- Cholera. - warknęłam, otwierając drzwi mercedesa. Wyskoczyłam z niego z prędkością światła.
- Co jest? - zapytał zdziwiony Jeydon, kiedy już stał obok mnie.
- Nie widziałeś? - wskazałam ręką na uciekającego mężczyznę. - To paparazzi! - byłam wręcz załamana. Zdjęcie, które właśnie nam zrobiono, będzie zapewne widniało jutro na pierwszych stronach wszystkich kolorowych czasopism. Już widzę te nagłówki - "Była dziewczyna sławnego piosenkarza znalazła pocieszenie". Szlag by to trafił.
- No i? - miałam ochotę rozszarpać roześmianego chłopaka. - Czym Ty się martwisz? - najwidoczniej nie widział w tym wszystkim żadnego problemu.
- Przecież Justin dowie się o naszym spotkaniu! - jęknęłam, chowając twarz w dłoniach.
- Nie powiedziałaś mu? - zapytał zszokowany.
- Czy Ty myślisz, że gdybym to zrobiła, stałabym tutaj z Tobą? - teraz to ja się zdziwiłam. Przecież to oczywiste, że Justin w żadnym wypadku nie pozwoliłby mi na wyjście z Jeydonem i zrobiłby wszystko, aby takowemu zapobiec.
- Daj spokój, jest daleko stąd. Nie mógłby Cię powstrzymać. - uniosłam brwi do góry.
- Po pierwsze, to gdyby o tym wiedział, już dawno byłby w Los Angeles. - i nie wypuszczał mnie ze stalowego uścisku, powinnam dodać. - Chociaż wiesz, wystarczyłoby jego jedno słowo, a siedziałabym teraz w domu. - chłopak uśmiechnął się ironicznie.
- Czyżby? - zakpił. - To dlatego mu nie powiedziałaś? - wszystko się we mnie zagotowało. Otworzyłam usta, ale, cholera, nie wiedziałam co powiedzieć. Oczywiście najlepszym wyjściem z całej tej sytuacji wydawała mi się zwykła ucieczka, więc niewiele myśląc, skierowałam się w stronę drzwi mojego domu. Nie było mi jednak dane do niego wejść, gdyż Jeydon błyskawicznie mnie złapał. - Nie wściekaj się. - poprosił. - Musisz jednak przyznać, że coś w tym jest. - wyrwałam nadgarstek z jego uścisku i zaplotłam ręce na piersi, oczekując kontynuacji. - Chciałaś się ze mną spotkać, a nie powiedziałaś mu, bo wiesz, że by się nie zgodził. Swoją drogą, jest to dla mnie dziwnie. Przecież jesteście w - odchrząknął - związku - przy tym słowie na jego twarzy pojawił się sarkastyczny uśmiech. - No wiesz, ufacie sobie i takie tam, więc niby dlaczego miałby Ci nie pozwolić się ze mną zobaczyć? - chciałam odpowiedzieć, ale mnie wyprzedził. - Co, boi się konkurencji? - moje oczy zrobiły się nagle jak pięciozłotówki.
- Konkurencji? - wykrztusiłam po dłuższej chwili. - Czyli Ty naprawdę myślisz, że masz jeszcze jakieś szanse? - prychnęłam. Nie wiedziałam czy mam się śmiać, czy zacząć płakać. Jeydon wzruszył niedbale ramionami.
- No nie wiem. - mruknął. - Po prostu próbuję zrozumieć jego dziecinne zachowanie. - przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie słowa. Dziecinne zachowanie? Boże, dopomóż. Ten chłopak zachowuje się, jakby cała sytuacja z przeszłości nie istniała. Myśli chyba, że jesteśmy przyjaciółmi, którzy po prostu odnawiają kontakt po wakacjach.
- Nie pomyślałeś o tym, że nie byłby do Ciebie uprzedzony, gdybyś mnie nie zranił? - na twarz Jeydona nareszcie wstąpiło chociaż trochę powagi. - No wiesz, troszczy się o mnie i martwi. Nie chce żeby spotkało mnie coś złego. To się nazywa miłość, czy jakoś tak. - chłopak, chyba zawiedziony moją pewnością uczuć Justina, pokiwał powoli głową.
- Albo zaborczość. - no nie, ja już nie mam siły.
- Wiesz co? - westchnęłam. - To nie ma sensu, my się po prostu nie dogadamy. - posłałam mu coś na kształt pocieszającego uśmiechu. Na chwilę zapanowało milczenie.
- Czy to nie Lily? - podążyłam za wzrokiem chłopaka.
- No nie. - burknęłam. - Musisz już jechać. - popchnęłam go w stronę samochodu. Sama nie wiem kiedy znalazłam się w jego ramionach.
- My musimy jechać. - poprawił, wrzucając mnie na tyle siedzenia mercedesa. Zanim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch, mający na celu coś w stylu ucieczki, Jeydon ruszył z piskiem opon. Podniosłam się, aby wyjrzeć przez tylną szybę. Lily dopiero podjechała pod mój dom, ale i tak miałam wrażenie, że doskonale wie, czyj samochód spod niego odjechał.
- Nadal nie rozumiem, dlaczego mu nie powiedziałaś. - zaczął chłopak, kiedy siedzieliśmy razem na jakimś polu. Nieznajome i puste miejsce nie było chyba najbezpieczniejszym na spotkanie z nieobliczalnym typem, jakim zdecydowanie jest Jeydon, ale nawet nie wiedziałabym jak wrócić stąd do domu, więc byłam zdana tylko na niego.
- Bo nie. Po prostu. - nie wiem który już raz to powiedziałam.
- No tak, od razu byście się pokłócili, nie wspominając o tym, że własny chłopak starłby z Twojej twarzyczki radość, którą podobno sam tworzy. - znowu ten śmiech. Zazgrzytałam zębami, ale zamiast okazać swoją złość, uśmiechnęłam się słodko.
- Nie o swoją twarz się boję. W końcu Justin jest prawdziwym mężczyzną. - brawo, Sophie. Te słowa były strzałem w dziesiątkę. Jeydon zacisnął usta w wąską linię, intensywnie nad czymś myśląc, a ja położyłam się na trawie, zadowolona ze swojej odpowiedzi. Wiedziałam, że zrozumiał aluzję do jego ciosu wymierzonego we mnie niegdyś na szkolnym parkingu. Nie był aż tak głupi.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi. - mruknął w końcu. Tak, tak, wiem. - Przepraszam. - usłyszałam nagle. Niby to słowo już padło z jego ust, ale teraz, przepełnione tyloma emocjami, brzmiało całkiem inaczej. - Naprawdę Cię za wszystko przepraszam. - z niedowierzaniem podniosłam się, zerkając na jego twarz. - Wiem, że teraz już na to za późno, ale..
- Lepiej późno niż wcale. - uśmiechnęłam się delikatnie i zaraz tego pożałowałam, bo chłopak wziął chyba te słowa za dobrą monetę. Jak zorientowałam się po chwili, zbyt dobrą monetę. Kiedy zaczął się do mnie zbliżać, zamarłam. Szybko go od siebie odepchnęłam. - Źle mnie zrozumiałeś. - odsunęłam się od niego.
- Nigdy nie będziesz moja. - westchnął cicho.
- Nigdy. - powtórzyłam dobitnie, patrząc mu prosto w oczy.
- Żałuję, że to wszystko tak się potoczyło i nawet nie wiesz ile bym oddał, aby cofnąć czas do momentu, w którym.. - na chwilę się zaciął. Chciał chyba powiedzieć coś o czasach, kiedy nie było tu jeszcze Justina, ale ostatecznie się powstrzymał. - w którym jeszcze coś do mnie czułaś. - w duchu prosiłam sama siebie, aby tylko nie dać się nabrać na ten jego żal.
- To już nigdy nie wróci. - szepnęłam, odwracając wzrok. Najgorsze, że tak ciężko było mi wypowiadać słowa skierowane przeciwko naszej znajomości. Dlaczego? Boże, dlaczego?
- Kocham Cię, wiesz? - tylko nie to. Gdybym stała, zapewne już bym upadła. Nawet teraz, siedząc, poczułam, że nogi zrobiły mi się jak z waty.
- Przestań. - poprosiłam błagalnym tonem. Naprawdę nie chciałam słuchać takich wyznań. Nie, kiedy stało się między nami tyle złego. Nie, kiedy Justin jest daleko stąd i wiem, że tylko jego potrzebuję.
- Chcę żebyś to wiedziała. Zasługujesz na miłość. - nie mogłam uwierzyć, że takie słowa padają z jego ust, ale nie mogłam też pozwolić, aby przejęły mój umysł.
- Jestem kochana, Jeydon. Jestem kochana bardziej, niż ktokolwiek inny. - i szczęśliwa. Zawsze, kiedy myślałam o Justinie, moje serce biło szybciej, a moje ciało wypełnione było najgorętszymi uczuciami.
- W to nie wątpię. - mruknął, ale oczywiście chodziło mu tylko o to, co czuje do mnie on sam.
- Nie wiesz, czym jest miłość. - powiedziałam, unosząc wzrok.
- To, że nie jestem taki jak ten Bieber, nie oznacza, że nie mam uczuć. - jego spojrzenie było niemalże tak żałosne, jak jego słowa. Przecież wcale nie chciałam żeby tak pomyślał.
- Masz. - zapewniłam, patrząc mu w oczy. - Jakieś na pewno. - dodałam ciszej. - Ale to nie to samo. - moje słowa dopełniłam uśmiechem, aby nie pozwolić samej sobie się rozkleić.
- Każda miłość jest inna, czyż nie? - pokręciłam przecząco głową.
- Nie. Tylko rodzaje miłości mogą się różnić, ale wiesz, chodzi o to, że musisz potrafić się dla kogoś poświęcić, chcieć dla kogoś jak najlepiej, a Ty.. - przerwał mi cichym prychnięciem.
- I co, myślisz, że nie mogłoby Ci być lepiej? - przygryzłam dolną wargę, a w głowie szybko powróciłam do czasów, kiedy Justina miałam dla siebie tylko na ekranie komputera.
- Nie. - kiedy moje wspomnienia doszły do momentu, w którym siedzieliśmy razem, ostro pijani, w moim pokoju, zachciało mi się płakać, ale mimo to, mentalnie się do siebie uśmiechnęłam. - Nie bez niego. - cudownie mieć kogoś, kto samą obecnością w Twojej głowie, potrafi zmienić nastawienie do całego świata.
- A co z poświęceniem? - zapytał Jeydon, siadając centralnie naprzeciw mnie. - Nie sądzisz, że lepiej byłoby Wam, gdyby nie był sławny? Dla mnie to i tak żadna gwiazda - zaśmiał się, a ja zacisnęłam dłonie w pięści. - ale i tak, dlaczego nie rzuci tego wszystkiego dla dobra Waszego związku? - przez cały czas świdrował mnie wzrokiem. Poczułam się nieco niezręcznie, kiedy weszliśmy na ten temat. Nienawidzę go.
- Chce mojego szczęścia, ale ja również chcę, aby to on był szczęśliwy. Kocha to, co robi i długo na to pracował. W życiu nie pozwoliłabym, aby z tego zrezygnował. - zwłaszcza, że dążyłam do tego razem z nim. Zawsze w niego wierzyłam i byłam przy nim, kiedy tracił wiarę we wszystko. Jakże wielka była moja duma, gdy słyszałam jego głos w radiu.
- Pewnie nawet by nie..
- Chciał to zrobić. - przerwałam mu. - Chciał to zrobić właśnie dla mnie. Wie, że to dla mnie trudne i.. - teraz to chłopak przerwał mi gestem ręki.
- To dlatego pozwala ludziom na całym świecie Cię wyzywać? - wywróciłam oczami, w których właśnie pojawiły się łzy.
- Nie. Nasza więź jest i tak zbyt silna, nawet dla tego całego świata. - te słowa wydawały się być dobrą wymówką, jednak sama nie do końca w nie wierzyłam. To znaczy, wierzyłam w nasze uczucie, ale w siebie chyba nie do końca. Czułam, że zaraz wybuchnę
- Pieprzenie. - warknął chłopak. - Ja bym nie pozwolił Cię tak krzywdzić. - po tych słowach wstałam z miejsca i ruszyłam w stronę jego auta. Jeydon oczywiście zerwał się zaraz za mną. Odwróciłam się, mając ochotę uderzyć go w twarz. Powstrzymywał mnie chyba tylko strach przed jego reakcją.
- Sam robiłbyś to na tyle dobrze, że inni nawet by nie musieli! - wrzasnęłam w jego twarz. Czułam, że moje policzki przybierają odcień purpury.
- Sophie, nie płacz. - kto by pomyślał, że dopiero po takich słowach, z moich oczu wypłynie prawdziwe morze łez?
