- Zostawię Was samych. - powiedziała Lily, wstając z krzesła. Nie
zdziwiło mnie to, że nie chce być świadkiem dalszego rozwoju wydarzeń.
Oczekiwałam piekła, jednak Justin nawet się nie odezwał. Podeszłam do
niego i położyłam dłonie na jego ciele. Chłopak był wyraźnie spięty.
Zaczęłam masować jego ramiona, mając nadzieję, że trochę się dzięki temu
rozluźni. Cisza była bardzo frustrująca. Z westchnięciem
usiadłam na krześle naprzeciw Justina. Wbijał wzrok w zdjęcie, które
leżało na stole.
- Co tu robisz? - zapytałam nieśmiało. Nie
odpowiedział, za to obdarzył mnie chłodnym spojrzeniem. Szybko
odwróciłam wzrok. - Dobra, powiedz to. - nadal się nie odzywał. - No
powiedz jaką to jestem idiotką! - szatyn spojrzał na mnie z
politowaniem.
- Sophie.. - zaczął, zamykając przy tym oczy. Kiedy
je otworzył, nie wiało już od niego takim chłodem. -
Czy wszystko w porządku? - kiedy zadał to pytanie, poczułam przyjemne
ukłucie w sercu. Justin nie był zdenerwowany, tylko zmartwiony.
- Tak. - odparłam prosto. Zrobiło mi się głupio, że podniosłam na niego głos.
-
To dobrze. - czułam, że temat jeszcze się nie skończył. Miałam rację. -
Więc może to jakoś wytłumaczysz? - podał mi fotografię.
- Dobrze wiesz, co się wydarzyło. - mruknęłam, krzywiąc się przy tym. Pokręcił przecząco głową.
-
Nie do końca. Czy on Cię uprowadził? - na początku chciałam przytaknąć,
ale zrzucenie całej winy na Jeydona byłoby chyba nie fair. No i
powinnam być z Justinem szczera.
- Nie. Zgodziłam się na o spotkanie. - wyznałam zawstydzona.
- Dlaczego? - nie mogłam znaleźć w głowie żadnej mądrej odpowiedzi.
- Ja.. - zacięłam się. - Ja nie wiem. - chłopak westchnął cicho.
- Czego on od Ciebie chciał? - ze zdenerwowania przygryzłam wargę. Czy powinnam opowiedzieć mu cały przebieg naszego spotkania?
- Chodziło mu o odbudowanie naszych relacji. - szatyn przyjrzał mi się uważnie, jakby oczekując kontynuacji. - Przeprosił mnie..
- A Ty mu tak po prostu wybaczyłaś? - przerwał mi. Wzruszyłam ramionami.
- Nie do końca. - wymamrotałam.
- Znów się pokłóciliście? - próbował odgadnąć. Spuściłam wzrok w dół.
- Nie do końca. - powtórzyłam. Justin rozłożył ręce.
-
Dobra, mam tego dość. Po prostu mi opowiedz, co się między Wami
wydarzyło. - kiedy na niego spojrzałam, zobaczyłam, że nerwowo oblizał
wargi. Czyżby myślał, że ja i Jeydon..
- Nic między nami nie zaszło. - powiedziałam szybko.
- Ale jest coś, co Cię gryzie. - zauważył. Tak dobrze mnie zna. Pokiwałam powoli głową. Postanowiłam powiedzieć prawdę.
-
Powiedział, że mnie kocha. - chłopak przez długi czas milczał. Na
chwilę ukrył twarz w dłoniach, a kiedy nasze oczy się spotkały, w jego
brązowych tęczówkach tańczyły iskierki nienawiści.
- Nie chcę
żebyś się z nim widywała. - coś ścisnęło mój żołądek. Jednak sama nie
wiem czy miało to związek z gniewnym tonem głosu, czy może ze słowami Justina. Coś tu jest nie tak. Powinnam teraz odpowiedzieć, że nie mam
zamiaru więcej spotykać się z Jeydonem.
- Dlaczego? - sama się zdziwiłam, że zadałam to pytanie, ale coś w mojej głowie nie zgadzało się z sercem.
- Bo to niebezpieczny człowiek. - prosty i chyba nawet prawdziwy powód.
-
A może po prostu boisz się konkurencji? - zacytowanie słów Jeydona w
tym momencie, było chyba najgłupszym, co mogłam zrobić. Justin się
roześmiał, ale był to śmiech przepełniony mnóstwem jadu.
- Jestem
pewien Twoich uczuć do mnie. - mówiąc to, patrzył mi prosto w oczy. Moje
serce biło teraz w nieodpowiednim rytmie. - Za to nie jestem pewien
jego uczuć do Ciebie. - te słowa wypowiedział przez zaciśnięte zęby.
- Ludzie się zmieniają, Justin. - powiedziałam cicho, bawiąc się swoimi dłońmi.
- Nie tacy jak on. - przypomniał mi się czas, kiedy początki sławy zrobiły mojemu obrońcy pranie mózgu.
- Każdy zasługuje na drugą szansę. - szatyn wywrócił oczami.
-
Ta sprawa nie podlega dyskusji. - miałam wrażenie, że jeszcze chwila i
chłopak wybuchnie. Do tej pory starał się zachować chociaż trochę
spokoju. Szczerze mówiąc, podziwiałam go za to, bo doskonale wiem, że
moje zachowanie doprowadziłoby już do szału niejednego człowieka, któły
miałby szansę być teraz na miejscu Justina. - W dodatku nawet nie powiedziałaś
mi, że masz zamiar się z nim spotkać. - a no właśnie. Więc jak do cholery
znalazł się tak szybko w Los Angeles, w dodatku z tym zdjęciem?
- Skoro już o tym mowa, nie mogę uwierzyć, że Lily jest taką.. - przerwałam w połowie zdania.
- Taką..? - zachęcił Justin. Coś nie pozwoliło mi jej wyzwać. W końcu to zrozumiałe, że się o mnie martwiła. Jednak..
- Prawdziwa przyjaciółka by tak nie postąpiła. - chłopak uśmiechnął się sarkastycznie.
-
Jak trudno komuś ufać, prawda? - spytał z pogardą w głosie. Zrozumiałam
aluzję do mojego zachowania. Już chciałam odpyskować, ale mnie
wyprzedził. - Okażże tej dziewczynie trochę szacunku. Ona Cię jeszcze
broniła. - że co? Posłałam szatynowi pytające spojrzenie. - Dzwoniłem do
niej i pytałem co się z Tobą dzieje. Podobno trochę źle się czułaś i
przespałaś prawie cały dzień. - chwila. Skoro Lily mnie kryła, to jakim
cudem Justin się o wszystkim dowiedział? Nagle skojarzyłam
fakty. Przecież żaden normalny paparazzi nie dostarczyłby mu tego
zdjęcia. Wylądowałoby ono we wszystkich gazetach, owszem, ale nie zaraz
po jego zrobieniu. Zacisnęłam zęby i chwyciłam fotografię w dłonie.
-
Wynająłeś kogoś, żeby mnie śledził?! - poczułam, że robię się cała
czerwona. Dawno nie byłam tak wkurzona. Miałam jeszcze resztki nadziei,
które mówiły mi, że to nieprawda, ale Justin, jednym zdaniem utwierdził
mnie w moim przekonaniu.
- Jak widać słusznie. - powiedział tylko, zabierając mi zdjęcie.
- Co, aż tak mi nie ufasz? - chłopak wstał z miejsca i podszedł do kosza na śmieci. Ja również podniosłam się z krzesła.
- Pokazałaś, jak można Ci ufać. - podarł fotografię na małe kawałeczki i wrzucił do dużego kubła.
- Ta Twoja pieprzona zaborczość. - Justin odwrócił się w moją stronę i uniósł brwi do góry.
-
Zaborczość? - wyszeptał z niedowierzaniem w głosie. Czekał chyba, aż
powiem, że miałam na myśli coś innego, ale tylko zaplotłam ręce na
piersi i zmrużyłam oczy. - Jestem zaborczy, tak? - prychnął cicho.
Kiwnęłam głową.
- Nie jestem Twoją własnością. - warknęłam.
- Zabawne. Jeszcze nie tak dawno mówiłaś, że należysz do mnie. - uśmiechnął się sarkastycznie. Złapałam się za głowę.
-
Dobrze wiesz o co mi chodzi. - podeszłam do niego i objęłam jego szyję.
Starałam się zachować spokojny ton głosu. Wcale nie miałam ochoty na
kłótnię. - Nie możesz znieść tego, że mam prawo do własnego życia? Ty
jesteś tak daleko..
- Czyli teraz wina jest po mojej stronie, tak?
- zrzucił moje ręce ze swojego ciała, ale chwycił mnie za dłonie.
Jednak nie dlatego, że zależało mu na bliskości, ale po to, bym nie
mogła go znów objąć. Cały czas trzymał mnie na dystans. Bolesne uczucie.
- Wystarczyłoby jedno Twoje słowo, dobrze o tym wiesz. - cholera, wkurzył
się. - Dlaczego dopiero teraz..
- Nie o to mi chodziło. - przerwałam mu, drżącym głosem.
-
Więc może zacznij mówić wprost, bo do tej pory wciąż trzeba Cię
rozszyfrowywać. - opierając się o szafkę, włożył ręce do kieszeni
spodni.
- Po prostu daj mi trochę luzu. - jęknęłam. Justin zmarszczył brwi.
-
Masz za mało wolności? - zapytał zdziwiony. Na chwilę zacisnął szczękę,
ale zaraz po tym po prostu wyszedł z kuchni i skierował się w stronę
drzwi wyjściowych.
- Zaczekaj! - zawołałam, biegnąc za nim. Odwrócił się w moją stronę.
-
Kocham Cię. - jeszcze chwila, a moje nogi odmówią posłuszeństwa. Te
słowa zawsze działają na mnie z ogromną mocą. - Kocham Cię i się o
Ciebie troszczę. - mówił coraz głośniej. - Nie chcę, aby stało Ci się
coś złego. Martwię się, gdy jesteś sama, ale ja Cię nie ograniczam, do
cholery! - ostatnie zdanie wręcz wykrzyczał. Chciałam go po prostu
przytulić, ale zwyczajnie bałam się do niego podejść. - Chcesz własnego
życia, mówisz? Chcesz luzu, tak? Masz za mało wolności? - słowa wyrzucał
z siebie z taką prędkością, że ledwo rozumiałam, co mówi. Jednak
ostatnie zdanie usłyszałam bardzo dokładnie. - Proszę bardzo, od dzisiaj
rób co chcesz. - zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, wyszedł z mojego
domu, trzaskając przy tym drzwiami. Lily znalazła mnie chwilę później,
gdy leżałam na podłodze, zalana łzami.
Obudziłam się
wcześnie rano. Właśnie dziś mieli wrócić moi rodzice. To nic, że zaraz
po tym zapewne znów wyjadą. Ważne było to, że w ogóle ich zobaczę. Lily
poszła do domu całkiem niedawno, kiedy już po raz setny odpowiedziałam
jej, że wszystko jest w porządku. Tak, kłamałam. Wolałam jednak być
teraz sama. Chciałam trochę odetchnąć. Postanowiłam zrobić
rodzicom niespodziankę, co oznaczało małe porządki w ich pokoju. To prawda,
czekało mnie sporo pracy, gdyż był on po prostu ogromny, ale jakoś mnie
to nie zraziło. Zwłaszcza, że każda myśl o Justinie wręcz rozrywała moje
serce. Problem w tym, że cała ta kłótnia była moją winą.
Przegięłam. Totalnie przegięłam. Jak mogłam zarzucić mu, że nie czuję
się wystarczająco swobodnie? Przecież tym, czego najbardziej potrzebuję,
jest on. Jego żelazny uścisk, jego pocałunki, jego obecność. Tylko przy
nim mogę w pełni oddychać, a wczoraj dałam mu do zrozumienia, że jest
całkowicie inaczej. Pomyślał pewnie, że czuję się przy nim jak w klatce.
Znalazł się tutaj specjalnie dla mnie, ponieważ martwił się o moje
bezpieczeństwo, a ja, zamiast wykorzystać to, że jest blisko,
odepchnęłam go od siebie. I pomyśleć, że to wszystko przez Jeydona.
Chłopaka, przez którego ja cierpiałam, ale to właśnie Justin miał
największe problemy. Uklęknęłam na podłodze, usiłując pozbyć się tych
wszystkich myśli. Już niedługo miałam być w Kanadzie, obok mojej
miłości. Będę miała okazję za wszystko przeprosić. Otworzyłam
drzwiczki szafki, z której runęła na mnie sterta przeróżnych
papierów. Dlaczego czytałam te cholerne napisy? W jednej chwili moje
całe życie okazało się pieprzonym kłamstwem. "Wniosek o adopcję".
Kiedy
para ludzi weszła do domu, siedziałam w kuchni, a na stole przede mną
stała butelka wypełniona alkoholem. Kręciło mi się w głowie. Sama nie
wiem, czy to od nadmiaru wódki, czy emocji. Oparłam się czołem o
stół.
- Sophie? - sapnęła blondynka. - Co Ty wyprawiasz? - zapytała zdenerwowana, chyba do mnie podchodząc.
-
Dlaczego mi nie powiedzieliście? - zapytałam wprost, jednak nie
zrozumieli o co mi chodzi. Kiedy uniosłam wzrok, oboje się przerazili. Musiałam wyglądać okropnie, tonąc w morzu łez.
- Co się stało, córeczko? - zapytał troskliwie mężczyzna w garniturze.
-
Nie mów tak do mnie! - ryknęłam, wstając z miejsca. Ledwo trzymałam się
na nogach. Zachwiałam się. Kobieta chciała mnie złapać, ale jej
na to nie pozwoliłam. - Nie dotykaj mnie! - warknęłam, odsuwając się od
niej.
- Co się dzieje? - pierwszy raz się tak mną zainteresowali.
Chwyciłam kartkę i rzuciłam ją pod ich nogi. Kiedy ją podnieśli, oboje
zamarli. - Sophie, wytłumaczymy Ci.. - zaczęła blondynka.
- Co mi wytłumaczycie?! Że przez całe życie mnie oszukiwaliście?! Zrozumiałam! - wrzasnęłam, kierując się w stronę schodów.
- Zaczekaj. - mężczyzna złapał mnie za rękę, ale szybko mu się wyrwałam.
-
Nie chcę Was słuchać! - naprawdę nie miałam ochoty na żadne
wyjaśnienia. Z resztą, nie ma wyjaśnienia na coś takiego jak całe życie w
pieprzonym kłamstwie. - Nie mam nawet ochoty na Was patrzeć! - kiedy
machnęłam ręką, strąciłam ze stołu butelkę. Brakowało mi jednak siły i ochoty na zbieranie z podłogi maleńkich odłamków szkła. I tak ledwo widziałam na oczy.
- Później to posprzątam. - mruknęłam.
- Sophie, naprawdę musimy porozmawiać. - kobieta miała w oczach łzy. Jej sztuczny smutek
zdenerwował mnie jeszcze bardziej. Prychnęłam tylko.
- Jedźcie
sobie! - krzyknęłam, wskazując na drzwi. - No już! Mam nadzieję, że
zaraz znajdziecie się jak najdalej od tego miejsca! Jak najdalej ode
mnie! - otarłam łzy wierzchem dłoni. Para nie wiedziała nawet co
odpowiedzieć.
- Kochanie, wrócimy do tego tematu na spokojnie.. -
dalej nie słuchałam. Ledwo doszłam do swojego pokoju, a kiedy już się w
nim znalazłam, zaczęłam płakać jeszcze głośniej. Do mojego wyjazdu zostało kilka
dni, ale postanowiłam znaleźć się w Kanadzie nieco wcześniej. Pomimo wczorajszej sytuacji, wiedziałam, kogo teraz najbardziej potrzebuję. Szybko
wyciągnęłam z szafy torbę i zaczęłam się pakować, jednak alkohol we krwi
wcale mi tego nie ułatwiał. Rzuciłam się na łóżko i wybrałam numer
Justina. Nie zliczę, ile razy próbowałam się do niego dodzwonić. W końcu
rzuciłam telefon w kąt i zaniosłam się głośnym, żałosnym szlochem.
Rodzice mnie nie chcieli. Mój obrońca mnie nie chce. Jestem rozdarta.
O rany! Tego się nie spodziewałam. Kłótnia, adopcja? U la la, nieźle się porobiło :-/
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy :D
@ameneris.
to jest po prostu... cudowne! Płaczę..
OdpowiedzUsuńPiękne. Piękne jest to co Twoja wyobraźnia ze mną robi. Piękne jest to jak opisujesz emocje Sophie. Piękne jest to jak obrazujesz nam wnętrze Justina. Piękna jest ta historia i oryginalny, niepowtarzalny pomysł. Piękny jest sposób w jaki dobierasz słowa i opisujesz nam życie zagubionej i rozdartej nastolatki. Zaskakujesz mnie co rozdział. Życzę Ci niekończących się pomysłów na historię Sophie i Justina :)
OdpowiedzUsuńJaaak ? czemu ten debil nie odbiera od niej telefonu !! co za CIOTA z niego. "rób co chcesz". Wkurzyłam się cholernie mi szkoda Sophie. Rozdział MEGA DOBRY ŚWIETNY I WGL <3 z resztą jak zawsze ! :D Uwielbiam twojego bloga i Ciebie <3 czekam niecierpliwie na następny ! @6MusicIsMyLife
OdpowiedzUsuńOmg :(((((
OdpowiedzUsuńNowy wygląd jscnkcbkhe czadowy rozdział, tak jak zawsze, czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńxoxo
coś cudownego *.* dużo się dzieje *.* błaaaaaaaaaaaaagam o NN <3
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się czegoś takiego.. Biedna. Mam nadzieje, ze sie jej ułoży wszystko.
OdpowiedzUsuńBoże biedactwo moje.:( Mam nadzieję na szybki rozdział i na poprawienie stosunków między rodzicami, a nią i Justinem, a nią :)
OdpowiedzUsuńJak on mógł z nią zerwać ? ? :( Mam nadzieję , że ona nie zrobi nic głupiego i szybko dodasz rozdział, w którym wszystko się wyjaśni. ; D
OdpowiedzUsuńJa pierdziele, jak się narobiło. Masakra. Nie sądziłam, że tak to się potoczy. Justin z nią zerwał i jeszcze okazało się, że jest lub może być adoptowana czy coś. Jejku nie sądziłam, że tak to się ułoży. Myślę, że wszystko się ułoży i będzie dobrze to tylko kwestia czasu :D
OdpowiedzUsuńTego się nie spodziewałam :o Adopcja? I jeszcze ta kłótnia :(
OdpowiedzUsuńZapraszam na http://two-person-in-one.blogspot.com Jest już 6. Miłego czytania !
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział. :)