czwartek, 4 lipca 2013

CZ. II - 7 # Jestem rozdarta.

- Zostawię Was samych. - powiedziała Lily, wstając z krzesła. Nie zdziwiło mnie to, że nie chce być świadkiem dalszego rozwoju wydarzeń. Oczekiwałam piekła, jednak Justin nawet się nie odezwał. Podeszłam do niego i położyłam dłonie na jego ciele. Chłopak był wyraźnie spięty. Zaczęłam masować jego ramiona, mając nadzieję, że trochę się dzięki temu rozluźni. Cisza była bardzo frustrująca. Z westchnięciem usiadłam na krześle naprzeciw Justina. Wbijał wzrok w zdjęcie, które leżało na stole.
- Co tu robisz? - zapytałam nieśmiało. Nie odpowiedział, za to obdarzył mnie chłodnym spojrzeniem. Szybko odwróciłam wzrok. - Dobra, powiedz to. - nadal się nie odzywał. - No powiedz jaką to jestem idiotką! - szatyn spojrzał na mnie z politowaniem.
- Sophie.. - zaczął, zamykając przy tym oczy. Kiedy je otworzył, nie wiało już od niego takim chłodem. - Czy wszystko w porządku? - kiedy zadał to pytanie, poczułam przyjemne ukłucie w sercu. Justin nie był zdenerwowany, tylko zmartwiony.
- Tak. - odparłam prosto. Zrobiło mi się głupio, że podniosłam na niego głos.
- To dobrze. - czułam, że temat jeszcze się nie skończył. Miałam rację. - Więc może to jakoś wytłumaczysz? - podał mi fotografię.
- Dobrze wiesz, co się wydarzyło. - mruknęłam, krzywiąc się przy tym. Pokręcił przecząco głową.
- Nie do końca. Czy on Cię uprowadził? - na początku chciałam przytaknąć, ale zrzucenie całej winy na Jeydona byłoby chyba nie fair. No i powinnam być z Justinem szczera.
- Nie. Zgodziłam się na o spotkanie. - wyznałam zawstydzona.
- Dlaczego? - nie mogłam znaleźć w głowie żadnej mądrej odpowiedzi.
- Ja.. - zacięłam się. - Ja nie wiem. - chłopak westchnął cicho.
- Czego on od Ciebie chciał? - ze zdenerwowania przygryzłam wargę. Czy powinnam opowiedzieć mu cały przebieg naszego spotkania?
- Chodziło mu o odbudowanie naszych relacji. - szatyn przyjrzał mi się uważnie, jakby oczekując kontynuacji. - Przeprosił mnie..
- A Ty mu tak po prostu wybaczyłaś? - przerwał mi. Wzruszyłam ramionami.
- Nie do końca. - wymamrotałam.
- Znów się pokłóciliście? - próbował odgadnąć. Spuściłam wzrok w dół.
- Nie do końca. - powtórzyłam. Justin rozłożył ręce.
- Dobra, mam tego dość. Po prostu mi opowiedz, co się między Wami wydarzyło. - kiedy na niego spojrzałam, zobaczyłam, że nerwowo oblizał wargi. Czyżby myślał, że ja i Jeydon..
- Nic między nami nie zaszło. - powiedziałam szybko.
- Ale jest coś, co Cię gryzie. - zauważył. Tak dobrze mnie zna. Pokiwałam powoli głową. Postanowiłam powiedzieć prawdę.
- Powiedział, że mnie kocha. - chłopak przez długi czas milczał. Na chwilę ukrył twarz w dłoniach, a kiedy nasze oczy się spotkały, w jego brązowych tęczówkach tańczyły iskierki nienawiści.
- Nie chcę żebyś się z nim widywała. - coś ścisnęło mój żołądek. Jednak sama nie wiem czy miało to związek z gniewnym tonem głosu, czy może ze słowami Justina. Coś tu jest nie tak. Powinnam teraz odpowiedzieć, że nie mam zamiaru więcej spotykać się z Jeydonem.
- Dlaczego? - sama się zdziwiłam, że zadałam to pytanie, ale coś w mojej głowie nie zgadzało się z sercem.
- Bo to niebezpieczny człowiek. - prosty i chyba nawet prawdziwy powód.
- A może po prostu boisz się konkurencji? - zacytowanie słów Jeydona w tym momencie, było chyba najgłupszym, co mogłam zrobić. Justin się roześmiał, ale był to śmiech przepełniony mnóstwem jadu.
- Jestem pewien Twoich uczuć do mnie. - mówiąc to, patrzył mi prosto w oczy. Moje serce biło teraz w nieodpowiednim rytmie. - Za to nie jestem pewien jego uczuć do Ciebie. - te słowa wypowiedział przez zaciśnięte zęby.
- Ludzie się zmieniają, Justin. - powiedziałam cicho, bawiąc się swoimi dłońmi.
- Nie tacy jak on. - przypomniał mi się czas, kiedy początki sławy zrobiły mojemu obrońcy pranie mózgu.
- Każdy zasługuje na drugą szansę. - szatyn wywrócił oczami.
- Ta sprawa nie podlega dyskusji. - miałam wrażenie, że jeszcze chwila i chłopak wybuchnie. Do tej pory starał się zachować chociaż trochę spokoju. Szczerze mówiąc, podziwiałam go za to, bo doskonale wiem, że moje zachowanie doprowadziłoby już do szału niejednego człowieka, któły miałby szansę być teraz na miejscu Justina. - W dodatku nawet nie powiedziałaś mi, że masz zamiar się z nim spotkać. - a no właśnie. Więc jak do cholery znalazł się tak szybko w Los Angeles, w dodatku z tym zdjęciem?
- Skoro już o tym mowa, nie mogę uwierzyć, że Lily jest taką.. - przerwałam w połowie zdania.
- Taką..? - zachęcił Justin. Coś nie pozwoliło mi jej wyzwać. W końcu to zrozumiałe, że się o mnie martwiła. Jednak..
- Prawdziwa przyjaciółka by tak nie postąpiła. - chłopak uśmiechnął się sarkastycznie.
- Jak trudno komuś ufać, prawda? - spytał z pogardą w głosie. Zrozumiałam aluzję do mojego zachowania. Już chciałam odpyskować, ale mnie wyprzedził. - Okażże tej dziewczynie trochę szacunku. Ona Cię jeszcze broniła. - że co? Posłałam szatynowi pytające spojrzenie. - Dzwoniłem do niej i pytałem co się z Tobą dzieje. Podobno trochę źle się czułaś i przespałaś prawie cały dzień. - chwila. Skoro Lily mnie kryła, to jakim cudem Justin się o wszystkim dowiedział? Nagle skojarzyłam fakty. Przecież żaden normalny paparazzi nie dostarczyłby mu tego zdjęcia. Wylądowałoby ono we wszystkich gazetach, owszem, ale nie zaraz po jego zrobieniu. Zacisnęłam zęby i chwyciłam fotografię w dłonie.
- Wynająłeś kogoś, żeby mnie śledził?! - poczułam, że robię się cała czerwona. Dawno nie byłam tak wkurzona. Miałam jeszcze resztki nadziei, które mówiły mi, że to nieprawda, ale Justin, jednym zdaniem utwierdził mnie w moim przekonaniu.
- Jak widać słusznie. - powiedział tylko, zabierając mi zdjęcie.
- Co, aż tak mi nie ufasz? - chłopak wstał z miejsca i podszedł do kosza na śmieci. Ja również podniosłam się z krzesła.
- Pokazałaś, jak można Ci ufać. - podarł fotografię na małe kawałeczki i wrzucił do dużego kubła.
- Ta Twoja pieprzona zaborczość. - Justin odwrócił się w moją stronę i uniósł brwi do góry.
- Zaborczość? - wyszeptał z niedowierzaniem w głosie. Czekał chyba, aż powiem, że miałam na myśli coś innego, ale tylko zaplotłam ręce na piersi i zmrużyłam oczy. - Jestem zaborczy, tak? - prychnął cicho. Kiwnęłam głową.
- Nie jestem Twoją własnością. - warknęłam.
- Zabawne. Jeszcze nie tak dawno mówiłaś, że należysz do mnie. - uśmiechnął się sarkastycznie. Złapałam się za głowę.
- Dobrze wiesz o co mi chodzi. - podeszłam do niego i objęłam jego szyję. Starałam się zachować spokojny ton głosu. Wcale nie miałam ochoty na kłótnię. - Nie możesz znieść tego, że mam prawo do własnego życia? Ty jesteś tak daleko..
- Czyli teraz wina jest po mojej stronie, tak? - zrzucił moje ręce ze swojego ciała, ale chwycił mnie za dłonie. Jednak nie dlatego, że zależało mu na bliskości, ale po to, bym nie mogła go znów objąć. Cały czas trzymał mnie na dystans. Bolesne uczucie. - Wystarczyłoby jedno Twoje słowo, dobrze o tym wiesz. - cholera, wkurzył się. - Dlaczego dopiero teraz..
- Nie o to mi chodziło. - przerwałam mu, drżącym głosem.
- Więc może zacznij mówić wprost, bo do tej pory wciąż trzeba Cię rozszyfrowywać. - opierając się o szafkę, włożył ręce do kieszeni spodni.
- Po prostu daj mi trochę luzu. - jęknęłam. Justin zmarszczył brwi.
- Masz za mało wolności? - zapytał zdziwiony. Na chwilę zacisnął szczękę, ale zaraz po tym po prostu wyszedł z kuchni i skierował się w stronę drzwi wyjściowych.
- Zaczekaj! - zawołałam, biegnąc za nim. Odwrócił się w moją stronę.
- Kocham Cię. - jeszcze chwila, a moje nogi odmówią posłuszeństwa. Te słowa zawsze działają na mnie z ogromną mocą. - Kocham Cię i się o Ciebie troszczę. - mówił coraz głośniej. - Nie chcę, aby stało Ci się coś złego. Martwię się, gdy jesteś sama, ale ja Cię nie ograniczam, do cholery! - ostatnie zdanie wręcz wykrzyczał. Chciałam go po prostu przytulić, ale zwyczajnie bałam się do niego podejść. - Chcesz własnego życia, mówisz? Chcesz luzu, tak? Masz za mało wolności? - słowa wyrzucał z siebie z taką prędkością, że ledwo rozumiałam, co mówi. Jednak ostatnie zdanie usłyszałam bardzo dokładnie. - Proszę bardzo, od dzisiaj rób co chcesz. - zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, wyszedł z mojego domu, trzaskając przy tym drzwiami. Lily znalazła mnie chwilę później, gdy leżałam na podłodze, zalana łzami.

Obudziłam się wcześnie rano. Właśnie dziś mieli wrócić moi rodzice. To nic, że zaraz po tym zapewne znów wyjadą. Ważne było to, że w ogóle ich zobaczę. Lily poszła do domu całkiem niedawno, kiedy już po raz setny odpowiedziałam jej, że wszystko jest w porządku. Tak, kłamałam. Wolałam jednak być teraz sama. Chciałam trochę odetchnąć. Postanowiłam zrobić rodzicom niespodziankę, co oznaczało małe porządki w ich pokoju. To prawda, czekało mnie sporo pracy, gdyż był on po prostu ogromny, ale jakoś mnie to nie zraziło. Zwłaszcza, że każda myśl o Justinie wręcz rozrywała moje serce. Problem w tym, że cała ta kłótnia była moją winą. Przegięłam. Totalnie przegięłam. Jak mogłam zarzucić mu, że nie czuję się wystarczająco swobodnie? Przecież tym, czego najbardziej potrzebuję, jest on. Jego żelazny uścisk, jego pocałunki, jego obecność. Tylko przy nim mogę w pełni oddychać, a wczoraj dałam mu do zrozumienia, że jest całkowicie inaczej. Pomyślał pewnie, że czuję się przy nim jak w klatce. Znalazł się tutaj specjalnie dla mnie, ponieważ martwił się o moje bezpieczeństwo, a ja, zamiast wykorzystać to, że jest blisko, odepchnęłam go od siebie. I pomyśleć, że to wszystko przez Jeydona. Chłopaka, przez którego ja cierpiałam, ale to właśnie Justin miał największe problemy. Uklęknęłam na podłodze, usiłując pozbyć się tych wszystkich myśli. Już niedługo miałam być w Kanadzie, obok mojej miłości. Będę miała okazję za wszystko przeprosić. Otworzyłam drzwiczki szafki, z której runęła na mnie sterta przeróżnych papierów. Dlaczego czytałam te cholerne napisy? W jednej chwili moje całe życie okazało się pieprzonym kłamstwem. "Wniosek o adopcję".

Kiedy para ludzi weszła do domu, siedziałam w kuchni, a na stole przede mną stała butelka wypełniona alkoholem. Kręciło mi się w głowie. Sama nie wiem, czy to od nadmiaru wódki, czy emocji. Oparłam się czołem o stół.
- Sophie? - sapnęła blondynka. - Co Ty wyprawiasz? - zapytała zdenerwowana, chyba do mnie podchodząc.
- Dlaczego mi nie powiedzieliście? - zapytałam wprost, jednak nie zrozumieli o co mi chodzi. Kiedy uniosłam wzrok, oboje się przerazili. Musiałam wyglądać okropnie, tonąc w morzu łez.
- Co się stało, córeczko? - zapytał troskliwie mężczyzna w garniturze.
- Nie mów tak do mnie! - ryknęłam, wstając z miejsca. Ledwo trzymałam się na nogach. Zachwiałam się. Kobieta chciała mnie złapać, ale jej na to nie pozwoliłam. - Nie dotykaj mnie! - warknęłam, odsuwając się od niej.
- Co się dzieje? - pierwszy raz się tak mną zainteresowali. Chwyciłam kartkę i rzuciłam ją pod ich nogi. Kiedy ją podnieśli, oboje zamarli. - Sophie, wytłumaczymy Ci.. - zaczęła blondynka.
- Co mi wytłumaczycie?! Że przez całe życie mnie oszukiwaliście?! Zrozumiałam! - wrzasnęłam, kierując się w stronę schodów.
- Zaczekaj. - mężczyzna złapał mnie za rękę, ale szybko mu się wyrwałam.
- Nie chcę Was słuchać! - naprawdę nie miałam ochoty na żadne wyjaśnienia. Z resztą, nie ma wyjaśnienia na coś takiego jak całe życie w pieprzonym kłamstwie. - Nie mam nawet ochoty na Was patrzeć! - kiedy machnęłam ręką, strąciłam ze stołu butelkę. Brakowało mi jednak siły i ochoty na zbieranie z podłogi maleńkich odłamków szkła. I tak ledwo widziałam na oczy. - Później to posprzątam. - mruknęłam.
- Sophie, naprawdę musimy porozmawiać. - kobieta miała w oczach łzy. Jej sztuczny smutek zdenerwował mnie jeszcze bardziej. Prychnęłam tylko.
- Jedźcie sobie! - krzyknęłam, wskazując na drzwi. - No już! Mam nadzieję, że zaraz znajdziecie się jak najdalej od tego miejsca! Jak najdalej ode mnie! - otarłam łzy wierzchem dłoni. Para nie wiedziała nawet co odpowiedzieć.
- Kochanie, wrócimy do tego tematu na spokojnie.. - dalej nie słuchałam. Ledwo doszłam do swojego pokoju, a kiedy już się w nim znalazłam, zaczęłam płakać jeszcze głośniej. Do mojego wyjazdu zostało kilka dni, ale postanowiłam znaleźć się w Kanadzie nieco wcześniej. Pomimo wczorajszej sytuacji, wiedziałam, kogo teraz najbardziej potrzebuję. Szybko wyciągnęłam z szafy torbę i zaczęłam się pakować, jednak alkohol we krwi wcale mi tego nie ułatwiał. Rzuciłam się na łóżko i wybrałam numer Justina. Nie zliczę, ile razy próbowałam się do niego dodzwonić. W końcu rzuciłam telefon w kąt i zaniosłam się głośnym, żałosnym szlochem. Rodzice mnie nie chcieli. Mój obrońca mnie nie chce. Jestem rozdarta.

13 komentarzy:

  1. O rany! Tego się nie spodziewałam. Kłótnia, adopcja? U la la, nieźle się porobiło :-/

    Czekam na ciąg dalszy :D
    @ameneris.

    OdpowiedzUsuń
  2. to jest po prostu... cudowne! Płaczę..

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne. Piękne jest to co Twoja wyobraźnia ze mną robi. Piękne jest to jak opisujesz emocje Sophie. Piękne jest to jak obrazujesz nam wnętrze Justina. Piękna jest ta historia i oryginalny, niepowtarzalny pomysł. Piękny jest sposób w jaki dobierasz słowa i opisujesz nam życie zagubionej i rozdartej nastolatki. Zaskakujesz mnie co rozdział. Życzę Ci niekończących się pomysłów na historię Sophie i Justina :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaaak ? czemu ten debil nie odbiera od niej telefonu !! co za CIOTA z niego. "rób co chcesz". Wkurzyłam się cholernie mi szkoda Sophie. Rozdział MEGA DOBRY ŚWIETNY I WGL <3 z resztą jak zawsze ! :D Uwielbiam twojego bloga i Ciebie <3 czekam niecierpliwie na następny ! @6MusicIsMyLife

    OdpowiedzUsuń
  5. Nowy wygląd jscnkcbkhe czadowy rozdział, tak jak zawsze, czekam na więcej!
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  6. coś cudownego *.* dużo się dzieje *.* błaaaaaaaaaaaaagam o NN <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie spodziewałam się czegoś takiego.. Biedna. Mam nadzieje, ze sie jej ułoży wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże biedactwo moje.:( Mam nadzieję na szybki rozdział i na poprawienie stosunków między rodzicami, a nią i Justinem, a nią :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak on mógł z nią zerwać ? ? :( Mam nadzieję , że ona nie zrobi nic głupiego i szybko dodasz rozdział, w którym wszystko się wyjaśni. ; D

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja pierdziele, jak się narobiło. Masakra. Nie sądziłam, że tak to się potoczy. Justin z nią zerwał i jeszcze okazało się, że jest lub może być adoptowana czy coś. Jejku nie sądziłam, że tak to się ułoży. Myślę, że wszystko się ułoży i będzie dobrze to tylko kwestia czasu :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Tego się nie spodziewałam :o Adopcja? I jeszcze ta kłótnia :(

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapraszam na http://two-person-in-one.blogspot.com Jest już 6. Miłego czytania !

    Czekam na kolejny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń