobieta, czytając to, uniosła brwi do góry. Zapewne, tak jak ja, pomyślała, że to jest po prostu dziecinne. Następnie przyjrzała się zdjęciu, które nadal widniało na jednej ze ścian, a ja zacząłem się śmiać. Nie mogłem uwierzyć, że padło takie stwierdzenie. - Co o Tym myślisz? - spojrzałem na widownię.
- Sophie jest najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem. - powiedziałem pewnie. Blondynka uśmiechnęła się tylko, czytając kolejne wiadomości.
- Dlaczego akurat ona? - kiedy padło to proste pytanie, w mojej głowie pojawiły się liczne wspomnienia. Spotkanie z nią, porównanie poznania jej do tego z innymi ludźmi w Los Angeles, jej śpiew. Wiara we mnie, w moje marzenia, pobyt na Hawajach i wszystkie te słowa, które padły z jej ust. Jej przeszłość, ranienie siebie za moje błędy. Kłótnie, łzy, wyzwiska, zgoda, wyznania. Miłość.
- Jest inna. - powiedziałem tylko, po czym zacisnąłem usta. Te słowa miały dla mnie ogromne znaczenie, ale oczywiście nikt inny nie zrozumiał o co mi chodzi.

- Od kogo jest ten? - zapytałem, wskazując na jeden z komentarzy. Mama kliknęła w link, który przeniósł ją na konto danego użytkownika. Na zdjęciu rozpoznałem dziewczynę ze szkoły, do której uczęszczałem w Kanadzie. Tylko jedno mnie zastanawiało: dlaczego jej słowa przepełnione były słodyczą? Przecież mnie nienawidziła. No tak, sława robi swoje. Kręcąc głową, usiadłem na łóżku. Po jakimś czasie, spoglądając na ekran laptopa, zobaczyłem na nim znajome miejsce. Podszedłem bliżej i przyjrzałem się stronie internetowej. Po chwili zorientowałem się, że mama ogląda oferty sprzedaży domów.
- Kanada? - zdziwiłem się, ale kiedy to jedno słowo przeszło przez moje usta, w mojej głowie pojawiły się setki myśli. Doskonale znałem okolicę, w której znajdowała się willa ze zdjęcia. Mieszkałem dokładnie naprzeciw niej i zawsze marzyłem, aby się w niej znaleźć. Oczywiście nigdy nie myślałem, że jest to możliwe, a teraz, patrząc na cenę, wydała mi się śmieszna. Tylko dlaczego mama przeglądała takie oferty? - Co Ty robisz? - zwróciłem się do niej.
- Nie tęsknisz za Kanadą? - zapytała, udając, że skupia uwagę na tym, co robi przy komputerze. Wolnym krokiem podszedłem do okna i przyglądając się ruchliwej ulicy Los Angeles, oparłem dłonie o parapet. Tutaj wszystko jest inne. Ludzie zajęci tylko własnymi sprawami, powietrze nie przepełnione plotkami na temat mojej rodziny. Nawet niebo wydaje się czystsze. To tak, jakby tam, w Kanadzie, każda chmura oznaczała dawkę kolejnego cierpienia. Ale czy to oznaczało, że mi jej nie brakuje?
- Tęsknię. - odpowiedziałem w końcu, ściszonym głosem. Wziąwszy głęboki wdech, pozwoliłem moim myślom wypłynąć na zewnątrz. - Tęsknię za tym samotnym przesiadywaniem na schodach. Za tym, jak w takich chwilach, dziadek machał do mnie z sąsiedniego domu, zapraszając na wspólne oglądanie meczu. Jak, kiedy już tam dotarłem, babcia witała mnie moim ulubionym ciastem. - wciągnąłem powietrze, próbując przypomnieć sobie jego wspaniały zapach. Zapach dzieciństwa. - Jak opowiadałem im o swoich problemach, a oni mówili, że..
- Że mają najwspanialszego wnuczka na świecie. - dokończyła mama, zjawiając się nagle obok mnie. Położyła laptopa na parapecie i pogłaskała mnie po plecach, posyłając ciepły uśmiech.
- A potem kazali mi grać na tej starej perkusji, pamiętasz? - na wspomnienie mojego pierwszego sprzętu, również się uśmiechnąłem. Wtedy wszystko sprawiało mi tyle radości.
- Robiłeś tą swoją śmieszną minę. - moja rodzicielka wykrzywiła usta, próbując przypomnieć mi, jak wyglądał mój dziecięcy grymas. Nie mogłem się nie roześmiać. - Przez chwilę uderzałeś w perkusję, a potem krzyczałeś, że to nie ma sensu i że nie ma siły, która zmusiłaby Cię do śpiewu, aż..
- Aż babcia zagroziła mi, że nie dostanę ciasta. - przypomniałem sobie.
- Dokładnie. - przytaknęła mama. - I wciąż powtarzali Ci żebyś się nie poddawał. - dodała ciszej.
- I nie poddałem się. - spojrzałem na nią. - Śpiewałem te już dobrze znane im piosenki, po czym spoglądając na zegarek, orientowałem się, że zaraz skończysz pracę. Wracałem do domu, a tam czekał już na mnie uśmiechnięty Christian. - mówiąc to wszystko, przed oczami miałem wyraźne obrazy. Tak doskonale pamiętałem wszystkie te chwile.
- I zawsze miał przy sobie torbę z zakupami..
- Chociaż codziennie powtarzałem mu żeby ich nie przynosił. - na te słowa wywróciłem oczami. Chris zawsze czekał na mnie pod moim domem, a kiedy już wpuszczałem go do środka, gotowaliśmy coś razem dla mojej mamy, która w tej chwili jakby odgadła moje myśli:
- To nic, że zawsze musieliście coś spalić. - uśmiechnęła się w moją stronę.
- Hej, nigdy nie narzekałaś! - udałem oburzenie, na co oboje się zaśmialiśmy. Na chwilę zapanowało milczenie, po czym mama bezceremonialnie się we mnie wtuliła.
- Wiem, że to dwa zupełnie inne miejsca - zapewne chodziło jej o tę różnicę w Kanadzie i Los Angeles, która dotyczyła bogactwa, znajomości i ogólnego lepszego życia. - ale trochę brakuje mi przeszłości. - westchnęła smutno. Pocałowałem ją we włosy.
- To nic złego, mamo. - wyszeptałem. - Ja też bardzo tęsknię. - dodałem jeszcze ciszej. Nie potrafiłem powiedzieć tego głośno, jakbym nie chciał, aby takie myśli w ogóle przechodziły przez moją głowę.
- Nie chciałbyś.. - moja rodzicielka na chwilę się zacięła. Przyjrzałem się jej uważnie. Miałem wrażenie, że wiem o co jej chodzi i celowo nie dokończyła pytania.
- Chciałabyś tam wrócić. - odgadłem, nieco zszokowany.
- Chciałabym, abyśmy oboje wrócili. - poprawiła mnie. W mojej głowie pojawił się niemały mętlik. Mama wskazała na laptopa. Jeszcze raz przyjrzałem się zdjęciu cudownej posesji. Ten ogród, dom, dziadkowie dokładnie naprzeciwko.. I uczucie, że to wszystko może być moje.
- Przecież wiesz, że to.. - zająknąłem się. Tak naprawdę nie wiedziałem co powiedzieć. Mama tylko pokiwała głową i pogłaskała mnie po ramieniu.
- Wiem, że to nie jest decyzja, którą można podjąć w jednej chwili. Chcę tylko, abyś to przemyślał. - w jej głosie wyczułem pełną powagę i jakby głęboką prośbę rozważenia tej propozycji. Naprawdę jej na tym zależało.
- Musiałbym też porozmawiać ze Scooterem. - mruknąłem tylko, odwracając wzrok. Po krótkiej chwili usłyszałem, że ktoś wchodzi do pokoju. Odwróciwszy głowę w stronę drzwi, ujrzałem Sophie i już domyśliłem się, dlaczego ta cała rozmowa tak mnie przytłaczała.
- Przepraszam, było otwarte. - powiedziała, jakby chcąc się wytłumaczyć. Szybko zamknąłem laptopa i podszedłem do zawstydzonej brunetki.

4 komentarze:

  1. Mam nadzieje ze on jej nie zostawi ... Boskie :) czekam na nn:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku... ale się dzieje. A co jeśli Justin z mamą wrócą do Kanady, co stanie się z karierą Justina i co z Sophie? Jejku boję się. Mam nadzieję, że Justin to porządnie przemyśli. Na początku myślałam, że on z Justinem się pobije pod tą szkołą. A no i czytając początek na myśl przyszło mi to, że piszesz tak cudownie, że zapominam, że to fan fiction. Wtedy pomyślałam sobie, że życie Justina i Sophie to prawdziwa historia i że to tak jakby serial. Dziwna ja ;P Heh. Mam nadzieję, że szybko pojawi się tutaj rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, mam nadzieje, że Justin nie wróci do Kanady i nie zostawi Sophie. Już pokochałam tą część tak samo mocno jak pierwszą :) Piszesz wspaniale po prostu brak słów. Czekam na nn i życzę weny ;)
    @___swaggie___

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne *_*
    Omomo piszesz cudownie i bardzo mnie zaciekawiłaś :)
    Jejciu on wraca do Kanady ? Lepiej nie...

    http://enchanted-world-silent-thoughts.blogspot.com/ Zapraszam na bloga o Justinie i One Direction -http://inlifebeautifulthereareonlytimes.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń