poniedziałek, 8 lipca 2013

CZ. II - 8 # Chcę być zamknięta w klatce stworzonej z Twoich ramion.

* oczami Justina *


- Może powinienem odebrać? - zwróciłem się do Christiana, który spojrzał na mnie jak na idiotę.
- Oczywiście, że powinieneś. - wyciągnął rękę w stronę mojego telefonu, ale kiedy chciał przeciągnąć palcem po ekranie, wstałem pośpiesznie z kanapy. Ponownie odrzuciłem połączenie i podszedłem do ogromnego okna..
- Nie jestem pewien czy chcę słuchać kolejnych bzdur. - mruknąłem, kładąc dłonie na parapecie. Mój przyjaciel zaraz znalazł się obok mnie.
- Nie jestem pewien czy dzwoniłaby tyle razy, gdyby chodziło o jakieś bzdury. - może miał rację? Postanowiłem, że następnym razem odbiorę.
- Nie dzwoni. - pożaliłem się po kilkunastu minutach.
- To może Ty do niej zadzwoń? - zaproponował chłopak. Oblizałem nerwowo wargi.
- Nie mogę pokazać, że jestem słaby. - Chris objął mnie ramieniem.
- Nie jesteś słaby. - uśmiechnął się pocieszająco. - Jesteś beznadziejny. - dodał, uderzając mnie w głowę. Po chwili usłyszeliśmy dźwięk smsa. Miałem nadzieję, że dostałem wiadomość od Sophie, jednak się pomyliłem. - Coś musi być nie tak. - mój przyjaciel podrapał się po głowie.
- Co jest? - zainteresowałem się.
- Do Ciebie dzwoni, a od Lily nie odbiera. - zmarszczyłem brwi.
 - Myślisz, że..
- Myślę, że Cię potrzebuje, idioto. - warknął. - Skontaktuj się z nią. - po tych słowach wyszedł z pokoju. A jeśli z Sophie dzieje się coś złego? Christian ma rację, powinienem z nią porozmawiać. Chociażby dlatego, że tęsknię za jej głosem. To prawda, wkurzyła mnie i to porządnie, ale jeśli mnie potrzebuje, nic innego nie powinno mieć dla mnie znaczenia. Spojrzałem na kalendarz, po czym podszedłem do niego i przekreśliłem dzisiejszą datę. Do przyjazdu mojej ukochanej zostało tylko kilka dni.

- Chrisa nie ma, a ja już wychodzę! - krzyknęła mama, otwierając drzwi mojego pokoju. - Miałeś dziś posprzątać. - przypomniała mi. Zakryłem twarz poduszką.
- Później. - przekręciłem się na drugi bok, usiłując zasnąć. Niestety, jakaś myśl nie dawała mi spokoju. Miałem po prostu złe przeczucia. Przez długi czas przewracałem się na łóżku, ale w końcu postanowiłem wstać. Spojrzałem na mój telefon. Sophie codziennie rano się odzywała, a dziś? Zero nieodebranych połączeń, zero wiadomości. Udałem się do łazienki w celu odbycia porannej toalety. Zimny prysznic orzeźwił mnie i trochę rozluźnił. Ubrany w luźny dres, wróciłem do swojego pokoju. Nie wytrzymałem, wybrałem numer mojej brunetki. Oczywiście nie odebrała. - To chyba jakiś żart. - syknąłem sam do siebie, odkładając telefon. Ukryłem twarz w dłoniach. Co chce mi pokazać? Że potrafi być twarda? Że jej nie zależy? Miałem ochotę zacząć krzyczeć. A jeśli naprawdę poczuła, że to koniec? Przecież wcale tego nie chciałem. A jeśli zrezygnuje z przyjazdu do Kanady? No nie, zdecydowanie za dużo tych pytań. Zerwałem się z miejsca i niewiele myśląc, wziąłem z szafki kluczyki do mojego nowego samochodu. Zbiegłem schodami na dół, a kiedy już otworzyłem drzwi wyjściowe, doznałem szoku.
- Justin! - brunetka rzuciła się na mnie, a jej usta odnalazły moje, kiedy tylko mnie do siebie przycisnęła. Boże, jak mi tego brakowało. W jednej chwili wszystko stało się piękniejsze. Okazało się, że jedynym, czego potrzebuję, są zachłanne wargi mojego anioła. Pocałunek nie należał do tych subtelnych i wcale mi to nie przeszkadzało. Zjechałem rękami po linii kręgosłupa dziewczyny i zacisnąłem dłonie na jej biodrach. Uniosła jedną nogę do góry, a ja, napierając na jej ciało, przycisnąłem ją do ściany. Kiedy moje ręce znalazły się na jej udach, uniosłem ją do góry. Oderwała się ode mnie by zaczerpnąć powietrza, po czym wplatając palce obu dłoni w moje włosy, przyssała się do moich, spragnionych jej, ust. Przejechałem kciukiem po jej policzku i właśnie wtedy zorientowałem się, że jest mokry. Odsunąłem się od dziewczyny i przyjrzałem się jej uważnie. To nawet nie był płacz, tylko żebranie o pomoc.
- Sweetheart. - w te słowo włożyłem tyle uczucia, ile tylko zdołałem z siebie wykrzesać.
- Nie odbierałeś. - wyszeptała. - Martwiłam się o Ciebie. - poczułem się co najmniej głupio. Nie, to mało powiedziane. Poczułem się jak skończony dupek. Wybierała mój numer w takim stanie, a ja odrzucałem każde połączenie.
- Przepraszam. - tylko tyle mogłem powiedzieć. - Co się stało? - zapytałem, głaszcząc ją po włosach. Otworzyła usta żeby odpowiedzieć, ale zaniosła się tylko głośnym szlochem. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do swojego pokoju. Usiadłem na łóżku, sadzając ją sobie na kolanach i czekałem, aż w końcu się uspokoi. Jednak Sophie płakała coraz głośniej. Odgarnąłem włosy z jej twarzy. Wystarczyło na nią spojrzeć, by domyślić się, że stan głębokiego smutku nie opuszcza jej od dość dawna. Denerwowało mnie to, że nie mogłem jej pomóc, bo nawet nie dała rady opowiedzieć mi o co chodzi. - Błagam.. - szepnąłem w jej rozgrzany policzek, muskając go delikatnie ustami, które, swoją drogą, wciąż pulsowały z bólu.
- Oszukali mnie, Justin. - wyjąkała po dłuższej chwili. - Całe życie kłamali. - wtuliła się w moje ramię, a jedną dłoń skierowała na moje żebra. Ścisnęła je tak mocno, że jęknąłem z bólu. Co takiego mogło się wydarzyć od czasu moich odwiedzin? Powstrzymałem się od zadawania kolejnych pytań. Nie potrafiła wypowiedzieć normalnie nawet jednego słowa.
- Porozmawiamy o tym później. - ucałowałem szyję brunetki, po czym ułożyłem ją w pozycji leżącej. Kiedy wstałem, usłyszałem jej osłabiony głos.
- Nie odchodź. - wyszlochała, siadając.
- Nie wyjdę stąd. - posłałem jej uśmiech i przykryłem kocem. Sophie wcale nie odetchnęła z ulgą. Wręcz przeciwnie, wpadła w histerię.
- Nie o to mi chodziło! - krzyknęła załamana. - Chcesz mnie zostawić, wiem to! - ciągnęła się za włosy, a z jej oczu wypływało mnóstwo łez. - Wcale nie chcę wolności! - jej stan w tym momencie był jak jeden z najstraszniejszych widoków w moim życiu. - Chcę żebyś wciąż był przy mnie! Chcę być zamknięta w klatce.. - wyciągnęła do mnie rękę. - Ale w klatce stworzonej z Twoich ramion. - na początku stałem jak wryty, ale oczywiście od razu chwyciłem jej dłoń i położyłem się obok niej. - Potrzebuję Cię..
- Shh.. - przytuliłem ją mocno. - Jestem tutaj. - pocałowałem ją we włosy. Przycisnęła mnie jak najbliżej swojego kruchego ciała.
- Potrzebuję Cię. - spojrzała na mnie z żalem w oczach. - Nie jesteś zaborczy. - kręciłem tylko głową. Nie chciałem żeby mi się tłumaczyła. Nie zasłużyłem sobie na to. - Jesteś kochany. - próbowałem nawet zakryć jej usta dłonią, ale mi na to nie pozwoliła. - Kocham Cię, rozumiesz? - znów wypowiada te słowa w tak okropnym stanie. Poczułem, że moje oczy robią się wilgotne.
- Rozumiem. Doskonale rozumiem. - bardzo delikatnie musnąłem jej usta.
- Nic między nami nie zaszło, naprawdę. - pogłaskałem ją po skołtunionych włosach.
- Wierzę Ci, przecież wiesz. A teraz..
- Byłam i nadal jestem tylko Twoja. - przecież ja to wszystko doskonale wiedziałem. - Bądź przy mnie. - nie miałem pojęcia dlaczego bała się, że chcę ją zostawić. Chyba naprawdę przesadziłem. Otarłem łzy z jej policzków.
- Skarbie, jestem tu. - chwyciłem jej dłoń i przyłożyłem do mojej twarzy. - Jestem tu. - powtórzyłem. - I nigdzie się nie wybieram. - dodałem, całując jej sine powieki. - A na pewno nie bez Ciebie. - wtuliłem policzek w jej włosy. -Zaśnij. Odpocznij. - poprosiłem.
- Ale Ty..
- Ja tu zostanę. - nie miałem zamiaru wypuścić jej z uścisku. - Jesteś bezpieczna..
- Bezpieczna w Twoich ramionach. - szepnęła, zaciskając palce na mojej bluzie.
- Tak. - potwierdziłem. - Śpij już. - w obawie, że znów zacznie mówić, zacząłem śpiewać "everything's gonna be alright". Miałem nadzieję, że i tym razem mi uwierzy.

Minęło kilka godzin. Sophie musiała być naprawdę zmęczona, bo spała jak zabita. Ani razu nie przekręciła się, a jej oddech był już unormowany. Ja, głaskając ją po plecach, myślałem tylko o tym, co mogło się wydarzyć. Musiało dopaść ją poważne załamanie, skoro przed samymi egzaminami opuściła szkołę, aby tylko być blisko mnie. No właśnie. Byłem taki szczęśliwy, mając ją przy sobie. Taki dumny, że zwróciła się akurat do mnie. I tak cholernie wkurzony na samego siebie. Jak mogłem nie odebrać tego pieprzonego telefonu, skoro doskonale wiem jak wielkiej opieki potrzebuje? Poczułem, że właśnie się porusza, jednak tylko cicho westchnęła. Nagle usłyszałem, że ktoś otwiera drzwi mojego pokoju. Był to Christian. Jakie to szczęście, że tym razem jego powitanie nie przybrało formy głośnego krzyku. Kiedy zobaczył, kto leży obok mnie, trochę się zdziwił.
- Co się stało? - zapytał cicho. Wzruszyłem tylko ramionami.
- Była cała roztrzęsiona. Nie potrafiła mi nawet wytłumaczyć. - odparłem, patrząc na jej słodką twarz. Powoli się przebudzała. - A Ty? Masz może jakąś sprawę? - zwróciłem się do mojego przyjaciela. Na początku trochę się zawahał, ale kiedy zobaczył, że brunetka otwiera oczy, westchnął tylko.
- Cześć. - przywitała się nieśmiało.
- Nie chciałem Cię obudzić. - posłał jej przepraszający uśmiech.
- W porządku, i tak długo spałam. - zauważyłem, że jest nieco zawstydzona. Uśmiechnąłem się, widząc, jak jej policzki przybierają różowy odcień.
- Porozmawiamy jutro. - kiwnąłem głową. - Zostawię Was. - Christian wyszedł z pokoju, a ja przeniosłem wzrok na Sophie. Ułożyła się w pozycji siedzącej i leniwie się przeciągnęła, po czym przetarła oczy rękawami swojej niebieskiej bluzki. Mógłbym na nią patrzeć cały dzień.
- Przepraszam. - spuściła wzrok w dół.
- Za co? - usiadłem obok niej i objąłem ją ramieniem.
- Chyba trochę przeszkadzam. - mruknęła, opierając głowę o moje ramię. - Naprawdę nie chciałam wchodzić Wam na głowę, wiem, że miałam przyjechać dopiero w weekend, ale..
- Stop. - złapałem ją za podbródek i zmusiłem do spojrzenia w moje oczy. - Co Ty w ogóle bredzisz? - trochę się zdenerwowałem. Przecież powinna wiedzieć, że zawsze jestem dla niej. No i, że nigdy nie mam dosyć jej obecności. - Odliczałem dni do Twojego przyjazdu. - na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Naprawdę? - spytała z niedowierzaniem. Pokiwałem głową. Usłyszeliśmy dźwięk smsa, który dochodził z telefonu Sophie. Odczytaliśmy go oboje. "Mam nadzieję, że zdążyłaś przemyśleć naszą wspólną sprawę. Jeszcze nie wszystko stracone. Daj znać, kiedy w pobliżu nie będzie Twojego kochasia. Nie mogę się doczekać kolejnego spotkania." Nadawcą był oczywiście Jeydon.
- Błagam, powiedz, że pomylił numery. - jęknąłem.
---------------------------------------------------
Dziękuję za 13 komentarzy pod ostatnim rozdziałem ;*

7 komentarzy:

  1. No to się porobiło...
    I na koniec jeszcze ten dupek, no kurde! ;)

    Bardzo fajny rozdział :D :*

    @ameneis

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku jakie to słodkie, że przyjechała do niego. Cieszę się, że Justin tak a nie inaczej postąpił. Mam nadzieję, że dziewczyna mu wszystko wytłumaczy, a Justin zrobi porządek z tym dupkiem, bo już mi ciśnienie skacze ;D Hehe.. mam nadzieję, że szybko dodasz nowy rozdział, bo ten jest BOSKI, ale trochę za krótki

    OdpowiedzUsuń
  3. No co za człowiek z tego Jeydona... Dałby już sobie spokój.
    Czekam na kolejny !

    OdpowiedzUsuń
  4. kurde... niech się Jeydon tam wpieprzy będzie draka ale niech te fanki się jej nie czepiają, bo mi meeega smutno ;''C - @alohadrewbiebs :))))

    OdpowiedzUsuń
  5. tak sobie trochę popłakałam razem z Sophie ale ok. Uwielbiam <3
    zasługujesz na więcej, niż marne 13 komentarzy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na 7 rozdział na http://two-person-in-one.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń