* Oczami Sophie *
Z Kanady wyjechałam z obolałym sercem. Na początku mój ukochany próbował się
ze mną kontaktować. Poprosiłam go jednak, żeby do mnie nie dzwonił, bo rzekomo
chcę się skupić na nauce. Kłamstwo. Oczywiście, chciałam dobrze przygotować się
do egzaminów, ale nie było nawet mowy o jakimkolwiek skupieniu. W głowie miałam
tylko Justina i rozmowę, którą podsłuchałam.. Byłam przerażona tym, że mógłby
mnie zostawić dla Carmen, ale jeśli to właśnie ta dziewczyna miałaby go
uszczęśliwić, może powinnam usunąć się z jej drogi? Tylko skoro naprawdę ją kocha,
dlaczego kierował w moją stronę tyle pięknych, i jak myślałam, szczerych słów?
Czyżbym była dla niego tylko zastąpieniem prawdziwej miłości? Cholera, dlaczego
nie pozwoliłam mu tego wszystkiego wytłumaczyć? Przynajmniej miałabym teraz
pewność co do jego uczuć i naszej sytuacji.
Okazało się, że niepotrzebnie się tym wszystkim martwię. I tak nie będę już miała szansy naprawienia wszystkiego. Powód był tylko jeden. Wrócił największy koszmar mojego życia. Wrócił Jackson. Gdy zadzwonił do moich drzwi, miałam nadzieję, że zobaczę w nich moją brązowooką miłość. Kiedy tylko zobaczyłam, kim tak naprawdę jest mój gość, oniemiałam. Nie dałam rady się poruszyć, ani wypowiedzieć żadnego słowa. On oczywiście sprytnie to wykorzystał. Pominę to, że kiedy już odzyskałam czucie, próbowałam wypchnąć go na zewnątrz i zamknąć drzwi przed jego nosem. To było po prostu niemożliwe. Szybko wślizgnął się do mojego domu. Jak wielkie było moje obrzydzenie, kiedy zaczął mnie całować. Chociaż nie równało się to z tym, co zrobił w przeszłości, i tak znów poczułam się jak ostatnia szmata. Biłam go i wyrywałam się, ale to wszystko było na nic. Modliłam się tylko o to, aby cała ta sytuacja okazała się snem. Miało to miejsce w ostatni dzień egzaminów. Nie mam pojęcia, dlaczego Jakcson wrócił. Nie mam pojęcia, dlaczego był taki spokojny i uśmiechnięty. Wiedziałam jednak, że wybrał odpowiedni moment. Moich… rodziców zapewne przez długi czas nie będzie jeszcze w domu, a on miał tego świadomość. Chciałam jak najszybciej skontaktować się z Justinem, ale mężczyzna, gdy tylko się o tym dowiedział, wpadł w jakiś szał. Mój telefon wylądował w jego kieszeni, a moje ciało na podłodze. Nie rozumiałam jego wściekłości, tym bardziej, że chodziło mu tylko o to, że mam chłopaka. Mówił, że nikt nie ma prawa się do mnie zbliżać i mnie dotykać. Groził, że go znajdzie i zabije. Kiedy kazał mi do niego zadzwonić w celu zerwania, nie widziałam innego wyjścia. Musiałam go chronić. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś mu się przeze mnie stało. Justin odebrał błyskawicznie. Mogłam się domyślić, że od kilku dni wisi na telefonie, czekając na to, aż się z nim skontaktuję. Zwłaszcza, że nie odbierałam połączeń od niego.
- Sophie, nareszcie. – w jego głosie wyczułam radość. Mnóstwo radości. I
właśnie to było najsmutniejsze.
- Justin, posłuchaj mnie uważnie, bo powiem to tylko raz. – milczał, najwyraźniej
oczekując kontynuacji, a ja wzięłam głęboki wdech. Musiałam to załatwić jak
najszybciej. - Nie wrócę do Kanady. – nie rozłączyłam się tylko dlatego, że
miałam nadzieję usłyszeć jak bardzo mnie kocha, i że chce mojego powrotu.
- Chodzi Ci o Carmen? – zapytał szybko. - Proszę, pozwól mi chociaż
wyjaśnić.. – Jakcson wyciągał już rękę w stronę mojego iphona.
- A ja Cię proszę, abyś nigdy więcej do mnie nie dzwonił. - zanim zdążył
cokolwiek powiedzieć, przerwałam połączenie.
- Grzeczna dziewczynka. – mężczyzna pogłaskał mnie po włosach, a z moich
oczu błyskawicznie wylało się morze łez.
Siedziałam w swoim pokoju, który zamknięty był na klucz. Oczywiście od strony zewnętrznej. Zastanawiałam się, czy jest jakaś możliwość, abym mogła skontaktować się z Justinem. Powinnam mu wiele wyjaśnić, ale z drugiej strony to nawet nie miałoby sensu. Nie mogłam przecież powiedzieć mu o Jacksonie. Mój ukochany nie zrozumiałby, że musi na siebie uważać i zapewne zrobiłby coś głupiego. Tylko tak bardzo chciałabym go zobaczyć i usłyszeć, że wszystko będzie w porządku. Nie Sophie, nie będzie. Ten sukinsyn będzie Cię tu więził do czasu powrotu tej dwójki ludzi, którzy przez całe życie Cię okłamywali. Z dwojga złego, wolałabym przebywać w towarzystwie oszustów, niż tego psychola. Nawet nie wiadomo, co może mu chodzić po głowie. Nagle klamka poruszyła się, a w drzwiach stanął Jackson.
- Przestań się w końcu mazać. – warknął zdenerwowany, podchodząc do mnie.
Szarpnął mnie za ramię, aby moje ciało uniosło się do góry. – Słyszałem
dzwonek. Idź otworzyć te cholerne drzwi. – pchnął mnie w stronę wyjścia z
pokoju. Powoli zeszłam po schodach, myśląc o tym, kto może być moim następnym
gościem. Nie mogła być to Lily, bo myśli, że wyjechałam. Kiedy już otworzyłam drzwi,
zamarłam. Stał w nich nie kto inny jak Justin. W jego oczach ujrzałam
przerażenie. No cóż, niekoniecznie mnie to dziwiło. Moja twarz była zmęczona, a
oczy przekrwione od ciągłego płaczu. Najgorsze, że kiedy go zobaczyłam, na
moich policzkach, jakby automatycznie, pojawiła się kolejna porcja łez.
- Justin, co Ty tu robisz? – wyjąkałam, ledwo powstrzymując się od rzucenia
w jego ramiona.
- Mówiłaś, że mam nie dzwonić. – chłopak chciał wejść do środka, ale wyszłam
do niego, tarasując mu przy tym drogę.
- Wracaj do domu, nie powinieneś tu być. – miałam ochotę wołać o pomoc, ale
starałam się stwarzać wrażenie niedostępnej. Po chwili usłyszeliśmy gruby,
męski głos. No nie.
- Kto przyszedł? – Justin posłał mi pytające spojrzenie, a ja tylko
przygryzłam dolną wargę. Kiedy mężczyzna do nas dołączył, brązowooki wydawał
się być nieco zdezorientowany.
- Poznaj Jacksona. – po tych słowach, jego oczy wielkością przypominały
pięciozłotówki, a usta rozwarły się, ustępując przyśpieszonemu oddechowi. Mężczyzna
wyciągnął w jego stronę dłoń, a chłopak podał mu swoją, z wyraźnym
obrzydzeniem.
- Czy mógłbym porozmawiać z Sophie? – zapytał grzecznie. Miałam nadzieję, że
tylko ja widzę, jak zaciska pięści. Jackson przyjrzał mu się uważnie, po czym
posłał mi znaczące spojrzenie i cwaniacki uśmieszek.
- Macie pięć minut. – po tych słowach zerknął w mojego iphona, co nie
pozostało niezauważone przez Justina. Kiedy mężczyzna zamknął drzwi, razem z chłopakiem
odeszliśmy od nich. Wiedziałam, że nasza rozmowa będzie podsłuchana i chciałam
chociaż odrobinę temu zapobiec. Moje oczy już po chwili utonęły w czekoladowych
tęczówkach mojej miłości.
- Sophie..
- Po co przyjechałeś? – przerwałam mu, a on spojrzał na mnie z
niedowierzaniem.
- Bo się o Ciebie martwiłem i nie wmówisz mi, że niepotrzebnie. – chciał mnie
złapać za rękę, ale szybko się od niego odsunęłam. – Co tu się dzieje? –
zapytał zdenerwowany.
- Po prostu odejdź, Justin. – poprosiłam, odwracając wzrok.
- Nie zostawię Cię z nim samej! – tym razem nie pozwolił mi na to, abym się
wyrwała. Może to nawet lepiej. Czułam, że potrzebuję jego bliskości.
- Nie chcę żebyś zostawał, rozumiesz? – spojrzałam na niego, usiłując
przybrać jakąś wiarygodną minę. – Zajmij się Carmen, a mnie zostaw w spokoju. -
chłopak zamrugał kilka razy, po czym przyłożył dłonie do moich policzków.
- Nie poznaję Cię. – powiedział prosto w moją twarz.
- Ty nic nie rozumiesz. – nie mogąc się powstrzymać, złapałam go za rękę.
- Więc mi wytłumacz. – to nie była prośba. Był totalnie rozzłoszczony. –
Przyjechał do Ciebie, nie pozwala Ci na kontakt z ludźmi, a nawet nie bał się
zostawić Cię teraz ze mną samej. – przetarłam twarz dłońmi, powstrzymują
kolejne łzy.
- Bo wie, że nie chcę Cię narażać. – szepnęłam załamana. Nie mogłabym teraz
uciec, wiedząc, że po tym to Justin miałby kłopoty.
- Co? – nie zrozumiał, a ja nie
zdążyłam mu nic wyjaśnić, bo usłyszałam głośne wołanie Jacksona.
- Muszę iść. – odwróciłam się na pięcie, ale chłopak złapał mnie za rękę.
- Chyba nie myślisz, że po prostu zostawię Cię w spokoju? – zakpił.
- Tak, tak właśnie myślę. – dlaczego on zawsze musi wszystko utrudniać?
- Nie po tym, co tu zobaczyłem. – zmrużyłam oczy i ścisnęłam mocno jego ramiona, choć tak naprawdę znów
miałam ochotę w nich wylądować.
- Nie próbuj żadnych numerów. – szybko pobiegłam w stronę domu, a Jakcson
wciągnął mnie do środka.
Wylewałam łzy w poduszkę, błagając o to, aby cały ten koszmar się skończył.
Znów byłam rozdarta. Chciałam mieć Justina przy sobie, a z drugiej strony
miałam nadzieję, że już się tu nie pojawi. Kiedy mężczyzna wszedł do mojego
pokoju i usiadł na łóżku obok mnie, trzęsłam się ze strachu. Tak cholernie bałam
się powtórki z przeszłości.
- Dlaczego płaczesz? – zapytał spokojnie, odgarniając kosmyk moich włosów za
ucho. Co za popieprzone pytanie.
- Dlaczego mi to robisz? – załkałam, przymykając oczy.
- Ale co? – wymruczał. Poczułam, że jego dłoń wędruje po mojej nodze.
- Właśnie to. – wycedziłam przez zęby. Chciałam się odsunąć, ale byłam wręcz
sparaliżowana.
- Nie chcę Cię krzywdzić. Chcę Ci sprawić przyjemność. – pchnął mnie tak, że
po chwili leżałam na plecach. Nie, nie mogę na to pozwolić. Usiłowałam się
podnieść, ale mężczyzna usiadł na mnie, ściskając moje nadgarstki.
- Błagam, nie. – jęknęłam tylko. Moja twarz była już mokra od spływającego
po niej wstydu. Jackson nie odpowiedział, ale zaczął całować mnie po szyi. –
Przestań! – krzyknęłam, wiercąc się na wszystkie strony.
- Spokojnie, to potrwa tylko chwilkę. – moje dłonie włożył pod swoje kolana,
a swoimi zabrał się za podwijanie mojej bluzki. – Największe atrakcje zostawię
sobie na później. – złapał mnie za włosy, a jego język poczułam prawie, że w
moim gardle. Kręciłam głową i wiłam się, ale nic nie mogło mnie już uratować.
Najgorsza nie była jednak dla mnie świadomość, że poczuję w sobie tego
psychopatę, ale ta, że tym samym zdradzę Justina. Po domu roznosił się mój
głośny szloch i wołanie o pomoc.
------------------------------
WAŻNE: znów zepsułam swojego laptopa. Nie ma opcji, abym dostała teraz nowego. Ten (krótki i denny, bo miałam mało czasu na napisanie) rozdział dodaję, bo udało mi się dosiąść do kompa brata. Postaram się co jakiś czas czyjś dorwać, bo rozdziały i tak będę pisać w zeszycie, ale nie mogę zapewnić w jakich odstępach czasowych będą się pojawiać. Pozdrawiam i bardzo, bardzo przepraszam :(
Świetny rozdział. ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Justin będzie o nią walczył i ją uratuje od tego psychopaty.
Dlaczego wszystko się komplikuje? :( jesteś genialna, naprawdę. Mam nadzieję że wszystko będzie u nich ok, ba musi być haha .
OdpowiedzUsuńWcale nie taki denny. Świetny rozdział ; )
OdpowiedzUsuńjejku, to już prawie 2 miesiące. tęsknimy za tobą♥
OdpowiedzUsuń