wtorek, 23 lipca 2013

CZ. II - 10 # Będzie wojna.

- O co chodzi? - zapytałem po raz trzeci. Zaraz po tym znalazłem się w żelaznym uścisku. - Czy może mnie pan puścić? - w końcu udało mi się wyrwać.
- Tak bardzo za Tobą tęskniłem. - chyba znów chciał mnie wyściskać, ale na szczęście w porę zrobiłem krok w tył.
- Kim pan jest? - nadal nie rozumiałem tej całej akcji. Obcy facet przychodzi do mojego domu po to, aby rzucić mi się na szyję? Czułem, że coś jest nie tak. Przyjrzałem się twarzy mężczyzny i.. właśnie wtedy coś we mnie pękło. W myślach modliłem się, aby nie odpowiadał na moje pytanie. Po prostu cholernie się bałem. Bałem się tego, że znam odpowiedź.
- Nie poznajesz mnie? - proszę, tylko nie to. - Nie poznajesz własnego ojca? - to koniec. Mentalnie już nie żyłem. Czy to możliwe, że tych kilka słów podziałało na mnie z taką mocą? Nie wiem ile czasu stałem w drzwiach z szeroko otwartymi ustami. Nie wiem ile razy zamykałem oczy i otwierałem je z powrotem, z myślą, że po prostu zniknie. Nie wiem, czy czułem się szczęśliwy, czy zdołowany, ale na pewno byłem w szoku. Nadal wydaje mi się, że śnię, ale jego głos brzmi tak realnie.  - Widzę, że jesteś nieco zaskoczony. - to chyba zbyt delikatne określenie. Mężczyzna chciał wejść do środka, ale szybko zastąpiłem mu drogę. - Nie wpuścisz mnie? - skąd te zdziwienie w jego głosie? Czy moja reakcja nie dała mu do myślenia? Czy chociaż przez chwilę zauważył na mojej twarzy uśmiech i zadowolenie?
- Co Ty tutaj robisz? - wykrztusiłem po dłuższej chwili, wychodząc na zewnątrz. Zamknąłem drzwi, aby okazać mu moją niechęć do jego odwiedzin.
- Wróciłem. - jedno słowo, tyle przeróżnych emocji i wspomnień. Czy naprawdę sądzi, że może tak po prostu wejść z butami w moje życie? Moje życie, w którym przez tyle lat go nie było? Moje życie, które dzięki niemu przez długi czas było jedną, wielką porażką?
- Pojawiasz się i myślisz, że nagle wszystko będzie w porządku? - nie miałem zamiaru dać się nabrać na ten udawany żal. Nie, kiedy w jego oczach tańczyły iskierki nienawiści. - Wiesz co jest najlepsze? Nawet nie wiem, czy mówisz prawdę. - uśmiechnąłem się sarkastycznie.
- Nie wierzysz mi? - przetarłem twarz dłońmi.
- Jakim cudem mam Cię pamiętać? Minęło tyle lat. - czułem, że zaraz wybuchnę, jednak musiałem zachować spokój, aby nie okazać mu targających mną emocji. Nie mogłem pokazać, że jestem słaby.
- Teraz jestem przy Tobie, możemy wszystko nadrobić. - uśmiech, który mi posłał, był tak sztuczny, jak jego miłość do mojej mamy. Z moich ust wydobył się śmiech, a następnie drżące westchnięcie.
- Można nadrobić stracony czas, ale nie miłość i zaufanie. - usłyszałem dźwięk zatrzymującego się pojazdu. Mama wróciła w najbardziej nieodpowiednim momencie, jaki mogłaby sobie wyobrazić. Kiedy zobaczyła mojego gościa, zamarła. Kiedy tylko odzyskała pełną świadomość, ustała obok mnie i objęła ramieniem.
- Co Ty tutaj robisz? - zwróciła się do mężczyzny stojącego naprzeciw nas.
- Odwiedzam syna. - nie trudno było zauważyć jego natychmiastową zmianę nastroju.
- Nie chcę z Tobą rozmawiać. - otworzyłem drzwi, usiłując wepchnąć mamę do środka.
- Wiedziałem, że ta suka nie pozwala Ci się ze mną kontaktować. - syknął, łapiąc ją za ramię. Dopiero teraz zaczął pokazywać swoje prawdziwe oblicze. W oczach mojej mamy momentalnie pojawiły się łzy. Przestała czuć się bezpiecznie. Może po prostu wiedziała, co się zaraz stanie? Kiedy uniósł rękę, aby ją uderzyć, tylko ja byłem w szoku. Na szczęście zasłoniła się ramieniem.
- Zostaw ją! - przerażony, szybko zapobiegłem kolejnemu uderzeniu.
- Justin, chodź do środka. - poprosiła mama, chwytając mnie za rękę. Na szczęście już znajdowała się w pomieszczeniu. Kątem oka zauważyłem Sophie, która przyglądała się całej sytuacji z szeroko otwartymi ustami.
- To Ty nas zostawiłeś! Ty zniszczyłeś naszą rodzinę! - mężczyzna posyłał mi jadowite spojrzenie, jakby powstrzymywał się od zadania mi ciosu. - Nieważne co zrobisz, i tak jej nie naprawisz. Nigdy więcej tu nie przychodź. - nie czekając na odpowiedź z jego strony, wszedłem do domu, zamykając go od środka.
- Jeszcze tego pożałujesz, brudna szmato. - te słowa i kilkakrotne uderzenie pięścią w szybę, były ostatnim, co mogliśmy usłyszeć. Od razu podszedłem do mojej rodzicielki.
- Wszystko w porządku? - przytuliłem ją i pocałowałem we włosy, po czym uważnie przyjrzałem się zaczerwienieniu na jej policzku.
- W porę się zasłoniłam, nie będzie śladu. - uśmiechnęła się delikatnie, a ja na chwilę ukryłem twarz w dłoniach.
- Przepraszam, że Cię nie osłoniłem. - jak mogłem dopuścić do tego uderzenia? Poczułem, że mama głaszcze mnie po plecach.
- Nie tym powinieneś się teraz martwić. - posłałem jej pytające spojrzenie. - On nie odpuści. - powiedziała z powagą.
- Wiadomo dlaczego wrócił? - Sophie włączyła się do rozmowy, obejmując mnie w pasie. Położyłem dłoń na jej talii. Od razu poczułem się spokojniejszy.
- Nie do końca. - wzruszyłem ramionami. - To znaczy, nie do końca wierzę w to, że chce miłości i rodziny. - Christian, nie wiadomo kiedy, pojawił się obok mnie.
- Chyba raczej pieniędzy. - zaśmiał się. I właśnie wtedy poukładałem wszystko w głowie.
- Może masz rację. - mruknąłem.
- To na pewno nie przypadek, że pojawił się właśnie teraz. - napomknął mój przyjaciel.
- Piszą o Tobie we wszystkich gazetach, pojawiasz się w telewizji. Twoje życie się zmieniło, a stan Twojego konta wraz z nim. - dokończyła brunetka.
- Mamo.. - kiedy na mnie spojrzała, przywołałem ją do siebie gestem ręki, a kiedy już stała przy mnie, objąłem ją ramieniem. - Uważaj na siebie. - szepnąłem w jej włosy.

- Przepraszam, że tak długo czekałaś. - usiadłem na krześle naprzeciw Kelly , nawet na nią nie patrząc. Byłem cholernie zdenerwowany tym, co ma mi do przekazania. Nie miałem pojęcia czego się spodziewać, a do głowy przychodziło mi tylko jedno. Nasza wspólna noc na Hawajach. - Mów. - w końcu odważyłem się spojrzeć w jej oczy.
- Mi też miło Ciebie widzieć. - uśmiechnęła się smutno. Kiwnąłem tylko głową. - Co słychać? - wywróciłem oczami.
- Czy nie łatwiej byłoby, gdybyś po prostu przekazała mi te cudowne wieści? - dziewczyna zrobiła się cała czerwona.
- Trochę mi głupio. - mruknęła niechętnie.
- Po prostu to powiedz. - dopiero teraz zamilkła na dłuższą chwilę. - Jesteś w ciąży? - spytałem wprost.
- Tak. - cholera. Chyba wciąż miałem nadzieję, że zaprzeczy. Moje życie znów miało wywrócić się do góry nogami i nie mogłem temu zapobiec. Ukryłem twarz w dłoniach i oparłem się czołem o stół. Nawet nie wiedziałem co odpowiedzieć. - Justin.. - Kelly klepnęła mnie w ramię. Uniosłem wzrok. - Wszystko w porządku? - uniosłem brwi do góry.
- W porządku? - zakpiłem. - Cholera, oczywiście, że nie. Co ja powiem Sophie.. - jestem pewien, że przepłacze kilka nocy.
- Ale..
- Co ja powiem mojej mamie? - i Scooterowi? I prasie? Cholera, paparazzi mi tego nie podarują. Zmieszają mnie z błotem i już na zawsze ludzie będą pamiętać o tym, jakim byłem sukinsynem, kiedy zrobiłem dziecko dziewczynie na przypadkowej imprezie.
- Justin, do cholery! - Kelly chyba się zdenerwowała. Chwila, czy ona właśnie powstrzymywała śmiech? - Nie będziesz musiał się nikomu tłumaczyć. - uśmiechnęła się z politowaniem.
- Co? Przecież jesteś w ciąży. - przestałem cokolwiek rozumieć.
- Ale nie z Tobą. - wyjaśniła. Przez długi czas tylko się w nią wpatrywałem.
- Czy to pewne? - dziewczyna pokiwała głową, uśmiechając się przy tym. Kamień spadł mi z serca. Czy to dziwne, że nagle poczułem się szczęśliwy? Wstałem z miejsca i podszedłem do dziewczyny, po czym uniosłem ją do góry, okręcając się wokoło. Kiedy już postawiłem ją na ziemi, posłała mi pytające spojrzenie. - Nie zrozum mnie źle. - dopiero zorientowałem się, jak dziwnie musiała wyglądać moja reakcja. - Po prostu..
- Spokojnie, jestem zadowolona, że nie będę musiała niszczyć Ci kariery. - po raz kolejny odetchnąłem z ulgą.
- Chwila, skoro nie mam nic wspólnego z Twoją ciążą, to dlaczego mnie tu ściągnęłaś? - zapytałem podejrzliwie. Kelly zrobiła minę niewiniątka.
- Chciałam tylko zobaczyć Twoją reakcję. - uniosłem brwi do góry. Obawiałem się, że ma mi do przekazania coś jeszcze. - I nawet było warto. - znów się zaśmiała. Chociaż jedna sprawa zakończona pozytywnie.

- Zaraz tu będzie. - rzucił Chris, odczytując kolejnego smsa. Siedzieliśmy razem z Sophie w salonie, czekając na przyjazd siostry mojego przyjaciela.
- Chwila, czy Ty się denerwujesz? - spojrzałem na brunetkę, która tylko pokręciła głową. - Akurat. - mruknąłem, chwytając jej trzęsącą się dłoń. Po chwili usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wstałem z kanapy, jednak Sophie nie poszła w moje ślady.
- Zaraz do Was dołączę. - wywracając oczami, ucałowałem ją w policzek i poszedłem za Chrisem. Oparłem się o ścianę, obserwując drzwi. Kiedy chłopak je otworzył, moim oczom ukazała się dziewczyna, której kompletnie nie poznałem. Jej ciemne włosy, sięgające niegdyś do talii, zastąpiła krótka, przefarbowana na blond, zadziorna czupryna, a rozciągnięty dres został odrzucony na rzecz zbyt krótkich szortów. Męska bluza poszła w niepamięć, ustępując krótkiemu, podartemu topowi. Jej płaskiemu, wyćwiczonemu brzuchowi, dorównywały chyba tylko jej długie, wysportowane nogi, a krwistoczerwone usta przyciągały uwagę o wiele bardziej niż długie, pomalowane na czarno paznokcie. Do głowy przychodziło mi wiele przymiotników, ale nie miałem pojęcia, który najlepiej opisałby nowy wygląd siostry Chrisa. Chłopak, zdziwiony niemalże tak samo jak ja, wyściskał ją, śmiejąc się przy tym. Kiedy spojrzenia moje i Carmen się spotkały, oboje uśmiechnęliśmy się szeroko. Chyba nawet w tym samym czasie oblizaliśmy usta. Kiedyś nie wyglądała przy tym tak seksownie.
- Bieber. - wycedziła, podchodząc do mnie. Nie zaciskała jednak zębów ze złości. Po prostu, tak jak ja, nie potrafiła przestać się uśmiechać. Oczywiście wiedziała, że nienawidzę, kiedy ktoś mówi do mnie po nazwisku. - Miałam nadzieję, że w końcu urośniesz. - westchnęła. - No i że zetniesz tą pedalską grzyweczkę. - poczochrała moją czuprynę.
- Nie wiedziałem, że wiesz, do czego służy szminka. - kiedy przejechałem palcem po jej ustach, zmrużyła oczy. - No i wiesz, masz całkiem ładne szorty - okręciłem ją wokoło - ale gdzie reszta? - uśmiechnąłem się, poruszając brwiami. Dziewczyna uderzyła mnie w ramię.
- Irytujący jak zawsze. - objęła mnie za szyję.
- I vice versa. - po tych słowach mocno ją przytuliłem. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo mi jej brakowało. Oderwaliśmy się od siebie, kiedy usłyszeliśmy chrząknięcie. Sophie stała obok nas. Carmen zmierzyła ją wzrokiem, a ja od razu zauważyłem, że nie przypadła jej do gustu. Brunetka, wyraźnie zawstydzona, wyciągnęła rękę, aby się przywitać.
- Cześć, jestem..
- Sprzątaczką? - zakpiła blondynka.
- Właściwie to..
- Słuchaj mała, trochę przeszkadzasz. - siostra Christiana przeszukała swoje kieszenie, po czym wyciągnęła z jednej z nich banknot. - Masz tu dwie dychy i śmigaj z moimi bagażami na górę. - Sophie posłała mi błagalne spojrzenie.
- Carmen.. - zacząłem spokojnie, nie chcąc wywołać jakiegokolwiek ataku z jej strony. - To jest Sophie. - kiedy złapałem brunetkę za rękę, moja przyjaciółka otworzyła szeroko usta. Nie, to wcale nie oznaczało, że skończyła.
- Nieźle. - pogłaskała mnie po włosach. - Niedawno się wprowadziłeś i już zamawiasz panienki? - posłała Sophie prowokujące spojrzenie. Dopiero zaczęła się rozkręcać.
- Zamknij się. - warknął Christian, odsuwając swoją siostrę od mojej ukochanej. - Nie pozwalaj sobie. - najbardziej zdziwiło mnie to, że Sophie, zamiast uciec, puściła moją rękę i podchodząc jak najbliżej Carmen, spojrzała jej prosto w oczy.
- To nie ja tu wyglądam jak rasowa zdzira. - cholera. Będzie wojna.
---------------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo nie pisałam. Mam nadzieję, że rozdział chociaż trochę wyszedł, bo wypadłam z rytmu. Pozdrawiam :*

4 komentarze:

  1. Super kiedy kolejny ?

    OdpowiedzUsuń
  2. No dobra . . Pomyliłam się . . Ogólnie to lubię Jerriemiego ale co do tego opowiadania to: Co za chuj !!!! Na prawdę zajebisty rozdział i już nie lubię tej Carmen. Niech Sophie jej przyjebie porządnie, bo ja nie mam jak . Pozdrawiam.
    P.s. Przepraszam za słownictwo. :)

    [justin-nothing-like-us.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana, kochana, kochana.. nie wypadłaś z rytmu, a rozdział bardzo mi się podoba. Nie sądziłam, że tak to wypadnie i że siostra Christiana tak pomyśli sobie o Sophie. W tym momencie zrobiło mi się smutno jak o niej pomyślała. Mam nadzieję, że Sophie wygra tą wojnę bo ta Carmen za dużo sobie pozwoliła w tym rozdziale. A najbardziej żal mi się zrobiło Justina kiedy odwiedził go ojciec. Jejku jak się ucieszyłam, że jednak on nie jest z Kelly, że ona nie jest w ciąży, a on nie zostanie ojcem.. Fajnie :P Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. końcówka najlepsza ^^ robi się ciekawie :D czekam na NN ;**

    OdpowiedzUsuń