- Odczep się! - warknęłam, odpychając go od siebie. Kiedy złapał mnie za oba nadgarstki, zadrżałam, jednak nie powstrzymywałam się od krzyków. - Myślisz, że powiesz jedno "przepraszam" i cała przeszłość nagle zniknie? - zapytałam z niedowierzaniem. - Jesteś żałosny z tym całym najeżdżaniem na Justina, wiesz? - do tego, że bardziej bolą mnie słowa związane z moją miłością, niż ze mną, zdążyłam już przywyknąć. Ale przecież to właśnie przez to byłam ofiarą incydentu z Jeydonem. - Co Cię w ogóle obchodzi nasz związek? Nie możesz przeżyć tego, że jestem szczęśliwa? - chłopak w końcu mnie puścił, ale zbliżył dłonie do mojej twarzy.
- Nie wyglądasz na szczęśliwą. - powiedział spokojnie, ocierając z moich policzków łzy.
- Bo przy Tobie taka nie jestem! - ukryłam twarz w dłoniach. Nie miałam siły na kłótnię. - I nie mogłabym być już nigdy. - wymamrotałam, dławiąc się łzami. - Pogódź się z tym. - ostatnie słowa były niemalże błaganiem. Jeydon cierpliwie czekał, aż się uspokoję, a trwało to dłużej niż chwilę. Kiedy moja twarz była już prawie sucha, odetchnęłam głęboko. - Odwieziesz mnie do domu? Proszę. - chłopak nie odpowiedział, ale pokiwał głową, po czym skierował się w stronę swojego mercedesa. Otworzył mi drzwi od strony pasażera, a kiedy już wsiadłam do środka, zamknął je delikatnie, jakby obawiał się, że obecnie każda najmniejsza czynność może wprowadzić mnie w napad histerii. Całą drogę powrotną oboje przemilczeliśmy. Kiedy Jeydon zatrzymał się na podjeździe, chciałam jak najszybciej uciec.
- Zaczekaj. - zwrócił się do mnie spokojnym tonem. Posłałam mu pytające spojrzenie. - Wszystko w porządku? - zapytał troskliwie. Kiwnęłam głową. - Sophie..
- Nie zaczynaj. - jęknęłam, otwierając drzwi.
- Chcę tylko żebyś wszystko przemyślała na spokojnie. - wywróciłam oczami, po czym spojrzałam na niego, unosząc brwi do góry. Nagle usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Cholera, Justin. Zaciskając nerwowo usta, odrzuciłam połączenie. - Co, nie odbierzesz? - zapytał z pogardą w głosie.
- Nie ma tu nic do przemyślenia, Jeydon. - powiedziałam prosto, ignorując jego pytanie.
- Nie ufasz mu? - teraz to on zignorował moje słowa. Na chwilę zacisnęłam powieki, powstrzymując się od ponownego płaczu.
- Nie bój się, powiem mu o wszystkim. - warknęłam, dając nacisk na ostatnie słowo. Chłopak uśmiechnął się z wyższością. Otworzyłam szeroko oczy. - Co, tylko po to się ze mną spotkałeś? Chciałeś kolejnego dramatu? - nie mogłam w to uwierzyć. Wysiadłam z auta, trzaskając drzwiami. Zaraz po tym usłyszałam głos Jeydona.
- To nie..
- Nie obchodzi mnie co masz do powiedzenia. - przerwałam mu. - Jesteś zwykłą świnią! - krzyknęłam na odchodne.
- Dobrze wiesz, że nie chodzi mi o niego, tylko o Ciebie! Kocham Cię! - to były ostatnie dwa zdania, które usłyszałam. Szybko wbiegłam do domu, niemalże wyważając przy tym drzwi. Rzuciłam torebkę w kąt i skierowałam się w stronę kuchni. Najpierw zdziwiło mnie tylko zapalone światło, ale kiedy już do niej weszłam, doznałam większego szoku. Przy stole siedziały dwie osoby. Lily wpatrywała się we mnie, przygryzając przy tym wargę, a Justin, odwrócony do mnie plecami, zaciskał dłonie w pięści. Na stole leżała jakaś kartka. Kiedy się jej przyjrzałam, zauważyłam, że to zdjęcie, które zrobiono dziś mi i Jeydonowi w jego samochodzie. Przełknęłam nerwowo ślinę. Mam przechlapane.
Wow ciekawe co Justin zrobi !!!
OdpowiedzUsuńczekaam na nn ...:PD <3 ;3 ;**
OdpowiedzUsuńkuhdvsuilbliuhvbl\jhub *.* jej.. to jest świetne .! <3 błagam dodaj jak najszybciej NN :***
OdpowiedzUsuń