niedziela, 28 lipca 2013

CZ. II - 12 # To nic, że go kocham.

Szybko wstałam z miejsca i wbiegłam do mojego pokoju. Obraz był rozmazany przez słoną ciecz, wypływającą wciąż z moich oczu. Nie wiem czy byłam bardziej zdenerwowana, czy smutna. Nie rozumiałam po prostu, co stało się z naszymi wspomnieniami? Co z naszymi wspólnymi przejściami? Co z uczuciami, którymi się nawzajem darzyliśmy?
- O co chodzi? - Justin oczywiście przyszedł zaraz za mną, udając wielkie zmartwienie. Jak w ogóle może o to pytać? Miałam ochotę uderzyć go w twarz, ale ograniczyłam się do klepania dłońmi w jego klatkę piersiową.
- Nie wierzę, że jakaś szmata zajęła moje miejsce! - chłopak, wyraźnie zdenerwowany, złapał mnie za ręce.
- Hamuj się. - poprosił przez zaciśnięte zęby. - Rozumiem, że możesz być zawiedziona, ale.. - pokręciłam przecząco głową.
- Zawiedziona? Chyba żartujesz! - prychnęłam, wyrywając dłonie z jego uścisku. - Jestem totalnie zaskoczona i cholernie wkurzona! Gdyby nie ona, bylibyśmy razem, szczęśliwi! - jestem pewna, że mój głos słychać było w całym domu, ale jakoś mało mnie to obchodziło. Niech ta czarna zdzira wie, że wszystko schrzaniła. - I obojgu nam byłoby dobrze! - dodałam, odwracając się. Pomimo wszystko, nie chciałam, aby patrzył na moje łzy. W końcu oznaczają one słabość, a ja jestem przecież silną i niezależną kobietą. Właściwie, wcale nie powinnam płakać z powodu jakiegoś dupka.
- Carmen, proszę, przestań. - gdyby tylko Justin był dupkiem.. Kiedy trzymał mnie w swoich silnych ramionach, nie potrafiłam przepuścić przez myśli złego słowa na jego temat.
- Nie masz pojęcia jak to boli. - powinnam go od siebie odepchnąć, ale zamiast tego, tylko mocniej się w niego wtuliłam.
- A myślisz, że w moich oczach wszystko jest takie kolorowe? - zapytał, delikatnie mnie od siebie odsuwając. Spojrzałam w jego przepiękne tęczówki. Okazało się, że są przepełnione żalem. - Odeszłaś na tak długo..
- Wiesz, że musiałam iść na ten pieprzony odwyk. - przerwałam mu, wciąż szlochając. Gdybym wiedziała, że po moim powrocie sprawy przybiorą właśnie taki, a nie inny obrót, nigdy bym się na niego nie zgodziła.
- A ja musiałem w końcu iść na przód. - może i miał rację. Nie mógł wciąż tkwić w miejscu. Nawet nie wiedział kiedy znów mnie zobaczy. Nie zmieniało to jednak faktu, że..
- Zrobiłam to tylko dla nas. - załkałam. Wyjechałam tylko po to, aby w końcu pozbyć się wszystkich nałogów, aby móc żyć z Justinem jak para normalnych, zakochanych w sobie nastolatków. Co prawda, zważywszy na to, że dzisiejszy wieczór spędziliśmy na paleniu marihuany, no i do tego proponowałam mu jeszcze mocniejsze używki, cała ta moja terapia przyniosła marny skutek, ale czy nie najważniejsze było to, jak bardzo się starałam?
- Skoro tak, to dlaczego cały pobyt tam nic Ci nie dał? - najwidoczniej nie. Wywróciłam oczami i wreszcie znalazłam siłę na to, aby go od siebie odepchnąć. - Najwidoczniej miałaś za słabą motywację. - chciałam coś powiedzieć, ale chyba zabrakło mi argumentów. Jestem przegrana. To nic, że przez tyle czasu myślałam tylko o nim. To nic, że planowałam naszą wspólną przyszłość. To nic, że go kocham.
- Nie mów tak. - tylko tyle zdołałam wyjąkać. Moje słowa brzmiały jak marne żebranie o litość, ale nie było mnie stać na nic innego. Cała moja siła zniknęła wraz z jego uczuciami. - Doskonale wiesz, jak wiele dla mnie znaczysz. - brązowooki, spoglądając na ręce, które jeszcze niedawno znajdywały się na moich ramionach, uśmiechnął się smutno.
- Jak widać nie za wiele. - zanim zdążyłam otworzyć usta, wyprzedził mnie swym kolejnym, trafnym argumentem. - Wróciłaś do domu już dawno i nawet się do mnie nie odezwałaś. - to prawda, ale nie zrobiłam tego właśnie dlatego, że tak bardzo bałam się zmian, które nastąpiły w jego życiu. To, że jakieś są, było pewne. Nie spodziewałam się chyba jednak, że okażą się dla mnie tak bardzo bolesne. Nagle zobaczyłam, że w drzwiach stoi Sophie. Na szczęście Justin jej nie zauważył, bo stał tyłem do niej. To wcale nie musi się tak skończyć. Postanowiłam wykorzystać dobry moment. Może akurat mi się uda.
- Kochałeś mnie. - jęknęłam. Chłopak złapał mnie za twarz i popatrzył głęboko w oczy.
- Kochałem, kocham i zawsze będę.. - powiedział miękko. Zerknęłam na brunetkę, której mina była teraz niczym balsam na moje rany. Kiedy w jej oczach pojawiły się łzy, szybko uciekła. Na jej nieszczęście, Justin dopiero teraz dokończył swoje zdanie. - ale to nie ten rodzaj miłości, którego byś chciała. - jak dobrze, że tego nie usłyszała. Chociaż te słowa bolały, odetchnęłam z ulgą.
- Chcę zostać sama. - naprawdę powinnam odpocząć. - Muszę wszystko przemyśleć. - no, a jego czekała zapewne ciekawa rozmowa z dziewczyną. Na tę myśl, uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Ja tylko nie chcę Cię stracić. - to, że w jakiś sposób mu na mnie zależy, było bardzo pozytywną informacją. Pokiwałam głową i zaraz po tym, zamknęłam za nim drzwi.

* oczami Justina *

Cieszyłem się, że wszystko jej wyjaśniłem. Może teraz w końcu zaakceptuje Sophie i przynajmniej ta sprawa się uspokoi? Za dużo się ostatnio dzieje. Wolnym krokiem skierowałem się w stronę mojego pokoju. Miałem nadzieję, że zastanę tam mojego anioła, jednak pomimo później pory, dziewczyna nie leżała jeszcze w łóżku. Postanowiłem jej poszukać. Otwierając kolejne drzwi, wciąż spotykał mnie zawód. Zdziwiło mnie, kiedy zobaczyłem ją, w najbardziej oddalonym od mojego, pokoju gościnnym. Nie dowiedziałem się jednak, co tu robi, gdyż nie chciałem jej budzić. Tak słodko spała. Uśmiechnąłem się i ucałowałem jej policzek. Zadowolona mina zeszła z mojej twarzy, kiedy zorientowałem się, że jej jest mokra.

Rano, kiedy się obudziłem, Sophie nie było już obok mnie. Co gorsze, miała już dziś wyjechać, a ja dopiero teraz zacząłem żałować, że wczorajszy wieczór spędziłem z Carmen. Może właśnie to było powodem łez mojej brunetki? Przez długi czas jej szukałem, ale okazało się, że tym razem zniknęła poza ścianami mojego domu. Na szczęście zauważyłem, że jej bagaże nadal leżą w moim pokoju. Czekałem na nią w salonie, wciąż spoglądając na leniwe wskazówki zegara. Bez niej czas strasznie mi się dłużył. Kiedy w końcu weszła do pomieszczenia, szybko do niej podbiegłem.
- Gdzie byłaś? - zapytałem, przytulając ją do swojej piersi. Dziewczyna wydała z siebie coś na kształt wymuszonego śmiechu.
- Poszłam na spacer. - wyjaśniła spokojnie, usiłując się uśmiechnąć.
- Sophie, co się dzieje? - spytałem wprost. Nie mogłem dłużej znieść jej widocznego smutnego. Brunetka posłała mi pytające spojrzenie. No tak, jak zwykle musi udawać, że wszystko jest w porządku. - Nie spałaś w moim pokoju, płakałaś, a do tego jesteś jakaś przybita. Powiedz mi, o co chodzi? - dziewczyna łapiąc mnie za rękę, pokręciła tylko głową.
- To nic takiego, naprawdę. - oczywiście, że jej nie uwierzyłem. Wolałem jednak nie drążyć na razie tego tematu i spędzić z nią ostatnie godziny wspólnego czasu w miły sposób. Jednak nie bardzo nam się to udawało. Sophie wciąż była jakaś przybita. To, że myślami wciąż jest gdzie indziej, było zauważalne gołym okiem. Dopiero na lotnisku zgodziła się powiedzieć mi, co ją gryzie. Zaczekała jednak na moment, w którym wiedziała, że zaraz będzie mogła uciec. - Justin, słyszałam Twoją rozmowę z Carmen. - nie rozumiałem jednak, co było z nią nie tak? Wytłumaczyłem przecież siostrze Chrisa, jak wygląda sytuacja. - Pamiętasz, co powiedziałam w jednym z wywiadów? - pokręciłem przecząco głową. - Że gdybyś tylko znalazł kogoś, kto dawałby Ci większe szczęście ode mnie, pozwoliłabym Ci odejść. - uniosłem brwi do góry, a moje oczy zrobiły się jak pięciozłotówki.
- Nie rozumiem. - ścisnąłem mocniej jej dłoń. - Słyszałaś całą naszą rozmowę? - zapytałem, dając nacisk na "całą".
- Tylko końcówkę, ale to wystarczyło. - uśmiechnęła się smutno. Cholera.
- Sophie, wiesz, że ja.. - dziewczyna położyła dłoń na moim policzku.
- Kochasz ją, a ona kocha Ciebie. Powinieneś wszystko przemyśleć. - kiedy ucałowała mnie w policzek, spuściła wzrok w dół, chyba po to, abym nie zauważył, że płacze. - Podejmiesz właściwą decyzję. - te słowa wyszeptała, odwracając się. Nie goniłem jej, bo to nawet nie miałoby sensu. Brunetka i tak już po chwili zniknęła we wnętrzu samolotu, za to ja jeszcze przez długi czas stałem jak wryty.

Na początku próbowałem kontaktować się z Sophie. Tęskniłem za jej głosem i najchętniej wisiałbym na telefonie cały dzień, aby tylko móc jej słuchać. Napisała jednak, że mam nie dzwonić, bo musi się skupić na przygotowaniach do egzaminów. Uszanowałem to, w końcu sam poświęcałem więcej czasu na prywatne lekcje, aby je dobrze zdać. Zacząłem się martwić kilka dni po ich zakończeniu, gdyż dziewczyna nadal nie odbierała moich telefonów. Co więcej, sama również się nie odzywała. Nie napisała nawet jednej wiadomości, o tym, jak jej poszło. Kiedy w końcu zauważyłem na wyświetlaczu mojego iphona połączenie przychodzące od jej numeru, pośpiesznie odebrałem.
- Sophie, nareszcie. - na początku miałem ochotę krzyczeć z radości, ale kiedy usłyszałem jej przybity głos, moje zadowolenie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło.
- Justin, posłuchaj mnie uważnie, bo powiem to tylko raz. - nie odezwałem się słowem, czekając na kontynuację. - Nie wrócę do Kanady. - że co? Na początku myślałem, że się przesłyszałem.
- Chodzi Ci o Carmen? - zapytałem szybko. - Proszę, pozwól mi chociaż wyjaśnić..
- A ja Cię proszę, abyś nigdy więcej do mnie nie dzwonił. - zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, usłyszałem dźwięk przerwanego połączenia. Co to wszystko miało znaczyć? Nie mogło chodzić o siostrę Christiana. Sophie nie zerwałaby ze mną przez telefon i to tak nagle, z powodu takiej sprawy. No i chyba nie myślała, że po prostu zostawię ją w spokoju, zwłaszcza, że jej głos był tak załamany. Postanowiłem jak najszybciej udać się do Los Angeles.

Stojąc pod willą dziewczyny, trzęsłem się ze zdenerwowania. Tak naprawdę nie miałem pojęcia, czego mogę się spodziewać. Kiedy brunetka otworzyła już drzwi, zauważyłem, że jej twarz jest zmęczona, a oczy przekrwione od ciągłego płaczu. Mało tego, na jej twarzy jakby automatycznie pojawiły się kolejne łzy.
- Justin, co Ty tu robisz? - wyjąkała przerażona. Miałem dziwne wrażenie, że ledwo powstrzymuję się od rzucenia mi na szyję.
- Mówiłaś, że mam nie dzwonić. - chciałem wejść do środka, ale to ona wyszła do mnie, tarasując mi przy tym drogę.
- Wracaj do domu, nie powinieneś tu być. - jej usta mówiły jedno, ale w oczach miała wyraźną prośbę o pomoc. Po chwili już wiedziałem dlaczego.
- Kto przyszedł? - usłyszałem gruby, męski głos. Posłałem brunetce pytające spojrzenie, a ona tylko przygryzła dolną wargę. Mężczyznę, który właśnie do nas dołączył, widziałem na oczy pierwszy raz, ale wystarczyły tylko dwa słowa, abym zdążył go znienawidzić.
- Poznaj Jacksona.

5 komentarzy:

  1. Juz nie moge sie doczekac następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe kim jest ten chlopak

    OdpowiedzUsuń
  3. Dodaj szybko nastepny nie moge sie doczekac kolejnegooooo super piszesz

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochaaaaam to

    OdpowiedzUsuń
  5. Wlasnie siedze z kolezankami i kazda chce cos skomentowac ale dobra ja bd pierwsza to jest asdasdasd mega dodass dzis kolejny?

    OdpowiedzUsuń